sobota, 28 kwietnia 2012

Rozdział 21

27 lipca, Wenecja, Włochy

Z perspektywy Grace
Widok, jaki roztaczał się przed nami był absolutnie przepiękny. Nad błękitną wodą Grande Canale słońce chyliło się już ku zachodowi i rzucało złotą poświatę na miasto. Domki, zbudowane jakby z różnokolorowych kamieni zadawały się unosić na wodzie, którą gdzieniegdzie przecinały stare, lecz mocne i zabytkowe mosty. W oddali, jakby czuwając nad całym miastem stała słynna Wieża Zegarowa, a z drugiej strony Bazylika Św. Marka. Chłopcy zrobili sobie kilka zdjęć z uszczęśliwionymi włoskimi fankami, rozdali autografy, po czym opuściliśmy lotnisko i udaliśmy się na plac, skąd mieliśmy gondolą przepłynąć do Mestre, czyli tej części miasta, którą znajdowała się na lądzie.
-Tutaj, Bella -usłyszałam głos, a potem ujrzałam przed sobą sędziwego, ale dobrze trzymającego się Włocha. Jego głowa lekko przyprószona już była siwymi nitkami, lecz karnację miał ciemną, a oczy czarne jak węgiel.
-Jestem Gustavo, mio caro i mam tę przyjemność przewieźć was po słynnym kanale Grande i pokazać naszą di Venezia.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie, wydawał się być bardzo miłym człowiekiem. Obok nas po srebrnej powierzchni wody co chwilę przepływały gondole i tramwaje wodne, czyli vaporetta. Nieopodal stała duża łódź z zakrytym dachem, na której czarną farbą widniał napis "Arcobaleno", co po włosku oznaczało tęczę. Ścisnęłam dłoń stojącej obok mnie Devonne, a ona odwzajemniła uścisk - cieszyła się na pobyt w Wenecji, tak samo jak ja. 
-Zapraszam do mojego vaporetto -powiedział Gustavo i gestem wskazał, że mamy wejść na pokład po metrowej belce, pod którą złowieszczo szeleściła woda.
-Głęboko tam? -spytałam, bo wizja wpadnięcia do wody nie była przyjemna.
-Przy brzegu nie więcej niż 4 metri -odpowiedział starzec jak gdyby nigdy nic.
Pierwszy na pokład wszedł Paul, potem Liam, który pomógł wejść Danielle, Louis, Eleanor, Devonne, Niall, potem Harry. Gdy nadeszła moja kolej, spojrzałam na wszystkich na pokładzie łodzi i choć byli nie więcej niż półtora metra ode mnie, wydawało mi się, że dzieli nas przepaść.
-Boję się... -szepnęłam.
-Nie ma czego, Bella -krzyknął Gustavo. -Dwa kroki i po krzyku!
Rozejrzałam się jeszcze dookoła, jakby każda sekunda zwłoki mogła mi pomóc. Harry wołał do mnie z pokładu, że może zejść i mi pomóc, ale kiwnęłam przecząco głową.
-No dalej! -dopingowała mnie Eleanor.
Gupia, skarciłam się w duchu. Przecież to tylko deska, zamknij oczy i idź. Reszta załogi po drugiej stronie miała ze mnie niezłą zabawę. Nagle moje nogi same uniosły się do góry, straciłam kontakt z ziemią i mocno przytrzymałam się szyi Zayna, który jednym szybkim krokiem przeskoczył belkę i stanął na pokładzie "Arcobaleno". Rzuciłam mu gniewne spojrzenie, które oznaczało, że w żadnym wypadku nie mam zamiaru mu dziękować i powiedziałam cicho:
-Poradziłabym sobie sama.
-Zapewne -usłyszałam za sobą kpiący głos Malika.


Staliśmy na pokładzie tramwaju wodnego Gustava i oglądaliśmy pięknie oświetlone miasto. Danielle co rusz robiła zdjęcia i uwieczniała pobyt w jednym z najwspanialszych miejsc na Ziemi. Z lądu machali do nas obcy ludzie, niekoniecznie fani One Direction, raczej mili Włosi, którzy witali wszystkich turystów. Odmachałam im ręką i wystawiłam twarz na powiew świeżego powietrza, który rozwiewał mi włosy. Przepływaliśmy właśnie pod mostem, na krótką chwilę nastała ciemność, ale po chwili znowu zobaczyliśmy budynki, w których od jednego okna do drugiej porozwieszano sznurki na pranie, zwisające nad naszymi głowami. Gdy dopłynęliśmy do brzegu, Gustavo pomógł nam wysiąść i podziękował za przeprawę. To my powinniśmy mu dziękować, ponieważ opowiadał nam historie wszystkich mijanych obiektów i legendy związane z Wenecją. Po chwili pożegnaliśmy się ze starcem i na piechotę udaliśmy do hotelu. W mieście panował już półmrok, ale wybrukowane kamieniami uliczki po obu stronach oświetlone były lampami. Co jakiś czas doganiała nas jakaś dziewczyna, prosząc o zdjęcie lub autograf, lecz nie było ich wiele. Wenecja była oazą spokoju, przynajmniej w tej dzielnicy, przez którą przechodziliśmy. Oprócz Paula, byli z nami jeszcze dwaj ochroniarze. Z tego, co mówił mi Niall pierwszy koncert miał odbyć się za dwa dni, niedaleko hotelu, w którym się zatrzymamy, a potem mieliśmy Tour Busem rozpocząć trasę po Włoszech.
-To tutaj! -powiedział menadżer chłopaków, stając przed wielkim kompleksem budynków, a raczej przed bramą do nich. Do wejścia prowadziły dwie kamienne ścieżki, które spotykały się w połowie i rozdzielały zielony równo przystrzyżony żywopłot i kolorowe klomby bratków i tulipanów. Na dziedzińcu stała ogromna fontanna z postacią bogini Wenus, trzymająca wielką muszlę, z której raz po raz wypływały nowe strumienie pienistej wody. Nad wejściem wisiała tabliczka, na której złotymi literami wypisana była nazwa hotelu - "Cristallo", czyli kryształ. Wszystko w tym budynku zdradzało wysoką jakość, klasę, prestiż i jakąś dostojność, majestat, jakby hotel górował nad resztą dzielnicy i krył w sobie bogatą tradycję. Gdy weszliśmy do środka, zdawał się być jeszcze piękniejszy. Bogate zdobienia, dużo drewna, dodającego wnętrzu jakiegoś ciepła, ale również metaliczne srebrne, złote i jak sama nazwa wskazuje, kryształowe wykończenia. Całość sprawiała wrażenie, jakby było się w zamku z bajki, co dla mnie szczególnie było nowym i niespodziewanym doświadczeniem. Podeszliśmy do recepcji i zakwaterowaliśmy się w hotelu. Chłopcy mieli dzielić ze sobą jeden apartament, czyli wielką sypialnię, kuchnię i dwie łazienki, a dziewczyny miały zajmować pokój obok. Dowiedzieliśmy się też, że na tym samym piętrze zakwaterowały się też Lou*, czyli stylistka chłopców, która miała jechać z nami w trasę i jej córeczka Lux. Na tę wiadomość Harry wyskoczył jak postrzelony i nie czekając na nas wbiegł do windy, aby przywitać się ze "swoim dzieckiem". Zanieśliśmy bagaże do pokoi i rozpakowaliśmy się.
-Tu jest jak w niebie... -powiedziała Devonne i odsłoniła długie białe firanki, po czym otworzyła całe szklane drzwi na balkon. Z tego miejsca roztaczał się wspaniały widok na całą Mestre i dalej, na kanał Grande. Na niebie pojawił się już srebrny księżyc, miasto szykowało się do snu, opatulone w magiczną ciemność, jakby znajdowało się w innym wymiarze, niż reszta świata.
-Zgadzam się -odpowiedziała Elle, wdychając świeże powietrze i rozglądając się po pokoju. Każda z nas miała swoje łóżko, ale łazienka była niestety jedna, w której musiałyśmy się jakoś pomieścić.
-Idziemy do Lou? -spytała nas Danielle, a my przytaknęłyśmy. Miałam wielką ochotę poznać stylistkę One Direction, a jeszcze większą jej słynną córeczkę, która w wieku jednego roczku posiadała już swojego twittera, którego założył jej Hazza.
Zamknęłyśmy drzwi i udałyśmy się do sąsiedniego apartamentu, gdzie zebrali się już wszyscy.
-Cześć, jestem Grace -przywitałam się i uśmiechnęłam do Lou. 
-Miło mi cię poznać, słyszałam wiele dobrych rzeczy o tobie -opowiedziała blondynka. Była drobna, miała jasną karnację i duże orzechowe oczy, a na policzkach rumieńce. Wydawała się być młodsza, niż w rzeczywistości.
-A to mała Lux, witaj słoneczko... -uśmiechnęłam się i podeszłam do małej dziewczynki ubranej w białą sukieneczkę z kołnierzykiem, jak przystało na córkę stylistki. Na główce miała przypiętą czerwoną kokardkę i wyglądała przesłodko. 
-To jest Grace -powiedział jej Harry, który trzymał ją na rękach i zabawiał grającymi zabawkami. 
-Glejś -powtórzyła malutka, klaszcząc w dłonie i śmiejąc się radośnie.
-Jej, jest cudowna! -wykrzyknęłam i podałam jej palec, który ona ścisnęła mocno w małej piąsteczce w geście przywitania. 
Harry uśmiechnął się do mnie i spojrzał mi w oczy, a ja odwzajemniłam uśmiech, ale szybko odwróciłam wzrok.
Lou chwyciła swojego blackberry, zrobiła zdjęcie mi, Harry'mu i Lux, i nim zdążyłam zareagować dodała na twittera, komentując wpisem:
Jak mała rodzina? Wenecja z Lux, @Harry_Styles, @GraceHoran i całą moją załogą ;-)
-Hej, a może by tak na imprezę? -wykrzyknął Louis w ataku natchnienia. -Na pewno organizują tutaj jakieś dyskoteki w klubie na dole, albo nad basenem...
-Czemu nie? -odpowiedziała Devonne i uśmiechnęła się, a wszyscy przytaknęli.
Wenecja układała się do snu, a hotel "Cristallo" właśnie budził się do życia.
* * *
Hmhmhm, rozdział trochę "wprowadzający w nową scenerię", ale mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu! Już niedługo pojawią się nowe postacie. Komentujcie ;-) 

*Lou Teasdele -stylistka One Direction i mama Lux Atkin

środa, 25 kwietnia 2012

Rozdział 20

26 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
Byłam wściekła. Pięści same mi się zacisnęły. Skąd Niall w ogóle wiedział o tym, co było pomiędzy mną i Zaynem w moje urodziny? I kto dał mu prawo do kierowania moim życiem? Zresztą nie ważne, ważniejsze jest to, jak zachował się Zayn. Skoro dobrze pamiętał co się działo, to dlaczego ze mną nie porozmawiał? Do głowy przychodziło mi tylko jedno wyjaśnienie: żałował. Biegłam po schodach co dwa stopnie. Zresztą, gdybym był trzeźwy to bym tego nigdy nie zrobił. Byłem pijany, zapomniałem gdzie jestem - tyle. Gdyby był trzeźwy to nie pocałowałby mnie? Czułam się jak jakaś szmata, którą chce się tylko wtedy, kiedy jest się pod wpływem.
Nie zabiegłam jednak daleko. Byłam już przed drzwiami mojego pokoju, gdy poczułam dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Harry'ego. Patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami, w których tańczyły wesołe iskierki i spytał:
-Hej, co się dzieje?
Zagryzałam wargę ze zdenerwowania. Splotłam palce przed sobą i wbiłam w nie wzrok.
-Grace, hej... Powiesz mi, co się stało? -spróbował jeszcze raz.
Już raz mogłam mu się zwierzyć i przecież mnie wtedy wysłuchał. Ale co mu powiem? 'Niall rozmawiał z Zaynem, żeby się do mnie nie przystawiał, a Zaynowi nie zrobiło to różnicy, bo i tak ma mnie gdzieś'? Musiałabym być porządnie walnięta.
-Nic się nie stało -dlaczego kiedy Bóg rozdawał umiejętność kłamania, ja akurat stałam w kolejce po wpadanie w kłopoty?
-Nie kłam. Widzę, że coś jest nie tak. Normalnie nie biegłabyś jak szalona po schodach i nie mówiła do siebie -odpowiedział.
-Mówiłam do siebie? -spytałam zdziwiona. Boże, jakie ja głupoty mogłam wygadywać?
-Tak, wspominałaś coś o torturowaniu grabiami, kneblowaniu i wysyłaniu w walizce na Kilimandżaro -zaśmiał się.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Od razu poczułam się lepiej, jakby ktoś mnie przytulił.
-Twoja wyobraźnia mogłaby istnieć jako oddzielny organizm -zaśmiałam się.
-Więc nie powiesz mi, co cię gryzie? -nie dawał za wygraną i uśmiechnął się do mnie, ukazując rządek białych zębów.
-Nic, naprawdę już wszystko w porządku -nie wierzył mi, to było jasne ale nie drążył dalej tematu.
-Jak chcesz. Ale wiesz, że zawsze możesz mi powiedzieć.
Poczułam ulgę, że z kolei Harry nie stał w kolejce po dociekliwość. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, bo nie byłam w stanie przewidzieć, co mogłoby z tego wyniknąć. Od jutra zaczyna się trasa, a ja nie chcę być powodem kłótni między chłopakami. Styles stał blisko mnie, na samym szczycie schodów, a ja opierałam się plecami o klamkę do drzwi mojego pokoju. Nagle na dole zauważyłam postać w granatowej bejsbolówce, czarną czupryną na głowie i z ciemnymi jak węgiel oczami. Na widok Zayna coś we mnie pękło i niewiele myśląc, przyciągnęłam Harry'ego do siebie za kołnierz koszuli i pocałowałam w usta. Na początku czułam zdziwienie chłopaka, ale po chwili objął moją twarz dłońmi i oddał pocałunek. Wiedziałam, że zachowuję się okropnie, jak skończona kretynka, ale w tej chwili nie chciałam o tym myśleć. Pocałunek miał być częścią zemsty, a przerodził się w coś zupełnie innego. Nie mogłam oderwać warg od ust Harry'ego, czułam bicie jego serca, ciepło jego ciała, dotyk jego skóry. Oddychałam gwałtownie. Mogłam podać co najmniej kilka powodów, dlaczego powinnam była to przerwać, ale wszystkie straciły wtedy znaczenie. Harry pierwszy oderwał swoje usta od moich, składając jeszcze na nich delikatny pocałunek. Spojrzałam na schody za nim - nikogo już tam nie było.
-Harry, ja...
Zagryzłam wargi, wydostałam się z objęć Stylesa, otworzyłam drzwi do swojego pokoju i nic nie mówiąc zamknęłam je za sobą.

27 lipca, Londyn, Anglia
W domu panował kompletny rozgardiasz. Wszyscy biegali po piętrach w histerycznym poszukiwaniu ubrań, kosmetyków albo innych niezbędnych rzeczy. Kierowca już od godziny czekał w samochodzie, by zawieźć wszystkich na lotnisko.
-Friderick, gdzie jesteś? -wołał Liam, po raz kolejny szukając żółwia na kolanach.
-Chyba mam deja vu -stwierdził Niall, pomagając przyjacielowi i odsuwając meble. -Grace, zrobisz mi kanapki na drogę?
Na środku salonu leżał stos gotowych już walizek, który powiększał się z każdą minutą.
-Co wy tam spakowaliście? Przecież nie jedziemy na drugi koniec świata! -dziwiła się Eleanor, patrząc na wypchane po brzegi torby.
-W tej są kosmetyki do włosów -wyjaśnił Louis, pakując coś do wielkiej kolorowej walizki, którą po chwili położył obok reszty bagaży.
-Co w niej jest? -spytała podejrzliwie Grace, patrząc na ledwo dopiętą torbę.
-Zapasy na drogę... -rzucił cicho Lou.
Harry podszedł do walizki i rozpiął ją, a na podłogę wypadło całe mnóstwo upchanych w walizce marchewek.
-Nie weźmiesz tego! -śmiała się Danielle. -Przecież ten samolot nie wytrzyma przeciążenia i nawet nie wystartuje, jeśli będziesz targał ze sobą tonę warzyw!
Lou zrobił minę, przypominającą Bogusława Lindę na kwejku mówiącego "ja ci ku*wa dam - nie bierz marchewek w trasę!"
-To nie są zwykłe warzywa, tylko marchewki i lepiej dla ciebie, jeśli to zaakceptujesz -powiedział poważnie, a Danielle kiwnęła głową z rezygnacją i szepnęła pod nosem, że zawsze można zadzwonić do terapeuty.
-Gdzie jest ten żółw?! -wołał dalej Niall, czołgając się po podłodze i zaglądając we wszystkie zakamarki salonu. -Albo to zwierze jest jakieś dziwne, albo ja już sam nie wiem.
Grace, Danielle, Devonne i Eleanor pomogły Liamowi szukać Fridericka, bo same były już gotowe od dawna.
-Teraz widać, kto się nigdy nie może wygrzebać... -rzuciła cicho Grace, nie chcąc narazić się chłopakom, którzy latali we wszystkie strony, nie mogąc niczego znaleźć. Cały dom był przewrócony do góry nogami, meble poprzesuwane, na podłodze mnóstwo ubrań i pudełek, które zostały wyrzucone z walizek, ponieważ nie można było ich dopiąć.
-Mam cię! -krzyknął z radością Liam, wyciągając Fridericka z szafki kuchennej. -Jak tu wszedłeś?
Nikt nie mógł zrozumieć umiejętności ninja tego żółwia, więc Liam po prostu włożył go do akwarium i postawił obok innych bagaży, gdyż żółw miał wyruszyć w swoją pierwszą w życiu podróż razem z nimi. Co prawda miała to być tylko podróż przez Londyn, bo znajomy Payne'a miał zaopiekować się zwierzęciem, ale i tak to wielkie przeżycie dla Fridericka.
-Wiecie, czasem zastanawiam się, czy to zwierzę nie jest czasem tajnym agentem, jak Pepe Pan Dziobak -zaśmiał się Louis, a wszyscy ze zdziwieniem przyznali mu rację.
-Pewnie ma kapelusz! -wykrzyknął Niall i przybliżył twarz do akwarium, szukając jakichś oznak 'tajniactwa' w całkowicie zwyczajnym żółwiu.
 -Czasami zastanawiam się, czy oni to robią specjalnie, czy to odruch naturalny -powiedziała Devonne do dziewczyn i wszystkie wybuchnęły śmiechem.
Po kolejnej godzinie guzdrania się, wreszcie wszyscy byli jako-tako gotowi, więc zapakowali się do samochodu i ruszyli na lotnisko, gdzie również nie obeszło się bez afer, ponieważ okazało się, że Lou nie może zabrać na pokład samolotu walizki z marchewkami. Biedny Tomlinson usiadł na środku asfaltu z twarzą ukrytą w dłoniach i zdecydował, że nigdy nie poleci bez swojego prowiantu. Dopiero po długich namowach Harry'ego Boo Bear zgodził się zostawić torbę, ale jedynie pod dobrą opieką, po czym wszyscy wsiedli do samolotu i wyglądając przez okna, żegnali się na jakiś czas z ukochaną Anglią.

Wiadomości z ostatniej chwili: Popularny zespół One Direction właśnie opuścili Anglię i wyruszyli samolotem do Włoch, gdzie zaczynają swoją trasę koncertową, w celu promowania płyty "Up All Night". Według nieoficjalnych wiadomości towarzyszą im cztery dziewczyny, Danielle i Eleanor, oraz dwie, których imion nie znamy.

Z perspektywy Grace
Siedziałam na siedzeniu obok Devonne i wspominałam z nią nasze wspólne zabawy w domu. Przypomniały mi się konne wyprawy po łąkach zielonej Irlandii. Patrzyłam na obłoki za oknem, które układały się w najróżniejsze kształty.
-Wygląda jak serce -zauważyła Dev i uśmiechnęła się promiennie, a jej oczy świeciły się z podekscytowania. Ona również pierwszy raz leciała do Włoch i dokładnie tak jak ja spełniała właśnie jedno ze swoim największych marzeń. Kiedy byłyśmy małe, zrobiłyśmy listę miejsc, w które pojedziemy, gdy dorośniemy. Pamiętam, że zawsze wstawałyśmy wcześnie rano i biegałyśmy, a potem wracałyśmy do domu na ciepłe śniadanie, albo budowałyśmy fortece i bazy w lesie. Ścisnęłam mocno jej rękę i szepnęłam:
-Dobrze, że jesteś.
Podróż mijała bardzo szybko. Część przespaliśmy, część rozmawialiśmy, część graliśmy w jakieś gry słowne. Niall jadł właśnie swoją kanapkę z kurczakiem, którą zrobiłam mu na drogę, po czym wgramolił się na fotel obok mnie i zrobił mi zdjęcie z zaskoczenia.
-Dodam na twittera -powiedział i wystukał na telefonie krótką wiadomość.
Lecimy właśnie do Włoch z moją @GraceHoran xX wspaniały dzień i kanapka z kurczakiem!
-Głupek -odpaliłam i klepnęłam go w ramię.
-Idiotka -rzucił Niall, gryząc ostatni kawałek bułki.
-Farbowany karzeł!
-W ciebie to chyba piorun trzepnął. Trzysta wolt, Grace? -śmiał się, a ja zrobiłam minę w stylu "haha, ale jesteś zabawny".
-Jakbyś zgadł, bystrzaku. Prędzej w ciebie by walnęło, bo aparat ściąga pioruny -rzuciłam, a na fotelu zaczęła się przepychanka. Często biliśmy się tak w dzieciństwie, więc nie było to nic nowego.
-Dobra, dobra! Poddaję się, nie bij! -krzyczał Horan, kiedy łaskotałam go po brzuchu, gdzie miał największe łaskotki. To była moja tajna broń na niego, działała zawsze.
-Też cię kocham -powiedziałam i wróciłam do jakże fascynującego oglądania chmur.

Lecieliśmy już którąś godzinę, a wszyscy poukładali się w swoich kątach i zasnęli. Liam założył słuchawki na uszy i przytulając do siebie Danielle, słodko chrapał. W całym samolocie było cicho. Poczułam nagłą potrzebę pójścia do toalety, więc wstałam z fotela i ruszyłam w stronę drzwi, starając się nie nadepnąć na nikogo i nie obudzić. Odsłoniłam zasłonę, oddzielającą dwie części samolotu i prawie wpadłam na Zayna. A przecież dałabym sobie głowę uciąć, że też śpi... Przełknęłam ślinę i uniosłam dumnie głowę. Nie chciałam dać mu nic po sobie poznać, nie chciałam w ogóle z nim rozmawiać.
-Przepraszam -powiedziałam, bo stanął mi na drodze i nie chciał mnie przepuścić. -Chcę przejść.
Stał dalej, opierając się o framugę i ani myśląc, aby się ruszyć. Co on sobie wyobrażał?
-Przepuść mnie do jasnej cholery, bo chce mi się siku! -wrzasnęłam, ale potem ściszyłam głos, bo ktoś mógłby się obudzić. Zayn tylko wyszczerzył się cwaniacko, a potem odsunął o kilka centymetrów.
-Poproś Harry'ego, nich ci pomoże -powiedział.
A więc chodzi mu o wczorajszy pocałunek. Nich nie udaje, że go to obchodzi, przecież jeszcze niedawno miał mnie gdzieś! Nie dam sobą pomiatać, nie jestem zabawką.
-Żebyś wiedział. On nie musi być pijany, żeby ze mną rozmawiać -odpaliłam.
Zmrużył ze złości oczy i cofnął się o krok, tak, że mogłam już wejść do łazienki. Chwyciłam za klamkę, ale on przytrzymał moją rękę i spojrzał mi w oczy, rzucając wzrokiem błyskawice.
-Nie wiem, w co grasz, ale wiem, kto będzie zwycięzcą -powiedział i odszedł.

Po kilku godzinach lotu, samolot nareszcie wylądował. Poczułam delikatne języki wiatru, tańczące na mojej skórze, kiedy wysiadłam i dotknęłam nogami ziemi lotniska. Wciągnęłam powietrze w płuca, było ciepło, a słońce świeciło przyjemnie. W oddali, za barierką zobaczyłam tłum paparazzi i fanów chłopaków. Harry pomachał im z daleka, czemu zawtórował jeszcze głośniejszy krzyk. Ruszyliśmy w tamtą stronę, a Liam powiedział:
-Witaj Wenecjo! 
Jedno z moich marzeń właśnie miało się spełnić.

* * *
Sponge - nie wiem, jak to zrobiłaś, ale zgadłaś ;-D Co myślicie o 20 rozdziale? Do napisania!

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 19

26 lipca, Londyn, Anglia

Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...

Znowu zmiana scenerii. Wiał chłodny wiatr, smagał twarz i rozwiewał włosy. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Chmury zaścieliły niebo czarnym dywanem, zwiastującym nieszczęście. Nad rzeką, w zacienionym miejscu pod wielkim dębem stała grupa ludzi. Wszyscy byli ubrani na czarno. W powietrzu unosiły się głosy pieśni: "W ręce Twe, Panie, składam ducha mego..." Czterech silnych mężczyzn umieściło trumnę w wykopanym dole, posypały się garści piasku, a potem czerwone jak krew róże. Nad grobem stała drobna kobieta, w ręku ściskała jedwabną chusteczkę, a twarz zasłoniła czarną woalką. Z jej oczu płynęły łzy, nie próbowała ich zatrzymać. Patrzyła w dół, na zimną ziemię i żegnała swojego męża.
Wśród zebranych brakowało jednak jednej osoby. Dziewięcioletnia dziewczynka, w podartych ogrodniczkach, brudna od piasku, podrapana na kolanach, łokciach i twarzy stała schowana w lesie, w cieniu drzew i patrzyła na wszystko pustym wzrokiem. Nie płakała. Z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była blada i jakby zrobiona z marmuru. Dziewczynka podpierała się o brzozę, a wiatr rozwiewał jej potargane rude włoski. Nikt nie rozumiał, że zawalił jej się cały świat. Wszyscy płakali, wszyscy nosili żałobę, ubierali się na czarno, modlili, ale nikt nie cierpiał tak jak ona. 

Grace wstała z łóżka późnym popołudniem. Wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia wydawały się jakby snem. Koszmarem. Kolejną rzeczą do kolekcji, którą trzeba włożyć do trumny, zabić gwoździami i zakopać na dnie świadomości. Na dworze było ciepło jak przystało na środek lipca. Dziewczyna założyła rurki w kolorze cappuccino, białą bokserkę i granatowy sweter-bejsbolówkę w rozmiarze oversize. Osobie postronnej taki strój w połowie lata wydałby się dziwny. Ale dla Grace była to forma odcięcia się do rzeczywistości, ucieczki, ochrony przed samą sobą i przed swoim ciałem. Opatulona od stóp do głów czuła się bezpieczna, jak spłoszony lis ukryty w swojej norze, gdzie nikt go nie dosięgnie i nie skrzywdzi. Na żebrach i biodrach miała siniaki, na szyi głębokie, czerwone rozcięcie. Zaraz po przyjeździe policji wszyscy udali się z nią do szpitala, gdzie zostały przeprowadzone badania i lekarz stwierdził, że nic jej nie będzie. Przynajmniej pod względem fizycznym. Wizytę na pogotowiu i powrót do domu pamiętała jak przez mgłę. Jedynie pojedyncze sceny i słowa. Spięła włosy w luźnego koka na czubku głowy, kilka kosmyków opadło luźno na jej twarz i szyję. Przetarła jeszcze zaspane oczy i zeszła na dół, gdzie czekali na nią wszyscy, łącznie z Danielle, Eleanor i Devonne. Kiedy pojawiła się w drzwiach salonu, wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę.
-Nasz śpioch już wstał -powiedział troskliwie Harry. Wszyscy martwili się o jej zdrowie, ale jeszcze bardziej o psychiczną reakcję. Nie została zgwałcona, ale sama świadomość, że dzieliły ją od tego tylko minuty, była okropna.
-Dzień dobry -uśmiechnęła się Danielle, próbując rozluźnić atmosferę.
-Zrobiliśmy ci śniadanie, zobacz! -zawołał dumnie Niall, pokazując nakryty stół.
-Byłoby tego więcej, ale połowa wylądowała w brzuchu Nialla -dopowiedział Liam.
Grace uśmiechnęła się, naprawdę się starali. Podeszła do nich i rozłożyła ramiona, a wszyscy w trybie natychmiastowym podbiegli i przytulili się. Louis i Harry zderzyli się głowami, na co Styles wydał z siebie w połowie udawany jęk bólu, a wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
-Dziękuję, że jesteście -powiedziała cicho dziewczyna. -Co tak pysznie pachnie?
-Bekon! -zawołał Niall. Wszyscy zajęli miejsca przy stole i pochłaniali śniadanie. Gdy wszystko, co nadawało się do zjedzenia zostało już skonsumowane przez dziewiątkę głodnych nastolatków, nadeszła ta długo odkładana chwila. Streszczenie wczorajszego dnia.
-Prawdopodobnie dostaną dwadzieścia lat więzienia -powiedział Liam bez wstępów, bo nie wiedział jak delikatnie zacząć temat. -Zostaną skazani za porwanie z próbą gwałtu, posiadanie narkotyków, handel nimi i pobicie.
Grace patrzyła na swój talerz, krojąc na malutkie kawałeczki ostatni plasterek bekonu.
-A co z Denise?
-Prawdopodobnie będzie musiała odpracować kilkadziesiąt godzin prac społecznych za oszustwo, a jej ojciec zapłaci karę grzywny -odezwała się Devonne. -Po części dlatego, że sama przyznała się, że skłamała.
-Jak to? -zdziwiła się Grace.
-Nie wytrzymała tego -powiedział Harry. -Wyznała wszystko: że tak naprawdę Zayn z nią zerwał i chciała się zemścić i że wie, gdzie jesteś.
W głowie Grace panował chaos. Zamiast coś wyjaśniać, wszystko jeszcze bardziej się zakręciło.
-Ale o czym ty mówisz? Ona miała z tym coś wspólnego?
-Tak -po raz pierwszy zabrał głos Zayn, nie patrząc na dziewczynę. -W jakiś sposób poznała tych trzech... narkomanów i tak wszystko się zaczęło. To ona podrzucała ci karteczki, które oni jej dali, przynajmniej te dwie pierwsze.
-Ale czekajcie... Skąd wiecie o karteczkach? -Grace była jeszcze bardziej zdezorientowana.
-A miałaś w ogóle zamiar nam o tym powiedzieć? -spytała Danielle. -Dowiedzieliśmy się o wszystkim od policji.
-Ja... Nie chciałam wam jeszcze przysparzać problemów. Wiem, że powinnam była wam powiedzieć, ale dość wszyscy martwiliśmy się sprawą procesu Zayna i...
-Dobrze, że już po wszystkim -powiedziała Eleanor i uśmiechnęła się promiennie. -Wszystko się wyjaśniło, teraz będzie już tylko lepiej.
Harry włączył telewizor i zaczął skakać po kanałach, szukając czegoś ciekawego. Zatrzymał się na programie informacyjnym, a wszyscy zwrócili głowy w stronę ekranu.
-Wiadomości z ostatniej chwili. Wczoraj, 25 lipca w jednym z londyńskich sądów odbył się proces przeciw członkowi znanego brytyjskiego boybandu - Zaynowi Malikowi. Piosenkarz był oskarżony o gwałt na nieletniej. Słowo "był" jest najwłaściwszym określeniem, ponieważ został uniewinniony. Okazało się, że cała sprawa została wymyślona przez psychofankę, która chciała zemścić się na Zaynie, kiedy ten nie okazał jej zainteresowania...
-Zrobili z DJ psychofankę! -wykrzyknął ze śmiechem Louis.
-I racja, psycho to ona jest -śmiał się Harry.
-Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło -powiedziała Grace. -Pomyślcie, jakby nie było już niedługo zaczynacie trasę. Trochę szumu wokół tego się przyda.
Wszyscy przyznali jej rację, gdy nagle rozległ się dzwonek telefonu. Niall pierwszy rzucił się do słuchawki, odebrał i nie patrząc na to, kto dzwoni, krzyknął:
-Vaaaaaaagina! To znaczy... Nie, ja... -zaczął jąkać się Horan. -To ja może dam Liama... Liam, Paul* dzwoni.
Harry z Louisem powstrzymywali wybuch śmiechu, a Niall zrobił minę zbitego psiaka, który został skarcony za zabawę frisbee.
-Halo? -powiedział Payne do słuchawki i zaczął rozmawiać z menadżerem.
-Skąd miałem wiedzieć, że to akurat on? -usprawiedliwiał się Niall.
Po kilku minutach telefonicznej rozmowy Liam wrócił do reszty i powiedział:
-Wygląda na to, że czas się pakować. Szykujcie Tour Busa!*

Z perspektywy Grace
A więc już pojutrze wyjeżdżamy w trasę. Wszystko działo się tak błyskawicznie, że to aż nierealne. W pierwszej wersji miało być tak, że razem z dziewczynami zostaję w Londynie, ale chłopcy nie chcieli o tym nawet słyszeć. Potem Devonne stwierdziła, że i tak za długo już jest w Anglii i czas wracać do Irlandii, ale wszyscy zaczęliśmy protestować i wręcz prosić, żeby została. Chłopcy polubili ją i zaprzyjaźniła się z Danielle i Eleanor, z czego ja podwójnie się cieszę, bo jest moją najlepszą przyjaciółką. Ostatecznie Niall zrobił swoje maślane oczka i zgodziła się. Więc w trasę jedziemy całą dziewiątką. Oczywiście trzeba doliczyć do tego stylistkę chłopców i jej małą córeczkę, Lux, której nie miałam okazji jeszcze poznać, ale z opowiadań Harry'ego wynika, że to najbardziej urocze dziecko na świecie. Oprócz tego jeszcze kilka innych osób. A nasz cel? Na początek słoneczne Włochy! Zawsze chciałam pojechać do tego kraju, było to jedno z moich marzeń. Jeden z punktów na mojej liście najważniejszych rzeczy do zrobienia. Szłam zamyślona, gdy nagle zderzyłam się z wychodzącym z łazienki Zaynem.
-Przepraszam... -rzuciłam szybko i chciałam już uciec, ale usłyszałam za sobą:
-Grace, poczekaj... Chyba powinniśmy porozmawiać.
A więc jednak nie zapomniał? Nie był wtedy aż tak pijany, żeby nie wiedzieć co robi?
-Wszystko w porządku? To znaczy... wiesz, to po części przeze mnie. Naprawdę nie chciałem, żeby tobie cokolwiek się stało, uwierz mi.
Mój Boże.
-Ja wiem, Zayn. To nie przez ciebie, w sumie wszystko zaczęło się przeze mnie wtedy, na tamtej imprezie. Byłam pewna, że mam to już za sobą, ale jednak tak nie było...
-Już nigdy więcej cię nie skrzywdzą -powiedział powoli.
Przełknęłam ślinę. Nie wspominał nic o tym, co stało się w moje urodziny. Ani słowem. Patrzyłam w jego oczy, ale nie mogłam nic wyczytać z jego wzroku. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale on tylko kiwnął głową, odwrócił się i odszedł. Nigdy go nie zrozumiem, ale podsumowując to chyba była moja najdłuższa rozmowa z nim.

-Zayn, możemy pogadać? -spytał Malika Niall i przymknął drzwi do salonu, aby nikt nie usłyszał ich rozmowy.
-O co chodzi? -spytał zdezorientowany Zayn.
Niall przez chwilę ważył słowa, co zdarza mu się raczej rzadko, bo zazwyczaj najpierw mówi, a potem myśli.
-Chodzi o Grace. Dokładniej o jej imprezę urodzinową i wiesz...
-O to, że pobiłem tamtego kolesia, tak? -bardziej stwierdził, niż zapytał Malik. -Byłem pijany, on ją popchnął, więc dostał w mordę i to wszystko. Serio, nic więcej nie pamiętam.
-Po prostu nie chcę, żeby kiedykolwiek, w jakikolwiek sposób cierpiała. I tak dość już przeszła.
Zayn patrzył chwilę na przyjaciela. Widział, jak bardzo Niall kocha kuzynkę i że potrafi zrobić dla niej wszystko, byle tylko była szczęśliwa.
-Nigdy nie zrobiłbym jej tego.

Z perspektywy Grace
-Nigdy nie zrobiłbym jej tego -usłyszałam głos Zayna dochodzący zza drzwi salonu. Nigdy nie podsłuchiwałam, tylko raczej robiłam przeszpiegi na własną rękę. Zatrzymałam się i uchyliłam lekko drzwi. Zobaczyłam Nialla i Zayna, rozmawiali o kimś, kto prawdopodobnie był mną.
-Tak, wiem. Nie mniej mi za złe, że ci to mówię, po prostu...
-Rozumiem. Wiem, że bardzo ją kochasz.
-Jak siostrę.
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Też cię kocham braciszku, szepnęłam pod nosem do siebie.
-Za dużo wypiłem, nawet nie pamiętam połowy z tego, co się działo.
Serce biło mi w piersi jak oszalałe, miałam wrażenie, że zaraz je usłyszą. Powoli podeszłam bliżej drzwi, aby lepiej słyszeć.
-Więc nigdy więcej?
Boże. Dotarło do mnie, o czym dokładnie rozmawiali. Ale skąd, do jasnej cholery, Niall o tym wie? Jak się dowiedział o tym, co się działo pomiędzy mną a Zaynem już po tej bójce? A Zayn jednak pamięta, tak? Połowę, jak sam stwierdził, ale jednak pamięta. Stałam tam i czułam się jak jakiś detektyw. Bardzo marny, ale jednak jak detektyw.
-Nie. Grace jest twoją kuzynką. Zresztą, gdybym był trzeźwy to bym tego nigdy nie zrobił. Byłem pijany, zapomniałem gdzie jestem - tyle.
Zabolało. Chciałam się rozpłakać, ale łzy nie chciały lecieć. Tak było zawsze, kiedy najbardziej potrzebowałam się wypłakać, to one jak na złość nie leciały! Zacisnęłam pięści, odwróciłam się i pobiegłam schodami na górę.

* * *
Czas dodać trochę pozytywnych wydarzeń do tego opowiadania. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, mam nadzieję, że następny bardziej się uda. Ale piszcie w komentarzach, co sądzicie! <3

*Data trasy zmieniona, na potrzeby opowiadania.
*Paul Higgins -menadżer zespołu One Direction

wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozdział 18

25 lipca, opuszczony budynek niedaleko Londynu, Anglia

Z perspektywy Grace
Powoli otworzyłam oczy i mrugnęłam kilka razy. Czułam przeraźliwy chłód w całym ciele. Bolała mnie głowa, szczypały oczy. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani co się dzieje. Rozejrzałam się dookoła. Leżałam skulona na zimnej posadzce, wokół było mnóstwo gruzów, kamieni i skrzynek. Znajdowałam się w jakimś dużym pomieszczeniu, na przeciwko mnie było okno, z wybitymi szybami i połamaną ramą. Powoli usiadłam, ręce miałam związane. Czułam się strasznie, więzy mocno wbijały mi się w skórę na nadgarstkach. Włosy miałam w nieładzie, ubrania brudne i podarte - bardziej przeczuwałam, niż widziałam, że muszę wyglądać jak jakiś bezdomny. Zimno przeszyło mnie od czubków palców aż po koniuszki włosów. Mój Boże, gdzie ja jestem? Usłyszałam cichą rozmowę, dochodzącą z sąsiedniego pomieszczenia. Wychyliłam się i ujrzałam trzy postaci, odwrócone do mnie tyłem. Nie mogłam usłyszeć, o czym rozmawiają, ale miałam wrażenie, że kiedyś już słyszałam te głosy. Szczególnie jeden wydał się znajomy. Wtedy dostrzegłam, co właściwie robi trójka moich porywaczy. Jeden z nich trzymał w dłoni strzykawkę i wbijał ją sobie w ramię. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Trafiłam między narkomanów, Boże proszę spraw, żeby to był tylko sen.
-O co ja widzę, któż to się obudził? -usłyszałam chrapliwy głos.
Wszyscy trzej podeszli bliżej, a ja starałam się wniknąć w ścianę. Podbródek drżał mi z zimna i strachu. Czułam się mała, nic nie znacząca, jakbym była nikim.
-Czego ode mnie chcecie? -powiedziałam najciszej jak umiałam. Przypomniałam sobie, skąd znam ten głos. Ten głos i tę twarz. Te świdrujące oczy, brązowe włosy, masywną posturę.
Jeszcze się z tobą policzę, skurwielu!, zabrzmiało mi w głowie. Wszystko nagle stało się takie jasne, przejrzyste, dlaczego nie wpadłam na to wcześniej? Przecież odpowiedzi na wszystkie pytania miałam przed nosem!
-Widzimy się ponownie, kochanie -powiedział facet z mojej pierwszej imprezy w Londynie. Uśmiechał się do mnie chamsko, a jego kumple stali obok z podobnymi minami.
-Nienawidzę cię! Nienawidzę, słyszysz? Czego ode mnie chcesz? -wykrzyknęłam.
-Myślałaś, że to tak zostawię? -prychnął, podszedł do mnie, przycisnął mnie do ściany swoim ciałem i odciągnął moją głowę do tyłu, mocno chwytając za włosy.
-Puść mnie! To boli! -zawołałam i starałam się wyswobodzić z jego uścisku, ale nic to nie dało.
-Nie myślałem, że jesteś aż taka głupia! -zaśmiał mi się w twarz. -Wiesz gdzie byłem przez ten cały czas? Gdyby nie ten twój laluś, wszystko poszłoby idealnie! A tak, przesiedziałem w pierdlu trzy tygodnie! To jeszcze nic, nie pierwszy i nie ostatni raz, ale przez ciebie cały mój interes mógł wyjść na jaw! Co się tak gapisz? Rusz trochę swoją śliczną główką!
-Nie mów tak do mnie! -wykrzyknęłam. -To nie moja wina, że zajmujesz się jakimiś brudnymi sprawami! Puść mnie!
-Nie wyrywaj się, ślicznotko, bo ostro tego pożałujesz. Mówiłem to już raz, drugi nie będę powtarzać -powiedział wolno przez zaciśnięte zęby.
A więc pewnie handluje narkotykami. Poczułam jego oddech na skórze, był coraz bliżej. Moje próby na nic się nie zdały, byłam zbyt słaba.
-Pamiętasz skarbie, na czym skończyło się nasze ostatnie spotkanie? -spytał złowieszczym tonem, czemu zawtórowały rechotliwe wybuchy śmiechu jego obu kolegów. Byli tak samo straszni, silni i umięśnieni jak on. Na samo wspomnienie o tamtej nocy przeszył mnie dreszcz. Zacisnęłam mocno pięści, aż zbielały mi kłykcie.
-Mamy dzisiaj święto! -zaśmiał się obrzydliwie, a w pomieszczeniu zabrzmiała kolejna salwa śmiechu. -Rzadko trafia nam się taka wspaniała okazja...
Na moment serce przestało mi bić. Zaczęłam wyrywać mu się, krzyczeć, ale z zawiązanymi rękami nie było to łatwe.
-Proszę nie! Tylko nie to, zostawcie mnie w spokoju... Ja nic nie powiem! Nie powiem! -krzyczałam rozpaczliwie, w ostatnim akcie desperacji.
Poczułam ostry ból w policzku. To, co zostało zaczęte na tamtej imprezie, właśnie się kończy. Uderzył mnie mocno, a potem brutalnie popchnął, aż uderzyłam głową o ścianę.
-Nie krzycz, nikt cię tutaj nie usłyszy. Wokoło jest tylko las, twoje krzyki zostaną w nim już na zawsze... -te słowa zabrzmiały w moich uszach jak wybuch z armaty. Boże, jeszcze nie teraz... Nie teraz!
Jego dwóch towarzyszy podeszło bliżej, a ja skuliłam się jeszcze bardziej, próbując okryć trochę rękoma. Mój napastnik trzymał mnie mocno za ręce, a potem pociągnął za dekolt mojej koszulki i rozerwał ją wzdłuż.
-Zostaw mnie! To boli, puszczaj mnie do cholery! -krzyczałam, ale nikt mnie nie słyszał. Płakałam, ale nikt nie otarł moich łez. Nie pierwszy raz. Ale najwyraźniej ostatni. Czułam ich obrzydliwy i przerażający dotyk na swoim ciele, ich zimne, wygłodniałe ręce. Już nie starałam się bronić, nie chciałam uciekać, ani wyrywać się. To nie miało sensu. Po moim policzku spłynęły łzy. To nie był płacz bólu, choć bardzo mnie bolało. To nie był płacz strachu, chociaż bałam się tego, co się stanie. To były łzy samotności. Samotności wśród mnóstwa przyjaciół.
Nic już nie czułam.

25 lipca, Londyn, Anglia, rozprawa

-Ja powiem! -wykrzyknęła. -Ja już powiem Wam całą prawdę!
-Jaką prawdę panno Richards? -spytał sędzia. -Proszę wstać i podejść do barierki.
Denise zrobiła co jej kazano. Wzrok wszystkich obecnych sali był skupiony na niej.
-Chodzi o to, że... -zaczęła. Widać było po niej, że jest zdenerwowana. -Ja... skłamałam. To wszystko nieprawda, Zayn mnie nie zgwałcił, w ogóle nic nie zrobił. On zerwał ze mną, a ja byłam wściekła i to wszystko dlatego...
-Czy zdajesz sobie sprawę z konsekwencji tego co zrobiłaś? -powiedział poważne i dobitnie sędzia.
Po policzkach DJ spływały rzewnie łzy, była cała czerwona i rozmazana.
-Ja... wtedy nie wiedziałam, że to będzie aż tak... Potem chciałam się wycofać, ale nie mogłam...
-Chciałaś zepsuć mi życie, rozumiesz?! -wykrzyknął wściekły, ale szczęśliwy z uniewinnienia Zayn.
-Wiem! Ja wiem... Przepraszam, Boże przepraszam Zayn... To nie miało być tak! -wołała zrozpaczona dziewczyna.
-Coś ty najlepszego narobiła?! -wykrzyknął jej ojciec i jednocześnie adwokat. -Czy niczego cię nie nauczyłem?
-Spokój! -powiedział sędzia i zastukał młotkiem o blat. -Proszę o spokój. W związku z tym, czego właśnie byliśmy świadkami, uniewinniam oskarżonego o gwałt na nieletniej Denise Jane Richards, Zayna Jawaada Malika. Proszę wstać, rozprawa zostaje zakończo...
-Nie! -wykrzyknęła DJ, szukając pomocy wśród obecnych. -To jeszcze nie wszystko. To znaczy, ja muszę coś powiedzieć...
-Proszę -pozwolił sędzia, a wszyscy słuchali uważnie.
-Chodzi o to, że zrobiłam straszne głupstwo.
-To już wiemy -powiedział Louis z jadem w głosie.
-Ale nie to! Ja... Ja byłam taka zła na Zayna, że... Spotkałam takiego mężczyznę i on chciał mi pomóc, zemścić się na nim. Nie wiem dlaczego, ale sam też miał na pieńku z nim i z... z Grace -wykrztusiła z siebie.
Na dźwięk imienia Grace, Niall wstał i wykrzyknął:
-Co zrobiliście Grace?! Powiedz gdzie jest Grace, szmato!
-Proszę się uspokoić, panie Horan -skarcił go sędzia. -Za takie słownictwo, mogę ukarać pana karą grzywny, rozumie pan?
-Oni.. oni chyba handlują narkotykami. Nie wiem, kim oni są -płakała dziewczyna. -Ja miałam wkopać Zayna w ten gwałt, a oni mówili, że zajmą się Grace... Boże, co ja zrobiłam!
DJ ukryła twarz w dłoniach i wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem.
-Czy wiesz, gdzie teraz może znajdować się Grace Horan i dlaczego nie stawiła się na rozprawie? -pytał dalej sędzia.
-Nie wiem... Naprawdę nie wiem, co jej zrobili...
-A znasz jakieś miejsce, w którym się spotykali? Nazwiska?
-Nie, nigdy nie podawali nazwisk. Mówili do siebie "Biały", albo "Moro"... Ale, tak... Tak, za Londynem znajduje się taki stary budynek, raz o nim wspomnieli -wyznała Denise.
Zayn gwałtownie wstał, a za nim też Harry, Niall, Liam, Louis, Danielle, Devonne i Eleanor.
-Musimy tam jechać! -wykrzyknęli wszyscy z przerażeniem w głosach.

Opuszczony budynek za Londynem nie był tylko zwykłym starym domem. Powybijane okna, tynk spadający ze ścian, wszędzie gruzy i zarośnięty bluszczem i roślinami podest przed wejściem. Całość sprawiała przerażające wrażenie. Gdzieniegdzie leżały zwęglone części umeblowania. Kilkadziesiąt lat temu budynek ten tętnił życiem, szczęściem i radością. A potem wydarzyła się tragedia, która na zawsze zmieniła oblicze tego domu. W opuszczonych w pośpiechu pomieszczeniach leżały jeszcze połamane przedmioty codziennego użytku, metalowe sprzęty, szmaciane zabawki. Porcelanowa lalka, z wypalonym okiem i w podartej jaśminowej sukience leżała pod dziecięcym łóżkiem i czekała na swoją właścicielkę, która już nigdy nie miała po nią wrócić. W pewną ciemną, letnią noc w londyńskim domu dziecka wybuchł pożar. W kilka minut ogień dosięgnął wszystkie najważniejsze pomieszczenia. Słychać było przerażające krzyki, panikę, płacz, wołanie o pomoc. Pomoc, która nigdy nie nadeszła. Na dwieście dwadzieścia małych, bezbronnych i samotnych dzieci, które nigdy nie doznały prawdziwej rodzinnej miłości, zginęło sto pięćdziesiąt sześć. Według legendy rozpaczliwe wołanie o pomoc nigdy nie ustało i co noc można je usłyszeć.

25 lipca, opuszczony budynek niedaleko Londynu, Anglia

Z perspektywy Grace
Nie mogłam złapać oddechu. Bolało mnie wszystko, nie miałam siły walczyć. Bawili się mną jak zabawką, poniżali, bili, kopali. Leżałam w rozdartej bluzce i czekałam na najgorsze. Chciałam, aby to już się stało. Chciałam zasnąć i już się nie obudzić.
Nagle usłyszałam czyjeś głosy. Jakieś dźwięki. To tylko moja wyobraźnia, a może to już koniec? Tak wygląda śmierć? A więc to już...
-Policja! Ręce za głowę i pod ścianę! -usłyszałam. Policja w niebie? Kto zakłóca mi mój spokój?
-Mój Boże, Grace... Grace, obudź się! -ktoś głaskał mnie po policzku, okrył mnie podartą bluzką. Devonne? Devonne, ty też jesteś w niebie? Moja kochana... -Grace, no dalej! Otwórz oczy!
Otwierać oczy? Po co, przecież to tak boli... Tutaj jest lepiej, nie chcę wracać. Ona płacze? Coś kapnęło mi na twarz. Dlaczego ona płacze? Powinna się cieszyć, jesteśmy w niebie... Jesteśmy tak blisko Boga... Devonne, nie płacz, teraz wszystko będzie już dobrze...
-Będziecie siedzieć pieprzeni skurwiele! -Harry? On też? Coś jest nie tak, coś się nie zgadza...
Powoli otworzyłam oczy, nade mną stało kilka osób. Zobaczyłam znajome twarze, Devonne klęczała przy mnie i przytulała swoją twarz do moich włosów.
-Już wszystko dobrze, Grace... -szeptała.
Niall ścisnął mocno moją dłoń.
-Co z Zaynem? Czy go uniewinniono? -spytałam cicho, byłam bardzo zmęczona. Chciało mi się spać...
-Boże, Grace... Tak, uniewinniono go -powiedziała Danielle. -DJ wyznała prawdę, ale opowiemy ci to później. Musisz odpocząć, musimy iść do domu...
-To już koniec.
-Ja... -zaczęłam i ziewnęłam. -Chce mi się spać...
Powieki opadły mi, złożyłam głowę na ramieniu Nialla. To już koniec.

* * *
Jeszcze chyba nigdy nie czekałam tak na Wasze opinie. Proszę, piszcie co sądzicie o tym rozdziale. Powiem szczerze, że płakałam, kiedy go pisałam. Mam nadzieję, że Wam się spodoba <3

sobota, 14 kwietnia 2012

Rozdział 17

23 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
-Znam tego człowieka! -wykrzyknęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Ręce trzęsły mi się, do oczu napłynęły łzy. -To on zabił mi ojca!
Rzuciłam się do przodu, a po policzkach spływały mi łzy. Niall chwycił mnie za ramiona i przyciągnął do siebie. On o wszystkim wiedział. On i Devonne. Towarzysz Denise podszedł do nas z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem i powiedział do mnie:
-Witaj, Grace. Jak miło znowu cię widzieć! Ostatnim razem byłaś o połowę niższa, cała od piasku, a na głowie miałaś dwa warkoczyki.
Zacisnęłam mocno zęby. Jak on śmie! Stoi ubrany w ten swój dopasowany drogi garnitur i patrzy na mnie z wyższością. Niall przytulił mnie bardziej do siebie.
-Co pan tutaj robi? -spytałam ze wściekłością.
-Pytasz dlaczego tutaj jestem? -prychnął. -Sam chciałbym to wiedzieć. Jak wiesz, jestem prawnikiem i przyszło mi bronić mojej własnej córki! Nie daruję temu, kto jej to zrobił.
Tutaj spojrzał na stojącą z tyłu DJ. Wyglądała jak nie ona, w ogóle nie przypominała tej dziewczyny z wesołego miasteczka. Była cicha, blada, jakby ktoś coś jej zrobił. Zwróciła wzrok na nas, a potem szybko go opuściła. Pięknie, a więc myliłam się kiedy mówiłam, że taki drań nie może mieć rodziny. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, córeczka godna swojego tatusia. Dziwne tylko, że nazwisko Richards prześladuje mnie nawet tutaj. Myślałam, że już nigdy go nie spotkam, że będę mogła zapomnieć o człowieku, który zniszczył życie mi i mojej mamie. Teraz rozumiem dlaczego od razu wiedziałam, że z DJ jest coś nie tak. Od naszego pierwszego spotkania prześladowało mnie to uczucie i wygląda na to, że miałam rację. Takie geny się dziedziczy.
-Wyrosłaś na piękną dziewczynę, Grace! Tata byłby z ciebie dumny.
-Nie waż się wspominać o moim ojcu, rozumiesz?! -wykrzyknęłam. Tego było już zbyt wiele. -Nigdy więcej tego nie rób! To przez ciebie nie żyje, ty podły draniu, to ty go zabiłeś!
Wszyscy na korytarzu patrzyli na mnie, ale miałam to gdzieś. Stałam twarzą w twarz z mężczyzną, który w podstępny sposób wykorzystał moją rodzinę. Oszukał mojego tatę, udawał naszego przyjaciela, a potem sfałszował dokumenty i chciał odebrać nasz dom i całą posiadłość. Szantażował nas, groził odebraniem stadniny, na którą mój tata ciężko pracował całe swoje życie. Był prawnikiem, więc wszystko uchodziło mu na sucho. Kiedy pokazał mojemu tacie dokumenty, według których musieliśmy zapłacić ponad milion dolarów długu, tata nie wytrzymał. Zmarł na zawał serca, chociaż był jeszcze w młodym wieku. Przerosło go, że ktoś chce odebrać nam wszystko, co było dla nas najcenniejsze. Później cała sprawa ze sfałszowanymi papierami wyszła na jaw, ale było już za późno. Nic nie przywróci nam życia taty. Ale nawet wtedy ten oszust nie został ukarany, miał zbyt duże wpływy. Wtedy nauczyłam się, że ludziom nie można ufać. Na świecie nie istnieje sprawiedliwość.
-Wszystko w porządku? -adwokat Zayna, pan Kennedy podszedł do nas i spojrzał na mnie pytająco.
-Tak -odpowiedziałam cicho.
-A więc do zobaczenia, Grace. Miło było cię spotkać po tylu latach.
Miło byłoby, gdybym mogła wydrapać ci oczy, pomyślałam i patrzyłam za oddalającymi się Danielem i Denise Richards. Wtedy coś sobie uświadomiłam.
-Proszę pana... -zwróciłam się do adwokata Zayna. -Znam tego człowieka, jest bezwzględny i zakłamany, nie cofnie się przed niczym, byle tylko bronić swojej córki. Trudno będzie podważyć jego argumenty.
-Nic się nie bój. Damy radę -powiedział do mnie i uścisnął moją rękę, dodając otuchy.

25 lipca, Londyn, Anglia, dzień rozprawy 
Z perspektywy Grace
Dzisiaj miała odbyć się rozprawa przeciw Zaynowi. Wszystko zostało przyspieszone, ze względu na działania adwokata Malika i prawnika Richardsa. Bałam się dzisiejszego dnia, bałam się tego, czego dowiem się na sali sądowej. Musiałam poukładać sobie wszystko w głowie, a od dziecka najlepiej udawało mi się robić to podczas spacerów. Kiedy byłam mała spacerowałam po pobliskich lasach i łąkach, znałam je wszystkie jak własną kieszeń. Nie ma piękniejszego widoku niż irlandzka rzeka, przecinająca zieloną dolinkę, a w dole ciągnący się jakby w nieskończoność las. Kocham przyrodę, zawsze była mi bardzo bliska i nie zamieniłabym takiego życia na gwar miasta. Do rozprawy były jeszcze 3 godziny, więc zdjęłam z wieszaka beżowy płaszczyk i skierowałam się w stronę drzwi.
-Grace... -usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego. -Gdzie idziesz?
-Na spacer. Muszę coś przemyśleć -odpowiedziałam.
-Już niedługo wychodzimy.
-Tak wiem, nie będę tam długo. Po prostu muszę odreagować, już dłużej nie wytrzymam...
Harry spojrzał na mnie. Wszyscy byli akurat w swoich pokojach, szykowali się na rozprawę. Styles miał już na sobie czarny garnitur, pod spodem białą koszulę i muszkę. Wyglądał bardzo elegancko, zupełnie inaczej niż na co dzień. Jego włosy jednak pozostały takie same, na czoło spływały mu niesforne loki, zielone oczy świeciły się, a na policzkach pojawiły się te znane mi dołeczki.
-Powiesz mi, kim był ten mężczyzna w areszcie? -spytał.
Nikomu nie tłumaczyłam tego, co stało się dwa dni temu na więziennym korytarzu. Niall i Devonne rozumieli moją reakcję, reszta nie pytała. Pewnie myśleli, że im powiem, a skoro tego nie zrobiłam - zrozumieli. Byłam im za to wdzięczna, ale teraz, kiedy Harry spytał mnie o to, poczułam, że chcę się komuś zwierzyć. Wszystko tłumiłam w sobie, a tajemnic miałam naprawdę sporo. Chciałam mu powiedzieć o wszystkim, ale przecież nie mogłam. Ale o tej jednej rzeczy mogłam z nim porozmawiać.
-On... przez niego mój ojciec nie żyje. Zabił go, wykańczając psychicznie. Miałam wtedy dziewięć lat -zaczęłam i usiadłam na najniższej schodzie. Harry usiadł obok mnie. Nic nie mówił, tylko słuchał.
-Udawał przyjaciela naszej rodziny, kupował mi czekoladki, bawił się ze mną -ciągnęłam. -Robił to wszystko, bo chciał zdobyć zaufanie mojego ojca. Pieniędzy nam nigdy nie brakowało, ale to dlatego, że mój tata od dziecka ciężko pracował. Nie przy biurku, nie w papierach, tylko fizycznie. Pamiętam jego dłonie... były takie mocne, silne i miał na nich mnóstwo odcisków. Naprawdę ciężko pracował i robił to wszystko dla mnie i dla mamy. Kiedy wracał z pracy, był zawsze bardzo zmęczony, a ja przynosiłam mu kawę i siadałam na kolanach -tutaj mój głos się załamał, ale po chwili mówiłam dalej. -Te dłonie, były dłońmi człowieka, który poświęcił wszystko dla swojej rodziny. Zawsze dbał o nas, nie o siebie. Czasami pracował w nocy, żeby nam niczego nie brakowało. W końcu dorobił się, kupił konie i założył stadninę. To było jego marzenie... Kochał konie i mnie też zaraził miłością do nich. Stadnina była symbolem jego pracy, wielkim sukcesem, jaki osiągnął tylko dzięki sobie, a ten drań chciał go mu odebrać!
Po moim policzku spłynęła łza, którą Harry delikatnie wytarł dłonią.
-Sfałszował dokumenty, a potem szantażował naszą rodzinę. Mówił, że mamy gigantyczne długi, że musimy sprzedać stadninę i część ziemi... Mój tata był młody i w sile wieku, ale zmarł na zawał serca. Moja mama zawsze mówiła, że zmarł dlatego, że serce pękło mu z żalu. I tak właśnie było... Richards jest prawnikiem, wszystko uchodzi mu na sucho. Po jakimś czasie dowiedziałyśmy się z mamą, że zapłacił jakąś banalną kwotę za podrobienie dokumentów i to wszystko. Miałam nadzieję już nigdy więcej go nie zobaczyć... Aż do tego dnia.
Harry nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił. Nie wiem, jak długo trzymał mnie w ramionach, ale chyba bardzo długo. Cieszyłam się z tego, że miałam komu się zwierzyć, że po prostu był.
-Dziękuję -powiedział. -Że mi powiedziałaś.
-Dziękuję -szepnęłam cicho. -Że mnie wysłuchałeś.

Szłam alejką parkową i wciągałam w płuca orzeźwiające "świeże" powietrze. Park to nie to samo co prawdziwy las, ale zrozumie to tylko ktoś, kto wychował się wśród drzew i pól. Ktoś, kogo domem są sklepy, centa handlowe i ruchliwe ulice, nie będzie potrafił docenić piękna prawdziwego lasu. Tak jest przynajmniej w większości przypadków. No cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Na razie park musi wystarczyć. Spacerowałam powoli chodnikiem, nie patrzyłam na zegarek. W głowie miałam chaos, nic nie potrafiłam zrozumieć. Usiadłam na ławce i poczułam na skórze lekki powiew wiatru. Niedaleko zauważyłam sprzedawcę lodów, więc wyjęłam portfel i podbiegłam do budki.
-Dwie gałki czekoladowych, poproszę -powiedziałam.
Wróciłam do ławki, gdzie zostawiłam torebkę i płaszczyk, który zdjęłam, bo było mi zbyt ciepło. Poczułam znajome gorąco, rozpływające się po całym ciele. Obok mojego płaszczyka leżała mała karteczka, którą podniosła drżącymi palcami.
Naprawdę mnie nie pamiętasz?
Widzę Cię, skarbie.
Serce biło mi jakby miało wyskoczyć mi z piersi. Rozejrzałam się gwałtownie dookoła, ale nikogo nie zobaczyłam. Czułam, że ktoś mnie obserwuje. Chwyciłam płaszczyk i torebkę i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Dlaczego wcześniej nikomu nie powiedziałam o liścikach? Czemu nie wspomniałam o tym Harry'emu? Spojrzałam na zegarek - w pół do trzeciej. To już tak późno? Nie mogłam uwierzyć, że tak długo włóczyłam się po parku. Kiedy tylko dojdę do domu, powiem im o wszystkim! Boże, ręce trzęsły mi się ze strachu i zdenerwowania. Nagle wafelek z lodem upadł mi na ziemię, usłyszałam pisk opon. Obok mnie zatrzymał się czarny samochód, z przyciemnianymi szybami. Chciałam uciec, ale nie miałam gdzie. Rzuciłam się do przodu, ale ktoś chwycił mnie za ramiona i wciągnął do auta.
-Jedziemy! -usłyszałam i zostałam zagłuszona uderzeniem w głowę. 

Chwilę przed rozprawą, z perspektywy Denise Jane
-Wiesz co masz robić?
-Wiem! Przestań ciągle pytać! Wiem, co mam mówić! -krzyknęłam.
Bardzo się denerwowałam, bałam się rozprawy. W co ja się w ogóle wpakowałam?
-Mam nadzieję, że tego nie spieprzysz. Szef nie byłby zadowolony.
-Uda się! Wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie martwcie się.
-Oby -rzucił jeszcze, nałożył kaptur na głowę i zniknął za rogiem korytarza.
Chciałam stąd uciec. Uciec jak najdalej od tego wszystkiego.

-Gdzie ona jest do jasnej cholery? Jest za 10 trzecia, a jej jeszcze nie ma! -Danielle denerwowała się i chodziła w kółko po sądowym korytarzu. Wszyscy byli już przed salą, czekali na rozpoczęcie rozprawy.
-Przyjdzie -powtarzał ciągle Harry. -Coś ją zatrzymało.
-Oby przyszła na czas! -dopowiedział adwokat.
-Proszę wszystkich na salę rozpraw -powiedział umundurowany mężczyzna i wpuścił wszystkich do środka.
Sędzia, siwy mężczyzna, z krzaczastym wąsem, siedział i sprawiał wrażenie, jakby wszystko było mu już obojętne.
-Proszę wstać. Rozpoczynam rozprawę, w której rozpatrzona zostanie sprawa oskarżenia Zayna Jawaada Malika o gwałt na nieletniej Denise Jane Richards. Proszę usiąść.
Wszyscy usiedli, Zayn wpatrywał się bez nadziei w jeden punkt. 
-Na początek oskarżony. Proszę wstać, podejść do barierki i przedstawić się.
-Nazywam się Zayn Malik i mam dziewiętnaście lat. Mieszkam w Londynie -powiedział Zayn.
-Jak odwoła się pan do oskarżenia? -spytał sędzia.
-Jestem niewinny, nic nie zrobiłem! Wiem, że to żadne wyjaśnienie, ale ona po prostu mści się na mnie, bo ją rzuciłem! Taka jest prawda!
-Sprzeciw -pan Richards wstał. -Pokrzywdzona twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca.
-A więc twierdzi pan, że nie odbył stosunku z nieletnią pokrzywdzoną? 
Zayn zagryzł wargę i rozejrzał się po sali.
-Nie, nie twierdzę. Ale nie zmuszałem jej do tego.
-Ah tak -sędzia podrapał się po brodzie. -To wszystko, może pan usiąść. Przypominam, że przysługuje panu prawo zadawania pytań świadkom.
-Rozumiem -odpowiedział Malik.
-Do barierki zapraszam świadka Grace Madeline Horan.
Na sali zapanował gwar. Grace nie przyszła do tej pory, nikt nie wiedział, co się z nią stało.
-Świadek Grace Madeline Horan? -powtórzył sędzia jeszcze raz.
-Nie ma jej na sali, proszę sędziego -odezwał się Niall. -Ale na pewno jeszcze przyjdzie...
-W takim razie nie będziemy dłużej czekać. Do barierki poproszę oskarżoną.
Denise podeszła wolnym krokiem, przedstawiła się i powtórzyła po raz kolejny swoją wersję wydarzeń.
-Więc uważa pani, że oskarżony nie zerwał z nią, tak jak twierdzi?
-Nie -powiedziała cicho DJ, a potem odeszła na swoje miejsce.
 Potem przed sądem odpowiadali kolejno Niall, Eleanor i Devonne. Wszyscy mówili to samo, że Zayn jest niewinny i nic nie zrobił.
-Świadek Harry Styles?
Harry podszedł powoli do barierki, nie rozumiał, gdzie może być Grace. Bał się o nią.
-Nazywam się Harry Edward Milward Styles, mam osiemnaście lat. Tak jak Zayn, mieszkam w Londynie.
-Przypominam, że musi pan mówić prawdę, w przeciwnym razie będzie pan obciążony odpowiedzialnością karną. Czy to zrozumiałe?
Styles przytaknął.
-Jak blisko zna pan oskarżonego? -spytał sędzia.
-Jest moim przyjacielem, mieszkamy razem, jesteśmy w jednym zespole. Wiem, że nie zrobił tego, o co jest oskarżony.
-Skąd?
-Po prostu wiem. Zayn bardzo szanuje kobiety, nigdy nikogo by nie skrzywdził. Wiem, że wszystko wskazuje na jego winę, ale on naprawdę nic nie zrobił!
-A więc twierdzi pan, że pokrzywdzona kłamie?
-Tak właśnie twierdzę -powiedział stanowczo Styles. -Boże, Denise! W co ty się bawisz?
Harry zwrócił się do DJ i spojrzał na nią oceniająco.
-O co ci chodzi? -spytał tak cicho, że tylko ona mogła to usłyszeć, a raczej wyczytać z ruchu jego warg. Nagle wstała, a po policzkach spływały jej łzy.
-Ja powiem! -wykrzyknęła. -Ja już powiem Wam całą prawdę!

* * *
This is it. Muszę trochę odkręcić te wątki kryminalne ;-) Jeden z tym mega długich rozdziałów, ale mam nadzieję, że się Wam podoba. Piszcie w komentarzach!

czwartek, 12 kwietnia 2012

Rozdział 16

22 lipca, Londyn, Anglia, noc

Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...

Znowu zmiana scenerii. Wiał chłodny wiatr, smagał twarz i rozwiewał włosy. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Chmury zaścieliły niebo czarnym dywanem, zwiastującym nieszczęście. Nad rzeką, w zacienionym miejscu pod wielkim dębem stała grupa ludzi. Wszyscy byli ubrani na czarno. W powietrzu unosiły się głosy pieśni: "W ręce Twe, Panie, składam ducha mego..." Czterech silnych mężczyzn umieściło trumnę w wykopanym dole, posypały się garści piasku, a potem czerwone jak krew róże. Nad grobem stała drobna kobieta, w ręku ściskała jedwabną chusteczkę, a twarz zasłoniła czarną woalką. Z jej oczu płynęły łzy, nie próbowała ich zatrzymać. Patrzyła w dół, na zimną ziemię i żegnała swojego męża.
Wśród zebranych brakowało jednak jednej osoby. Dziewięcioletnia dziewczynka, w podartych ogrodniczkach, brudna od piasku, podrapana na kolanach, łokciach i twarzy stała schowana w lesie, w cieniu drzew i patrzyła na wszystko pustym wzrokiem. Nie płakała. Z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była blada i jakby zrobiona z marmuru. Dziewczynka podpierała się o brzozę, a wiatr rozwiewał jej potargane rude włoski. Nikt nie rozumiał, że zawalił jej się cały świat. Wszyscy płakali, wszyscy nosili żałobę, ubierali się na czarno, modlili, ale nikt nie cierpiał tak jak ona.

-Jesteś pewien, że to się uda? -spytała postać w kapturze, ukryta za marmurowym pomnikiem.
-Co, pękasz? -prychnęła druga osoba i wyszczerzyła usta w szyderczym uśmiechu.
Zawiał chłodny, porywisty wiatr. Liście na drzewach szeleściły złowieszczo, wokoło było ciemno i cicho. Gdzieś w oddali zahukała sowa.
-Nie... tak tylko pytam...
-I bardzo dobrze. Szef nie byłby zadowolony, wiesz o tym.
-Wiem -odpowiedziała zakapturzona postać i oparła się o mur, ciężko oddychając.
-Umowa to umowa, pamiętaj -rzuciła jeszcze druga osoba i odeszła, znikając za rogiem ulicy.

Z perspektywy Grace
Wstałam rano wcześniej, bo nie mogłam spać. Zeszłam na dół, do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Wszyscy jeszcze spali, cały dom pogrążony był w ciszy. Dzisiaj mieliśmy znowu odwiedzić Zayna w więzieniu. Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa. Liam dzwonił już do adwokata, który obiecał spotkać się z nami w areszcie. Sama nie wiem, czy chcę tam iść. Wierzę w niewinność Malika, ale nie chcę go widzieć. Nie chcę mieć z nim w ogóle nic wspólnego. Ścisnęłam mocniej filiżankę z kawą. Po jaką cholerę się ze mną całował? To jasne, był pijany - pewnie nawet nie wiedział, że to ja. Zacisnęłam zęby ze złości. Nie jestem kimś, kim można pomiatać, bawić się jak zabawką, a potem rzucić w kąt, kiedy się znudzi. Mam tego dość! Takie zachowanie wcale nie jest normalne, a ja nie mam zamiaru czekać aż Zayn łaskawie raczy się do mnie odezwać. A jeśli już to robi, to tylko wtedy, kiedy jest pijany! Uśmiechnęłam się sama do siebie, wpadłam na pomysł i zamierzałam wcielić go w życie. Wtedy pomyślałam o karteczce, którą znalazłam w dzień moich urodzin. W jaki sposób znalazła się w moim pokoju? Mogło być tylko jedno wyjście, a mianowicie podczas imprezy w domu był ktoś obcy. I prawdopodobnie właśnie ten ktoś poinformował media o aresztowaniu Zayna. Nie miałam pojęcia, kto to mógł być, ani czego ode mnie chciał. Nie miałam żadnych wrogów, zresztą nie znałam w Londynie prawie nikogo. "Nie myśl, że to już koniec." Kiedy był początek? Czułam, że to już ponad moje siły. Chciałam komuś o tym powiedzieć, ale nie mogłam. Wszyscy martwiliśmy się teraz Zaynem, nie chciałam przysparzać im dodatkowych problemów. Zresztą może to tylko głupi wybryk? Ktoś był pijany, więc zakradł się do mojego pokoju i podrzucił ten głupi liścik... Tak bardzo chciałam w to wierzyć. Wypiłam ostatni łyk kawy i podeszłam do stojącego w kącie salonu fortepianu. Pogładziłam ręką klawisze i usiadłam na stołku, obitym miękką czerwoną tkaniną. Na tym instrumencie grałam od dziecka i wiązałam z nim wiele wspomnień. Pamiętam, jak kiedy byłam jeszcze mała, tata siadał przy fortepianie, brał mnie na kolana i uczył gry. Potrafiliśmy siedzieć tak nocami i wymyślać coraz to nowe melodie. Potem mama krzyczała na nas, że tak późno kładziemy się spać, ale wtedy pokazywaliśmy jej wyniki naszej nocnej pracy, a ona siadała obok i słuchała. Brakowało mi tych chwil, ale nic mi już ich nie wróci... Moje palce same znalazły odpowiednie klawisze, zaczęłam z pamięci grać melodię. Nigdy nie myślałam o karierze muzycznej, zresztą moją pasją nie był śpiew, tylko gra. Pokój wypełniły dźwięki pieśni, a ja zaczęłam cichutko ją nucić.
Powiedz ludziom, że kocham ich,
że się o nich wciąż troszczę.
Jeśli zeszli już z moich dróg,
powiedz, że szukam ich...
Jestem osobą wierzącą, wyniosłam to z  domu. Od zawsze chodziliśmy całą rodziną do kościoła co niedzielę. Tradycyjnie spędzaliśmy święta. To właśnie na Boże Narodzenie dostałam od taty swojego pierwszego kucyka. Zmarł miesiąc później. Miłość do koni została mi do dzisiaj. Tak samo wiara, gdybym była niewierząca, czułabym się bardzo samotna, nawet jeśli byłabym otoczona mnóstwem przyjaciół. Pomyślałam o moim naszyjniku z napisem "No End", który dostałam od taty. Był symbolem wszystkiego, w co wierzyłam, co było dla mnie ważne. Bez końca. Zagrałam ostatnią linijkę, gdy poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam za sobą Devonne.
-Nie śpisz? -spytała z uśmiechem.
-Jakoś nie mogłam.
-Wszystko w porządku?
-Tak, po prostu wzięło mnie na sentymenty -odpowiedziałam szczerze.
-Tęsknisz za nim -usłyszałam ciche stwierdzenie. Devonne znała mnie lepiej, niż ja sama siebie. Zawsze wiedziała o czym myślę, co czuję, kiedy jestem smutna, a kiedy zła.
-Tęsknię... Bardzo mi go brakuje.
-Wiem o tym. Ale on jest przy tobie -uśmiechnęła się do mnie Dev.
-Niedługo pewnie chłopcy wstaną. Trzeba zacząć robić śniadanie.
Przyjaciółka uśmiechnęła się i podeszła do lodówki, wyjmując z niej kolejno różne produkty.
-Więc co robimy? Może tosty?
Zabrałyśmy się za robienie grzanek z serem i dżemem.
-Rozmawiałaś z Niallem? -spytałam ciekawsko.
Devonne spojrzała na mnie zaskoczona i przerwała smarowanie grzanki masłem.
-Nie. To znaczy tak, ale o niczym konkretnym... A właściwie, dlaczego pytasz?
-Widziałam jak rozmawialiście na imprezie. Dużo nie pamiętam, ale to akurat tak -zaśmiałam się.
-Co ja czuję? Tosty? Z dżemem? I serem? Moje serce się raduje! -krzyczał Niall, który wszedł właśnie do kuchni.-Pyyyycha!
Po chwili do najczęściej odwiedzanego pomieszczenia wkroczyła reszta zaspanej załogi, domagając się jedzenia.

Wszyscy byli w areszcie, w odwiedzinach u Zayna. Czekali w poczekalni na adwokata, który miał zjawić się lada chwila. Grace poszła do toalety, bo było jeszcze trochę czasu do umówionej wizyty. Stanęła przed lustrem w łazience i wyjęła z torebki opakowanie tabletek. Wzięła jedną i połknęła, popijając bieżącą wodą. W toalecie akurat nie było nikogo więcej. Zostawiła torebkę na umywalce i zamknęła się w kabinie. Wyszła, poprawiła włosy, patrząc w swoje odbicie i już chciała wyjść na korytarz, gdy na podłogę upadła mała karteczka. Serce zaczęło bić jej gwałtowniej. Wypadła z torebki, ktoś musiał włożyć ją pomiędzy szelki a kieszeń. Dziewczyna trzymała liścik w drżących dłoniach i przeczytała kilka niedbale zapisanych słów:
Co u Ciebie słychać, kochanie?
Już nie mogę doczekać się naszego spotkania.
Myśl o mnie.

Dwa dni wcześniej, impreza urodzinowa Grace
-Chcesz szluga? -spytał facet w kapturze na głowie.
Dwie osoby stały w cieniu schodów. Było ciemno, nikt ich nie zauważał.
-Nie. Mam coś lepszego -odpowiedział drugi, który ledwo trzymał się na nogach. -3 dychy za grama, a tak napierdala, mówię ci! Nic nie czujesz.
Facet w kapturze zachwiał się lekko, popił piwa, a potem wyjął z kieszeni kawałeczek papieru. Porwał go na kawałki i skręcił w rulonik.
-Skąd masz? -spytał chrapliwie.
-A co cię to obchodzi? Lepiej się nie interesuj, bo możesz na tym sporo stracić! -zdenerwował się drugi i chwycił go bluzę, przyciskając do ściany.
-Spokojnie, spokojnie, wyluzuj... Tak pytałem.
Potem z kieszeni wyjął małe zawiniątko, rozwinął i wysypał biały proszek na rulonik, zrobiony z karteczki. W cieniu schodów i hałasie muzyki, wciągnął narkotyk i zapomniał o całym świecie.

Z perspektywy Grace
-Szanse na uniewinnienie waszego przyjaciela są jak 1 do 2. Takie oskarżenie to poważna sprawa i trudno udowodnić, że dziewczyna kłamie. Ale zrobię, co w mojej mocy, aby mu pomóc -powiedział nam prawnik, pan Kennedy.
-Dziękujemy panu bardzo -powiedział Louis.
-Jesteśmy pewni, że Zayn jest niewinny -dodała Eleanor.
-Mam nadzieję, że wygramy tę sprawę -uspokajał nas adwokat.
Proces miał odbyć się już niedługo, ponieważ sprawa została przyspieszona.Wtedy na korytarzu zobaczyłam Denise. Szła ze wzrokiem wbitym w czubki swoich butów, nawet na nas nie patrzyła. Ale mojej uwagi nie przykuła ona, tylko mężczyzna, z którym szła. Zrobiło mi się duszno, poczułam, że serce bije mi jak szalone. Wstałam gwałtownie i nie mogłam oderwać wzroku od towarzysza DJ. Zmienił się, ale te kruczoczarne włosy, oczy ciemne jak węgiel, jak zapowiedź czegoś strasznego, pozostały dokładnie takie same. Takie same jak dziesięć lat temu.
-Znam tego człowieka! -wykrzyknęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Ręce trzęsły mi się, do oczu napłynęły łzy. -To on zabił mi ojca!

* * *
Przepraszam, jeśli są jakieś błędy, ale jedna z opcji na blogu przestała działać i mogą być literówki. Co myślicie o rozdziale? Jeśli ktoś jeszcze chce być informowany o nowych, niech poda w komentarzu swojego twittera albo numer gg ;-) Do napisania! <3

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozdział 15

22 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
Nie mogłam pozbierać myśli. Krążyły mi w głowie zupełnie niepoukładane. Wpatrywałam się w jedno miejsce, jakbym miała je spalić wzrokiem. Wszyscy zostaliśmy powołani na świadków w sprawie, więc siedzieliśmy w areszcie. Louis, Liam, Danielle i Devonne też przyszli, chociaż nie obyło się bez pytań paparazzi i ogólnego szumu mediów. Naszym celem było za wszelką cenę bronić niewinności Zayna. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że DJ to tak naprawdę skrótowiec od dwóch imion: Denise i Jane. Od początku wiedziałam, że coś jest z nią nie tak i miałam rację. Nie wierzyłam, że Zayn byłby zdolny do czegoś takiego. Potrafił być agresywny, niemiły w stosunku do mnie, opryskliwy, humorzasty, denerwujący, ale nie zrobiłby mi krzywdy. Nie potrafiłam też wyobrazić sobie, żeby zrobił coś DJ. Ale jeśli tak, to dlaczego go oskarżyła? Przecież byli ze sobą tak blisko, całowali się, gdy widziałam ich ostatni raz... To w żaden sposób mi nie pasowało. Nic mi się nie układało w logiczną całość, w głowie kłębiły mi się tysiące myśli. Jakby ktoś rozsypał kawałki układanki, a ja nie potrafię złożyć jej na nowo w jedną całość.
Wtedy do sali wszedł komisarz McClain i drugi policjant prowadzący skutego w kajdanki Zayna. Malik nie patrzył w oczy, tylko rzucił nam szybkie, puste spojrzenie. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Nie znałam go tak długo jak chłopcy, ale myśl, że zgwałcił dziewczynę była dla mnie wręcz niedorzeczna. Komisarz przywołał gestem drugiego policjanta, a ten wyszedł. Po chwili wrócił, prowadząc za sobą znajomą postać. Wysoka, szczupła blondynka o niebieskich oczach wyglądała, jakby straciła wszystkie soki życia. Była blada i wydawała się jakby mniejsza. Usiadła na najdalszym krześle, a ja wpatrywałam się w nią, jakbym chciała wyczytać z jej twarzy, czy kłamie.
-Zna pan pokrzywdzoną? -zwrócił się McClain do Zayna, bez słowa wstępu.
-Tak -opowiedział cicho Zayn, patrząc na swoje skute ręce.
-Skąd? Jak  długo?
-Od kilku dni. Jest... była naszą znajomą.
Komisarz McClain sprawdził coś w swoich dokumentach i kontynuował przesłuchanie:
-Panie Malik, z moich zapisów wynika, że był już pan zatrzymywany. Został pan też wyrzucony ze szkoły za awantury.
-Trzeba sobie radzić -odpowiedział zuchwale Zayn. Odwidziała mu się rola skruszonego oskarżonego. Nie wiem co zamierzał, ale spojrzał prosto w twarz komisarza i powiedział:
-Tam skąd pochodzę, musisz mieć kilka blizn, żeby przetrwać.*
-Co to ma znaczyć?
-To znaczy, że silniejszy zawsze wygrywa ze słabszym. Taki jest świat i pan tego nie zmieni. Takie jest życie. Ale wychowałem się z trzema siostrami i nigdy bym ich nie skrzywdził. Szanuję kobiety -tu zrobił chwilę przerwy, jakby się nad czymś zastanawiał. -Nie jestem sadystą -dodał z zaciśniętymi do bólu zębami.
-Nie kłam! -wykrzyknęła piskliwie Denise. Wyglądała na roztrzęsioną i... chyba się bała.
-Nic ci nie zrobiłem! Dziewczyno, skończ ten cyrk!
-Proszę o spokój -odezwał się komisarz. -Teraz pani kolej, panno Richards. Jak poznała pani oskarżonego?
-Jeden z jego przyjaciół znalazł mojego kota, więc poszłam do ich domu. Tam go poznałam. Wydawał się miły, ale jak widać... pozory mylą.
Zacisnęłam mocno pięści, że zbielały mi kłykcie. Co za wredna suka! Jak może tak bezczelnie kłamać? Miałam ochotę rzucić się na nią z pazurami, ale tylko pogorszyłam sprawę. Jaki ona ma w tym interes?
-Całował mnie, prawił komplementy... -ciągnęła dalej Denise. -Ale potem zaczął na mnie naciskać, chciał się ze mną kochać, ale ja nie chciałam. Mówiłam mu, że jeszcze nie jestem gotowa, żeby trochę poczekał, ale on był coraz bardziej natarczywy...
-Przestań! -wykrzyknął Zayn i wstał. -To nie było tak!
-Miał pan swój czas na zeznania, panie Malik -poinformował go McClain.
-Ale ona kłamie! Sama tego chciała!
Poczułam, że do gardła podchodzi mi gula. A więc jednak...

Z perspektywy Devonne
-Ale ona kłamie! Sama tego chciała!
Czułam się dziwnie. Przyjechałam do Anglii na urodziny do swojej najlepszej przyjaciółki, a trafiłam do aresztu. Byłam fanką One Direction, nie mogłam uwierzyć, że naprawdę ich widzę, naprawdę z nimi rozmawiam. Oczywiście chodzi mi o 4/5 zespołu, bo tego jednego popaprańca znam od dziecka. Trudno mi było powiedzieć cokolwiek w tej sprawie, znałam ich osobiście w sumie jeden dzień.
-Nie chciałam! Zmusiłeś mnie! Panie komisarzu, to tak bardzo bolało... Wyrywałam się, ale on powiedział, że jeśli będę krzyczeć, to będzie jeszcze gorzej i...
-Nie wiedziałem, że jesteś niepełnoletnia! Nie zmusiłem cię do tego, sama wpieprzyłaś mi się do łóżka! -krzyczał zdenerwowany Zayn.
Nie wiem, jaka jest prawda, ale nie mogę uwierzyć w to, że Zayn zrobił coś takiego. To do niego niepodobne, ale ja opieram się tylko na wiadomościach z internetu, jak każda fanka.
-Spokój! -wrzasnął komisarz McClain i zwrócił się do Malika. -Według przeprowadzonych badań, w organizmie pokrzywdzonej znajdują się pańskie komórki.
-Oczywiście, że się znajdują do cholery! Ale to nie ja ją do łóżka wepchnąłem!
-Ty zboczeńcu, nie wykręcisz się z tego, że mnie tak skrzywdziłeś!
Zayn zmierzwił włosy i krył twarz w dłoniach w geście rezygnacji. A potem powiedział jeszcze:
-Kiedy ty zrozumiesz, że po prostu do siebie nie pasujemy? Mścisz się, bo cię zostawiłem i taka jest prawda! Boże, dziecko nie psuj mi życia, tylko dlatego, że sobie coś ubzdurałaś!
-Nie pozwolę sobą pomiatać! Zgwałciłeś mnie i będziesz za to ukarany... -rzuciła DJ, a potem wyjęła chusteczkę i zaczęła płakać.

Z perspektywy Grace
Wyszliśmy z aresztu późnym wieczorem. Komisarz przesłuchiwał nas wszystkich po kolei, ale my tylko zaprzeczaliśmy i podkreślaliśmy niewinność Zayna. Nie mogłam się na niczym skupić, sama nie wiedziałam już, jaka jest prawda. Przespał się z nią. To, co widziałam w wesołym miasteczkiem nie było tylko wytworem mojej wyobraźni. Kochał się z nią, był z nią, a potem całował mnie. A potem z nią zerwał. Wygląda na to, że wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy oprócz mnie. Nie obchodzi mnie to, w ogóle mnie to nie obchodzi. Teraz został w areszcie, aż sprawa się nie rozwiąże. Liam myślał o telefonie do adwokata, problem tylko w tym, że żadnego nie znał. Gdy dotarliśmy do domu, rzuciliśmy się wszyscy na kanapę. Dzień był naprawdę męczący. W domu był już porządek, ani śladu imprezy. Nikt nie potrafił myśleć ani mówić o niczym innym, niż o sprawie zatrzymania Zayna.
-To niedorzeczne! To się w ogóle w głowie nie mieści... -lamentowała Danielle.
Niall włączył telewizor, a wszyscy momentalnie zwrócili głowy w tamtą stronę. Na ekranie zauważyliśmy wielki czerwony napis i usłyszeliśmy wyraźnie wypowiedziane słowa:
-Gwiazda zespołu One Direction, Zayn Malik został zatrzymany wczoraj wieczorem za gwałt na nieletniej. Sprawa nie jest jeszcze rozwiązana, jednakże wszystko świadczy o winie młodego artysty. Fani są oburzeni, na portalach społecznościowych wrzą zacięte dyskusje...
Harry wyłączył telewizor i ze wściekłością rzucił pilotem.
-To nie może być prawda! To jest wszystko jakieś chore! -krzyknął zdenerwowany.
-Oni tylko czekają na takie wiadomości, żywią się nieszczęściem innych... -powiedziała Elle.
Czułam się tak, jakby ktoś wyssał ze mnie całą krew. Zmęczona, zdenerwowana, oczy same mi się zamykały. Miałam wszystkiego dość. Wtedy przypomniałam sobie o czymś ważnym, więc rzuciłam się biegiem po schodach do mojego pokoju. Chwyciłam kosmetyczkę i wyjęłam opakowanie tabletek, wysypałam dwie i szybko popiłam wodą. Odłożyłam pudełko i wtedy ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę -rzuciłam.
-Wszystko w porządku, Grace? -spytał Harry z niepokojem w głosie.
-Tak, wszystko dobrze. Jestem po prostu zmęczona.
-Jak my wszyscy. Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje... Co to? -podniósł opakowanie tabletek i spojrzał na mnie badawczo.
-To.. nic, witaminy -powiedziałam i wyrwałam mu je z ręki.
-Na pewno nic ci nie jest?
-Nic, poradzę sobie. Dziękuję -uśmiechnęłam się lekko.
-Liam zadzwonił już do adwokata, niedługo wszystko się wyjaśni.
-Mam taką nadzieję -powiedziałam cicho, a potem Harry wyszedł rzucając jeszcze "dobranoc". Zdjęłam baletki z bolących stóp, dosłownie padałam na głowę. Chciałam już iść pod prysznic, kiedy zauważyłam zmięty kawałek papieru leżący na podłodze w najdalszym kącie pokoju. Na śmierć o tym zapomniałam... Rozłożyłam karteczkę i przeczytałam szybko trzy linijki napisane niedbałym pismem:
Jeszcze się zobaczymy. 
Nie myśl, że to już koniec.
 Śnij o mnie, skarbie.

* * *
Co myślicie? Nie wierzę, że jest 15 rozdziałów + prolog, 86 komentarzy i 2433 wejścia <3 Może to nie rekordowy wynik, ale dla mnie najlepszy! Jesteście wspaniali *__*

* West Lane Baildon, Bradford, Wielka Brytania

piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział 14

"Jeśli kochasz dwie osoby jednocześnie, wybierz tę drugą. Bo gdybyś naprawdę kochał tę pierwszą, to nie byłoby tej drugiej" - Johnny Depp

Z perspektywy Grace
Siedzieliśmy na posterunku policji już od jakichś trzech godzin i czekaliśmy na jakiekolwiek wiadomości. Liam, Danielle i Louis zostali w domu i zakończyli imprezę. Devonne dała się namówić i zostaje z nami kilka dni. Ja, Harry, Niall i Eleanor siedzieliśmy w poczekalni i nie wiedzieliśmy, o co w ogóle chodzi. Zayna zaprowadzono do sali wytrzeźwień, co zbyt dobrze nie wróży w dalszym procesie. Przysięgał, że nie wie co się stało, dlaczego jest oskarżony. Boję się, że się w coś wpakował. Dziś wieczorem przecież pokazał, że czasami działa spontanicznie, szczególnie kiedy jest po alkoholu. Mój Boże, kiedy ktoś nam coś powie? Nagle poczułam wibrację w kieszeni, więc wyjęłam komórkę. Na ekranie pojawił się tekst 'Danielle dzwoni...', szybko odebrałam.
-Halo?
-Grace? Grace, co się dzieje? My tutaj siedzimy jak na szpilkach, wiecie już coś?
-Nie, nikt nie chce nam nic powiedzieć. Zayn jest w izbie wytrzeźwień, potem będą z nim rozmawiać. 
W słuchawce usłyszałam jakiś szmer, a potem głos zdenerwowanego Lou:
-Grace, posłuchaj. Zadzwoń od razu, jeśli się czegoś dowiecie. Przed domem jest mnóstwo paparazzi. Nie wiem, skąd się o wszystkim dowiedzieli.
-Mój Boże.. -szepnęłam. Jak to możliwe, że już wiedzą? Przecież nikt nas nie widział, była noc, kiedy policja zabierała Zayna! A ktoś z imprezy? Ale przecież to byli sami znajomi...
-Co się stało, Grace? -spytała mnie Eleanor.
-Media już o wszystkim wiedzą. Czatują pod domem -poinformowałam wszystkich.
-Ale jakim cudem?! -wykrzyknął zdenerwowany Niall.
Wtedy drzwi aresztu się otworzyły i wyszedł umundurowany, barczysty policjant, prowadzący Zayna skutego kajdankami. Chłopak rzucił nam zrozpaczone spojrzenie, jakby szukał pomocy. Policjant trzymał go brutalnie, mocno, jak największego przestępcę.
-Lou, coś się dzieje. Zadzwonię później -powiedziałam szybko i rozłączyłam się.
Rzuciłam się do przodu i krzyknęłam:
-Co się dzieje? Gdzie go prowadzicie?!
-Grace, nie... -Harry chwycił mnie od tyłu za ramiona i mocno przytrzymał, choć mu się wyrywałam. -To nic nie da, powiedzą nam prędzej czy później.
Zacisnęłam pięści i ze złości kopnęłam nogą w krzesło. Zabolało, bo zapomniałam, że dalej mam na sobie baletki. Wyszliśmy z domu, tak jak staliśmy. To znaczy ja się ubrałam, bo na samej bieliźnie to raczej bym nie wyszła. Usiadłam i rozmasowałam bolącą stopę. Harry, Elle i Niall byli nie mniej zdenerwowani ode mnie. Nienawidzę czekania, nienawidzę bezczynności.

Z perspektywy Zayna
-Więc zaprzecza pan wszystkim zarzutom? -spytał wysoki, łysiejący policjant.
Spojrzałem na niego i zacisnąłem zęby. Patrzył na mnie, jakby już wydał wyrok, jakby ocenił mnie i najchętniej od razu wysłał do celi. Jakbym w jego oczach był nikim.
-Nie zrobiłem tego -powiedziałem po raz kolejny.
-Możemy porozmawiać z tobą inaczej.
-Ale ja tego nie zrobiłem! -wykrzyknąłem i wstałem zdenerwowany. -Nie macie żadnych dowodów, jestem niewinny!
-Usiądź synu, tak będzie lepiej dla ciebie -odezwał się i szepnął coś do policjanta obok, który po chwili wyszedł z sali. -Pozwól, że pobierzemy od ciebie pewne próbki, które pozwolą wykryć, czy...
Próbki? Więc już jestem skończony.
-Proszę bardzo.
Skuł mnie w kajdanki i pociągnął za sobą w kierunku drzwi. Kiedy się otworzyły, zobaczyłem Harry'ego, Nialla, Eleanor i Grace siedzących na korytarzu. Rzuciłem im szybkie spojrzenie. Nie chciałem patrzeć im w oczy, bałem się, co w nich zobaczę.
-Co się dzieje? Gdzie go prowadzicie?! -usłyszałem krzyk Grace.
Grace. Z wczorajszego wieczora pamiętałem tylko, że pobiłem jakiegoś faceta, który się na nią rzucił. Byłem pijany, a on nazwał ją szmatą, więc zasłużył sobie. Reszta urwała się, jakby ktoś nacisnął 'stop' podczas oglądania filmu. Dopiero w sali wytrzeźwień dotarło do mnie, gdzie jestem. To jest chyba jakiś cholerny żart. Jestem w ukrytej kamerze, a ktoś zaraz wyskoczy i krzyknie 'wkręciliśmy cię!' Ale nic takiego się nie stało...

Z perspektywy Grace
Mieliśmy już dość czekania. Minęła kolejna godzina od czasu, gdy Zayn wyszedł z sali i policjant zaprowadził go korytarzem do następnego pokoju. Chcieliśmy zapytać kogoś co się stało, o co oskarżono Malika. Zauważyłam jakąś młodą policjantkę, musiała być na staży albo coś takiego. Podbiegliśmy do niej, na plakietce widniał napis "aspirant Cornelia", a na mundurze miała przypięte dwie gwiazdki. Miała wyższy stopień, niż można się było spodziewać po jej wyglądzie. Miała rumianą twarz, miłe oczy -może nam jakoś pomoże?
-Przepraszam, jesteśmy tutaj już kilka godzin... -zaczął Harry. -Czekamy na jakiekolwiek wiadomości, ale nikt nie chce nam nic powiedzieć. Może mogłaby pani nam pomóc w sprawie Zayna Malika?
Dziewczyna spojrzała na nas i zmrużyła oczy.
-Jesteście rodziną?
Wymieniliśmy spojrzenia.
-Tak, jesteśmy rodziną -odpowiedział Niall. -Bardzo prosimy, to dla nas ważne.
-Niestety, ale nie mogę podawać takich informacji -powiedziała, zaglądając w jakieś papiery. -Jeśli komisarz McClain, który prowadzi sprawę, skończy przesłuchania i zdecyduje, że może wam powiedzieć, to powie. Na razie musicie czekać.
Mówiła z dziwnym akcentem. Interesowałam się trochę krajami europejskimi, więc go rozpoznałam.
-Jest pani z Polski? -spytałam, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
-Tak, ale co to ma do rzeczy?
-Nic -odpowiedziałam. -Po prostu rozpoznałam po akcencie, wspaniały kraj.
-Słynie z pięknych kobiet... -rzucił cicho Harry. Czy on próbował ją uwieść? -Planujemy tam pojechać w ramach trasy.
Pani aspirant spojrzała na niego i uśmiechnęła się, kręcąc głową, jakby nie mogła uwierzyć własnym uszom. Potem chyba się nad czymś zastanawiała i powiedziała szeptem:
-Dobrze, spróbuję coś załatwić. Ale pod jednym warunkiem.
-Co tylko pani będzie pani chciała, Cornelio -kokietował dalej Harry, szczerząc się cwaniacko.
Policjantka wzięła do rąk torebkę, poszperała w niej i wyjęła notes. Otworzyła na pustej stronie, położyła go na blacie biurka i powiedziała:
-Dostanę autografy One Direction?
Wybuchnęłam śmiechem. Oto jest dowód na to, że 1D potrafią przekupić nawet policję. Mój Boże, z kim ja się zadaję. Niall i Harry złożyli podpisy na kartce papieru, a Styles spytał:
-Dorzucić swój numer?
Pani aspirant zaśmiała się i schowała zeszyt. Potem poprowadziła nas korytarzem do jakiejś sali, gdzie mieliśmy zaczekać, aż ona kogoś przyśle. Podziękowaliśmy jej za pomoc, a kiedy wyszła, Niall powiedział:
-Brawo Harry, już jest twoja.
-Ma się ten wrodzony urok, prawda Grace?
Nie czekaliśmy długo. Po chwili do sali wszedł ten sam policjant, który wyprowadzał Zayna na korytarz. To musiał być ten komisarz McClain. Spoważnieliśmy, wyglądał trochę przerażająco.
-Jak dobrze znacie oskarżonego? -spytał bez zbędnych wstępów. Chyba chciał nas przesłuchiwać.
-Bardzo dobrze -odpowiedział krótko i zwięźle Niall. -Jesteśmy przyjaciółmi.
-Ah tak... -komisarz podrapał się w brodę. -Zadam wam kilka pytań. Po pierwsze, czy byliście świadkami sytuacji, gdzie Zayn Malik bywał agresywny?
Jasne było, że nic nie powiemy. Byliśmy świadkami i to jeszcze dzisiejszej nocy.
-Nigdy -powiedziałam cicho, ale z pewnością siebie.
Policjant zanotował coś w swoich dokumentach, a potem zwrócił się do nas:
-Wiecie coś o jego przeszłości?
Oczywiście, że wiemy. Został przecież wyrzucony ze szkoły, za awantury i tym podobne.
-Nie, tylko tyle, że dorastał w kochającej rodzinie -wyznała Eleanor.
-Do cholery, powie nam pan o co tutaj właściwie chodzi? -wybuchnął Harry. -O co oskarżacie Zayna?! On jest niewinny!
Komisarz spokojnie spojrzał na niego, takie sytuacje były dla niego codziennością. Zapisał jeszcze coś w papierach, odłożył długopis, poprawił odznakę na piersi i powiedział dobitnie:
-Wasz przyjaciel, Zayn Malik został oskarżony o gwałt na nieletniej Denise Jane Richards.

* * * 
Ktoś ma jakieś podejrzenia, co będzie dalej? Piszcie w komentarzach, jak Wam się podoba dzisiejszy rozdział (z @Kornelia_xoxo w roli polskiej policjantki)! Do napisania <3

środa, 4 kwietnia 2012

Rozdział 13

21 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
To wszystko było zbyt piękne, by być prawdziwe. Na stołach ustawionych pod ścianą było mnóstwo przekąsek, napojów i alkoholu - tą działką musiał zająć się Niall, jak mniemam. Ogród wyglądał jak wyjęty z amerykańskich filmów, gdy największa szycha w szkole urządza imprezę nad basenem i zaprasza samych bogatych przyjaciół. Dziewczyny w bikini, chłopcy w kolorowych spodenkach. Niektórzy przechadzali się po ogrodzie, inni grali w siatkówkę albo koszykówkę, jeszcze inni pływali w basenie, albo rzucali do siebie dmuchaną piłkę do wody. Cały dom trząsł się w posadach od głośnej muzyki. Danielle i Eleanor przytuliły mnie i złożyły życzenia, jak mogły nic mi nie powiedzieć? Spojrzałam w stronę kuchni, która została przerobiona na tymczasowy bar. A kto był barmanem? Oczywiście Lou, który wygłupiał się i wymyślał najróżniejsze kolorowe drinki. Nie chcę chyba wiedzieć, co w nich było. Wokoło było mnóstwo osób, których nie znałam - pewnie znajomi chłopaków. Ale byli też moi przyjaciele, za którymi tak się stęskniłam. Nagle w tłumie zauważyłam czuprynę czarnych, lekko kręconych włosów. Dziewczyna obróciła się w moją stronę i ujrzałam piegowatą buzię, duże brązowe oczy i promienny uśmiech. Devonne! Pobiegłam w jej stronę i rzuciłam się w jej ramiona. Nie widziałam jej ponad miesiąc, tak bardzo za nią tęskniłam!
-Wszystkiego najlepszego, Grace! -powiedziała z uśmiechem. -Niespodzianka!
-Devonne, jak w ogóle... Mój Boże, już myślałam, że wszyscy zapomnieli... Gdzie wy byliście?
-Chłopcy przechowali nas w garażu i części gościnnej -poinformowała mnie. -Przyjechaliśmy, kiedy jeszcze spałaś.
Cali chłopcy. Niech zgadnę, przemycić ludzi i schować w garażu... To musiał być pomysł Harry'ego. Jeszcze raz uściskałam przyjaciółkę i ruszyłyśmy razem w stronę baru. Po drodze zaczepiło mnie jeszcze kilka osób i złożyło życzenia. Louis zaserwował nam swoje najlepsze dzieło, które nazwał "Kokosowo-jagodowo-czekoladowy wir orzechowy pełen blasku letniego angielskiego słońca z nutką mięty". Mogłam się spodziewać tego, że po kilku minutach straciłam kontakt z krzesłem.

W salonie było ciemno, wszyscy tańczyli do rytmu "Sorry For Party Rocking", bawili się, część gości już nie kontaktowała. Niall odwalał na parkiecie jakiegoś irlandzkiego densa, a potem padł wyczerpany na ziemię, przytulając puste pudełko po skrzydełkach z kurczaka. Liam i Danielle siedzieli przytuleni gdzieś w kącie, bo Liam przecież nie pije alkoholu. Ja sama widziałam już tylko jednym okiem. Dochodziła północ, ale przy basenie poustawiano lampy, oświetlające cały ogród. Nagle usłyszałam głos Lou. Trochę mu się język plątał, gdy mówił:
-Słuchajcie! Chyba czas na punkt heliocentryczny wieczoru! -Jaki punkt? Kiedy Boo Bear jest podpity, to wymyśla jakieś nadwyraz inteligentne słowa, których nikt z nas nie rozumie.
Wszyscy ucichli, Zayn przyciszył muzykę. On zajmował się tą częścią imprezy. DJ Malik puszczał zawsze najlepsze kawałki, oczywiście przesycone jakże wspaniałą twórczością One Direction.
-Jako że dzisiaj są urodziny naszej Grace, musimy jej wszyscy zaśpiewać! -krzyknął do mikrofonu Louis. Prawie natychmiast usłyszałam jak kilkadziesiąt osób wydziera się:
-Happy Birthday to you! Happy Birthday to you! Happy Birthday dear Grace! Happy Birthday to you!
A potem stało się coś tak dziwnego, że nawet ja nie mogłam tego zrozumieć. Na środek sali wjechał na kółkach olbrzymi, prawie dwumetrowy tort z sztucznymi ogniami na czubku. Wszyscy klaskali, a ja stałam z butelką w ręce i otwartymi ze zdziwienia ustami. Wtedy Malik puścił jeszcze głośniejszą muzykę, a Lou zakończył swoje przemówienie:
-Najdrożżższsza Grace... Wszystkiego najlepszego!
A wtedy tort eksplodował brudząc wszystkich lukrem i ciastem czekoladowym. Kręciło mi się w głowie od nadmiaru wrażeń. Co się w ogóle dzieje? Ale to nie był koniec. Wielki tort otworzył się, a z niego wyszedł nie kto inny, jak Harry Styles w samych bokserkach i cały wysmarowany kremem i bitą śmietaną. Dostałam napadu śmiechu, aż łzy spłynęły mi po policzkach. Harry też miał mikrofon i powiedział:
-Czy ktoś tu zamawiał striptizera?
Po czym zrobił swój słynny 1,2,3 flip hair i wyszczerzył się cwaniacko. Stałam jak wmurowana w ziemię i nie mogłam powstrzymać śmiechu. To wszystko przerosło moje najśmielsze oczekiwania! Styles wyskoczył z tortu i podszedł do mnie uwodzicielskim krokiem, co musiało być zaplanowane. Część gości zaczęła klaskać do rytmu muzyki, część rzuciła się na pozostałości tortu. Dudniło mi w uszach od głośnej muzyki, kula dyskotekowa to rzucała blask na twarze gości, to na moją. Harry podszedł do mnie i szepnął mi do ucha:
-I jak ci się podoba twój prezent urodzinowy?
-Jesteście walnięci -rzuciłam ze śmiechem.
-Nic nowego -odpowiedział i zaczął wić się w jakimś dziwnym tańcu dookoła mnie. Nie wiem gdzie się go nauczył, ale wszyscy goście po chwili też rzucili się do tańca. Skakali i klaskali, mi też się udzieliło. To było jak jakiś sen, przedziwne i śmieszne jednocześnie. Wtedy nagle zegar zaczął wybijać północ, tak głośno, że nas wszystkich ogłuszył.
-Północ! Impreza! Żyć, nie umierać! I'm sexy and I know it! -wydzierał się Lou.

Let's go! People always say that my music's loud
Sorry for party rocking!
Neighbors complain saying 'TURN IT DOWN!'
Sorry for party rocking!

Całość sprawiała wrażenie jakby ktoś wypuścił wszystkich mieszkańców domu dla psychicznie chorych. Niech wszyscy widzą, jak wygląda impreza u chłopców z One Direction!

Półtora godziny później
Stałam w swoim pokoju i popijałam właśnie tabletkę szklanką wody. Z dołu dochodziły do mnie dźwięki muzyki, leciało właśnie "One Thing". Szybko obmyłam twarz i chciałam już wyjść, gdy zauważyłam małą karteczkę leżącą na toaletce. Nie wiedziałam co to, więc podeszłam i szybko przeczytałam kilka linijek tekstu. Zamarłam. Zgniotłam kartkę i rzuciłam ją na podłogę, a potem szybko wybiegłam z pokoju. Są moje urodziny i nikt mi ich nie zepsuje! Gdy byłam na szczycie schodów, zauważyłam parę rozmawiającą w kącie salonu. To byli Niall i Devonne. Zawsze mieli się ku sobie, odkąd pamiętałam. Ale potem Niall wyjechał do Londynu i kontakt się urwał. Znaliśmy się od dziecka, w sumie tworzyliśmy taką trójkę Muszkieterów. Zawsze razem. Jeśli ktoś skrzywdził jedno, miał do czynienia z pozostałą dwójką. W sumie Horan miał trochę przerąbane z dwiema dziewczynami, ale wyszło mu to na dobre, tak myślę. Ciekawe, co z tego będzie... Lou stał właśnie przy barze i serwował kolejne "zabójcze drinki", a Harry zmienił Zayna przy sprzęcie. Zerknęłam jeszcze na tańczących gości  i ruszyłam w stronę wszystkich. Nie uszłam daleko, gdy poczułam ostry ból w ramieniu. 
-Zejdź mi z  drogi, szmato! -usłyszałam.
Ktoś popchnął mnie i upadłam na kant stołu, nabijając sobie guza w głowę. Na ułamek sekundy straciłam przytomność, ale zaraz zobaczyłam, co się dzieje. Jakiś pijany facet starał się po omacku dotrzeć do kanapy i najwyraźniej stałam mu na drodze. Wtedy podbiegł do niego Zayn i rzucił się na niego z pięściami.
-Co ty sobie ku*wa, wyobrażasz? -krzyknął do niego i uderzył go w brzuch.
-Puść mnie, nic jej się nie stało! Wstanie i po kłopocie! -wrzasnął facet i starał się oddać Malikowi, ale ten złapał go za ramiona i jeszcze uderzył w twarz.
Szybko wstałam i zaczęłam krzyczeć, próbując oderwać wściekłego Zayna od tego mężczyzny. Przecież mógł go zabić, a on był piany, nie wiedział, co robił!
-Zayn zostaw go! -krzyczałam rozpaczliwie. -On jest pijany, nic mi nie jest...
-A to za to, jak ją nazwałeś! -krzyknął Zayn i jeszcze raz popchnął faceta, aż ten się zatoczył. Wtedy bójkę zauważyli Liam i Harry i podbiegli do nas. Ktoś z gości też starał się rozdzielić bijących się. Pijany facet za wszelką cenę chciał odzyskać honor i oddać Malikowi, ale tylko się przewracał. Liam mocno go przytrzymał i wrzasnął:
-Dosyć! To już koniec imprezy dla ciebie!
Stałam i nie wiedziałam, co powiedzieć. Facet jeszcze się awanturował, ale ostatecznie został wyrzucony za drzwi. Reszta powróciła do swoich zajęć, zresztą po pięciu minutach i tak nic nie pamiętali. Zayn spojrzał na mnie, z wargi leciała mu krew. To już drugi raz, kiedy bije się za mnie na imprezie. Ale tym razem to było co innego. Odwróciłam się i torowałam sobie drogę przez tłum. Otworzyłam najbliższe drzwi i weszłam do nieużywanego pokoju gościnnego. Wiedziałam, że szedł za mną. Zamknął za nami drzwi, a ja stanęłam twarzą do niego i powiedziałam:
-Chyba musimy porozmawiać.
-Chyba tak -odpowiedział tylko.
O co mu chodziło? Najpierw zachowuje się, jakbym coś mu zrobiła, a potem bije pierwszego lepszego kolesia, który mnie popycha. Coś tutaj nie gra, a ja nie wiem co.
-Zayn... powiedz mi, o co właściwie chodzi. Rzucasz się na faceta z pięściami, wygrażasz mu, mogłeś go zabić! -wykrzyknęłam, bo nie mogłam już poradzić sobie z tym wszystkim.
-Popchnął cię, leci ci krew, zobacz! -odpowiedział, podszedł do mnie i przyłożył palec do ranki na moim czole.
-Ale to nie znaczy, że masz go od razu wysyłać do szpitala! Był przecież pijany, ty też jesteś!
Spojrzał na mnie dziwnie i roześmiał się.
-Jestem pijany, masz rację -zmierzwił sobie włosy i zrobił jeszcze krok w moją stronę, przyciskając mnie do oparcia łóżka.
-Zayn, przestań... Chyba powinieneś już iść spać, nie wiesz co robisz...
-Dokładnie wiem, co robię -odpowiedział cicho i przybliżył swoją twarz do mojej. -Pytanie, czy ty wiesz?
Serce biło mi jak oszalałe, nie wiedziałam, co teraz ze sobą zrobić. Było mi gorąco, duszno, ręce się trzęsły. 

Z perspektywy Zayna
Grace. Grace przy mnie. Grace obok mnie. Blisko. Tutaj.

Z perspektywy Grace
Nie odpowiedziałam. Wtedy zbliżył się do mnie i pocałował mnie namiętnie. Nie delikatnie, nie słodko, tylko natarczywie, mocno, uwodzicielsko. Choćby ten pierwszy i ostatni raz. Chociaż raz. Trzymał moją twarz w swoich dłoniach, a ja wplotłam swoje w jego ciemne włosy. Jego wargi paliły. Upadłam z nim na łóżko. Wszystko działo się tak szybko, jakby ktoś puścił film w przyspieszonym tępie. Nigdy się tak nie czułam, jakby wszystko zależało teraz od tego jednego pocałunku. Jakby cały świat poza nim nie istniał. Było mi wszystko jedno, co dzieje się poza tym pokojem. Mogło tam być trzęsienie ziemi, powódź, pożar - nie zauważyłabym tego. Liczyło się tu i teraz. Podwinęłam jego koszulkę, a on zdjął moją sukienkę. Całował tak, jakby to była ostatnia rzecz, jaką miał zrobić. Wtedy oderwał się od moich ust i pogładził jeden punkt mojego ciała - na żebrach, u góry pod piersią miałam wytatuowany napis. 
-To be continued... -wyszeptał i spojrzał mi w oczy.
Ten tatuaż miał dla mnie wielkie znaczenie, był czymś więcej niż czarnymi literkami na ciele. Mówił mi, co jest ważne, a co tylko się takie wydaje. Był moją nadzieją, pozwalał oddychać. Ciąg dalszy nastąpi... Całym sercem w to wierzę.
Wtedy Zayn pogładził jeszcze raz napis i złożył na nim delikatny pocałunek. A potem coś się zmieniło. Nie tutaj, tylko na zewnątrz. Ucichła muzyka, w salonie zrobiło się kompletnie cicho. Usłyszeliśmy wyraźnie wypowiedziane słowa:
-Policja. Czy tutaj mieszka Zayn Malik?
* * *
Jejć. To by było to ;-D A więc, miłego czytania i zostawcie komentarz! Co myślicie?