czwartek, 8 marca 2012

Prolog

4 lipca, Londyn, Anglia

-Na wakacje przyjedzie tutaj moja kuzynka, Grace - powiedział Niall do czterech nieogarniętych chłopaków, siedzących przy stole i w tempie prawie nadludzkim wpychających w siebie śniadanie.
Wszyscy spojrzeli na niego z zainteresowaniem, które zmieniło się w podejrzliwość, a na koniec ekscytację.
-Ładna chociaż? - spytał Harry, który oczywiście 24 godziny na dobę myśli tylko i wyłącznie o jednym.
-Przecież to kuzynka Nialla, odziedziczyła geny, więc lepiej zróbmy zapasy w lodówce.
-Wypraszam sobie. Zresztą, poznacie ją, to zmienicie zdanie. I.. na czas, kiedy tu będzie.. ogarnijcie się trochę, okej?
Cztery pary oczu wlepiły się w nieszczęsnego Horana, dla którego zostały już tylko 4 kiełbaski, talerz jajecznicy i miska płatków, co jest zdecydowanie zbyt małą porcją dla dojrzewającego chłopaka, który, jak twierdzi, ma nad wyraz pojemny żołądek.
-Taa jasne, będziemy grzeczni jak zawsze - odpowiedział z chytrym uśmiechem Zayn i pod stołem przybił piątkę Harry'emu.
Zapowiadały się ciekawe wakacje.


Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...



Grace Madeline Horan obudziła się zlana zimnym potem. Znowu ten sam sen. Śnił jej się bardzo często, kilka razy w tygodniu, a czasami nawet codziennie. Rozejrzała się dookoła, aby stwierdzić gdzie się znajduje, bo z pewnością nie w swoim pokoju. Samolot. Leciała samolotem z Dublina do Londynu, a stamtąd miała taksówką dojechać do tajnego domu swojego kuzyna Nialla, który dzielił z czwórką przyjaciół: Louisem, Harrym, Zaynem i Liamem, których większość społeczności znała jako One Direction. Grace znała ich tylko z internetu, telewizji i z oczywiście opowiadań Nialla, który stanowczo wyolbrzymiał ich inteligencję i talenty. Tak czy inaczej, to z nimi Grace miała spędzić nadchodzące wakacje, co mogło być całkiem interesującym doświadczeniem. Ciekawe jacy są prywatnie, bez paparazzi i blasku fleszy, pomyślała. Nigdy nie była ich wielką fanką, ale to najprawdopodobniej dlatego, że w ogóle specjalnie nie interesowało ją życie gwiazd. Muszą być wyjątkowi, w końcu Niall nie przyjaźni się z byle kim.
Z tą myślą, oparła głowę na ramieniu i spojrzała przez okno. Dalsza część podróży minęła już szybko.

* * * 
Jak Wam się podoba? Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, to niech poda swojego twittera, albo ewentualnie gadu w komentarzu. Do napisania! <3

4 komentarze:

  1. wiem że już dawno zakończyłaś tego bloga ale dopiero teraz biorę się za czytanie i tak ci o tym piszę xd. prolog bardzo mnie zaciekawil. szczególnie sen Grace. :))))
    +przepraszam z góry za wszystkie błędy w komentarzach ale czytam na telefonie xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń