wtorek, 29 maja 2012

Rozdział 27

UWAGA! Zanim zaczniecie czytać, mam do Was małą prośbę. Jeśli możecie, włączcie piosenkę (odnośnik na dole) i wtedy zacznijcie czytać opis teledysku, ponieważ przyznam, że trochę napracowałam się, aby efekt końcowy był taki, jaki powinien Wam wyjść (słyszycie te słowa piosenki, które właśnie czytacie, a melodia zmienia się wraz z nastrojem). Taka moja podpowiedź, lepiej się czyta. Z góry dziękuję ;-)
 
31 lipca, francuska Prowansja

-Ten teledysk to nie tylko tańczące dziewczyny, szybka jazda samochodem, słońce i plaża. Chcemy pokazać coś więcej, coś o czym mówią słowa piosenki -zakończył Harry.
Wszyscy byli na spotkaniu z ekipą i reżyserem nagrania w plenerze. Byli już odpowiednio przygotowani i wystylizowani. Chłopcy zdecydowali, że dziewczyny również wystąpią w teledysku, miało być to pewnego rodzaju podziękowanie za samą ich obecność i po prostu dobra zabawa.
-Więc jaka jest wasza wizja? -spytał reżyser, gryząc końcówkę długopisu.
-Nasz plan jest taki...
***
Pieniste fale obijają się o skalny brzeg. Słońce świeci mocno, grzejąc twarz ciemnowłosego chłopaka przechadzającego się powoli po plaży i śpiewającego pierwsze wersy piosenki. Jego włosy rozwiewa wiatr, oczy skrzą się od emocji. Po chwili podbiega do niego grupa przyjaciół, wszyscy młodzi, roześmiani, cieszący się życiem. Jedna z dziewczyn, z czupryną rudych loków na głowie wskakuje na jego plecy i szepce mu coś do ucha.
Let us die young or let us live forever,
We don't have the power but we never say never,
Wszyscy idą plażą, śpiewając piosenkę i nie myśląc o przyszłości, jedynie nabierając w płuca świeżego powietrza i ciesząc się chwilą. Chłopak w kolorowych spodniach i koszulce w paski bierze swoja dziewczynę na ręce i biegnie z nią do wody, a ona stara się bronić przed wrzuceniem do błękitnej toni. Wszyscy wydają się być szczęśliwi, wolni, bezpieczni, jakby każdy dzień był ostatnim, nie ważne co przyniesie jutro.
Some are like water, some are like the heat,
Some are a melody and some are the beat,
Sooner or later they all will be gone,
Why don't they stay young?
Nagle blondyn o szczerych niebieskich oczach staje i wpatrując się niemo w morze, blednie, zanika, jakby porywał go wiatr i znika.
Youth is like diamonds in the sun,
And diamonds are forever...
Tak samo staje się z ciemnowłosą dziewczyną, którą trzymał za rękę, brunetem z kręconych włosach i zielonych oczach. Wszyscy rozpływają się jakby we mgle, nucąc jeszcze słowa, które malują się na złotym piasku plaży wielkimi literami, jakby pisała je jakaś niewidzialna ręka "Do you really want to live forever?" Mulat patrzy jak po kolei zamazują się wszystkie postacie jego przyjaciół, jak każdy odchodzi, bo taka jest kolej rzeczy, tak zbudowany jest świat. Tylko on jeden zostaje na zawsze młody, mogący tylko patrzeć jak odchodzą jego bliscy i najukochańsze mu osoby. Do you really want to live forever?
Forever young, I wanna be forever young
Do you really want to live forever, forever or never.
Na plaży zostaje już tylko dwójka osób, a ich stopy moczą nadchodzące fale błękitnej wody. Dziewczyna powoli schodzi z ramion chłopaka i szepcąc cicho słowa piosenki, patrzy ufnie w jego czarne oczy. On trzyma ją mocno za rękę, chcąc zatrzymać ją przy sobie choć chwilę dłużej. Lecz jej twarz staje się powoli coraz bladsza. Uśmiecha się do niego po raz ostatni i składa na jego ustach pocałunek, tak delikatny, jak muśnięcie wiatru, a gdy chłopak otwiera oczy przed sobą widzi tylko wielkie litery wypisane na piasku.
Forever young, I wanna be forever young
Do you really want to live forever, forever or never...
Z perspektywy Grace
Razem z Devonne siedziałyśmy przy barze w kawiarni na plaży. Piłyśmy owocowe koktajle i rozmawiałyśmy z francuskim barmanem, który uraczył nas opowieścią o Lazurowym Wybrzeżu i Nicei. Miałam na sobie koszulę w kratkę, pocięte ze starych jeansów szorty i ciężkie wiązane buty (podgląd). Właśnie skończyliśmy nagrywanie teledysku do piosenki "Forever Young", która miała być na rozszerzonej wersji płyty "Up All Night". Dzień był gorący, słoneczny, na plaży było mnóstwo turystów. Niebo było jasne, przejrzyste, tylko lekka morska bryza dawała orzeźwienie.
-Grace? -odwróciłam się gwałtownie na dźwięk swojego imienia.
-Zayn? O co chodzi?
-Porozmawiamy? -spytał chłopak. Z powodu pogody nie miał na sobie koszulki, tylko czarne szorty, a jego ciało zdobiły tatuaże. Włosy miał rozwiane, ponieważ trochę je zapuścił, a teraz wiatr bawił się nimi, okalając pojedynczymi pasemkami twarz chłopaka.
Spojrzałam na Devonne porozumiewawczo i wstałam z wysokiego krzesła, a potem ruszyłam za Malikiem, który zatrzymał się dopiero na plaży, w zacienionym miejscu, gdzie nie było nikogo. Stałam, wpatrując się w ciemne oczy Zayna, lecz ten nie odzywał się ani słowem. Nie wiedziałam, czy chodzi o nagranie, w którym graliśmy parę, czy o coś zupełnie innego. Swoją drogą teledysk jaki chłopcy wymyślili do tej piosenki zwalił mnie z nóg i idealnie pasował do tekstu. Oddawał nie tylko przygodę młodości, tę radość z życia i zabawę, ale też coś innego i mam nadzieję, że ich fani to docenią.
-Zayn... powiesz mi o co chodzi, czy będziemy tak stać? -spytałam w końcu.
-Posłuchaj, Grace... Ja... chciałem cię przeprosić.
Po tylu kłótniach, często z wymyślonych powodów z jego strony, ale również z mojej, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Zastanawiałam się nad tym, co się zmieniło i przede wszystkim, dlaczego on zmienił swoje podejście do mnie. A może nie zmienił, tylko zrozumiał, że kłótnie nie mają sensu?
-Przepraszam za to, jak traktowałem cię całkiem na początku, kiedy do nas przyjechałaś. Przepraszam za to, że wymyślałem nowe pretekstu do kłótni z tobą. Przepraszam, że pobiłem tego kolesia na twoich urodzinach.
Jeszcze za to, że powiedziałeś Niallowi, że nigdy nie kochałbyś się ze mną na trzeźwo, pomyślałam. I za to, że całowałeś się ze mną, chodząc w tym czasie z Denise. Ale to już dobry początek, do tego dojdziemy kiedy indziej. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, miałam nadzieję, że wszystkie nieporozumienia mamy już za sobą. Dopiero później miałam się przekonać, że się myliłam.
-Przeprosiny przyjęte -powiedziałam szczerze.
-Więc... między nami wszystko ok? -spytał, chwytając mnie za rękę.
Spojrzałam na jego dłoń, trzymającą moją i powiedziałam:
-Wszystko ok.
A potem on przytulił mnie do siebie i pogładził włosy, a ja wtuliłam się w jego ramiona, zamykając na chwilę oczy. Jedyną moją myślą było: dlaczego dziewczyny nie potrafią uczyć się na błędach? Dlaczego właśnie przytulam się do chłopaka, który mnie zranił i wielokrotnie dał do zrozumienia, że go denerwuję i że jedynie w stanie nietrzeźwości mógłby ze mną być? Dlaczego po prostu nie przyjmę jego przeprosin i nie odejdę, tak jak powinnam to zrobić? Dlaczego dalej tu stoję i przytulam go do siebie, nie chcąc, aby mnie puścił i odszedł?
Tego nie wiem.
***
-Dziewczyna nazywa się Sophie Chloé Lacroix -powiedział Paul, menadżer chłopaków. -Powinna tutaj być za jakieś dziesięć minut.
-Ciekawe jak wygląda -powiedział Lou i poruszył brwiami, za co oberwał łokciem od Eleanor.
-Pewnie talia osy, wysoka, wysportowana. Ciemne włosy, opalona i pewnie chodzi jak modelka -rozmyślał Harry. -To byłaby dziewczyna perfekcyjna.
-I zapewne ideał kobiecości i inteligencji -zakpiła Danielle.
Sophie była dziewczyną, która ku zazdrości milionów innych fanek, wygrała jeden dzień spędzony z One Direction. Chłopcy nie widzieli jej nigdy wcześniej, po prostu jej nazwisko zostało wylosowane zupełnie przypadkowo.
-Przepraszam... Przyszła... to znaczy panna Lacroix... przybyła -zapowiedział kamerdyner, a wszyscy trochę zdziwili się jego nieskładną wypowiedzią, gdyż zazwyczaj mówił płynnie i poprawnie pod względem gramatycznym, jak przystało na pracownika hotelu, który ma kontakt z gośćmi.
Wszyscy czekali na Sophie na hotelowym tarasie, będącym częścią ich apartamentu. Nagle w drzwiach pojawiła się dziewczyna, która różniła się od wyobrażeń Harry'ego jak lato od zimy. Była drobna, miała długie jasne włosy, lekko kręcone przy końcówkach i duże oczy koloru fiołków. Jej twarz była blada, na policzkach lekko rumiana, a na nosie miała kilka rudych piegów. Była śliczna, a gdy uśmiechnęła się, ukazała rządek równych zębów. Miała dokładnie szesnaście lat, lecz wyglądała jak uosobienie kruchości i delikatności, jak biała lilia, zupełnie czysta i nieskazitelna. Ale nie to było tak wielkim zaskoczeniem dla wszystkich. Największą różnicą, jaka dzieliła Sophie od dziewczyny z marzeń Harry'ego był wózek inwalidzki, na którym siedziała. Jej nogi okrywała cienka narzutka.
-Witaj Sophie! -przywitała dziewczynę Eleanor, a w jej ślady poszli wszyscy, przyjaźnie ściskając dziewczynę, lecz jakby bojąc się, że zrobią jej krzywdę.
-A więc to ty wygrałaś dzień z nami! -uśmiechnął się do niej Niall.
Sophie zdawała się nie wierzyć, że właśnie rozmawia ze swoimi idolami, z chłopakami, którzy aż do dzisiaj wydawali jej się być tylko snem, który nigdy się nie spełni. Po wypadku, który miała w wieku dziewięciu lat nic nie wydawało się jej już radosne i prawdziwe, a jednak teraz czuła się prawie tak, jakby w jej serce wstąpiła nowa nadzieja.
Chłopcy oprowadzili ją po swoim apartamencie, a potem po całym hotelu, jeżdżąc windą. Jej wózek pchał Harry, który od czasu przywitania Sophie nie zamienił z nią ani słowa. Gdy wszyscy doszli do hotelowego ogrodu i usiedli w zacienionej altance, zaczęli rozmawiać. Na początku o różnych błahostkach i o tym, jak bardzo Sophie cieszy się, że wygrała dzień spędzony z nimi. Ale po jakimś czasie rozmowa zeszła na inny tor i zaczęli mówić o tym, w jaki sposób dziewczyna straciła władzę w nogach. Oczy Sophie zaszkliły się, lecz nie płakała, gdy powtarzała już któryś raz swoją historię. Splotła nerwowo ręce i powiedziała:
-Miałam wtedy dziewięć lat. Byłam normalnym dzieckiem, całe życie było przede mną. Pewnego dnia... -tutaj zacięła się na chwilę. -Pewnego dnia miałam warsztaty taneczne, tańczę.. to znaczy tańczyłam jazz. Więc tak jak zawsze wyszłam z domu i gdy przechodziłam przez ulicę, nadjechał samochód. I wtedy... w szpitalu powiedzieli mi, że już nigdy nie stanę na nogach o własnych siłach. Okazało się, że kierowca zasnął przed kierownicą, bo wracał pijany z dyskoteki. Jego wyrok odroczono, stracił jedynie prawo jazy. To cena, jaką zapłacił za to, że ja straciłam przyszłość...
Wszyscy wzruszeni słuchali smutnej historii Sophie, patrząc na jej twarz, wyrażającą ból i cierpienie, ale też jakąś siłę i determinację, jakby jeszcze się nie poddała. Całe jej życie zawaliło się jednego dnia i to tylko dlatego, że ktoś wsiadł do auta, mając promile we krwi. On nie myślał o konsekwencjach, nie myślał o tym, co może się stać, gdy dodawał gazu. Ona też o tym nie myślała, gdy wychodziła jak co dzień z domu.
-Ale nie mówmy o mnie, już nie odwrócę tego, co się stało -powiedziała.
-Kto ma ochotę na croissanty? -zawołał Paul, niosąc ogromną tacę z pysznie pachnącymi, tradycyjnymi francuskimi rogalikami.
Wszyscy od razu rzucili się na deser i zaczęli rozmawiać o weselszych rzeczach, dalej powoli oprowadzając Sophie po hotelu i opowiadając jej o najśmieszniejszych aspektach życia w zespole.
Tylko Harry szedł zamyślony i zapatrzony niemo w jeden punkt, gdyż przez Sophie i jej historię cały jego świat wartości przewrócił się do góry nogami.
* * *
Jako że zostałam ofiarą szantażu, więc musiałam napisać nowy rozdział i powiem szczerze, że to chyba jeden z moich ulubionych (tu kieruję podziękowania do Ady <3). Nie pozostaje mi nic innego, tylko prosić o Wasze opinie w komentarzach!

środa, 23 maja 2012

Rozdział 26

30 lipca, Wenecja, Włochy 

Obiecuję, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Przepraszam Cię za wszystko, może kiedyś mi wybaczysz.
xx Twoja na zawsze, Danielle
Z perspektywy Danielle
Czytaliście kiedyś książkę "Powracająca Fala"? Opowiada o tym, że jeśli zrobisz coś złego, to to prędzej czy później wróci do ciebie pod taką, lub inną postacią. Widzicie te fale, obijające się o brzeg? Gdy jedna znika, pojawia się następna i następna, a potem kolejna. Kiedy rzuci się kamień w sam środek jeziorka, powstają wokół niego pierścienie. Najpierw małe, potem coraz większe, aż w końcu ostatni odbija się od brzegu i wraca do środka. Fala krzywdy wróciła.
Zawsze wraca.
Przepraszam.
***
Poszukiwania trwały cały wieczór. Słońce całkiem już zaszło, nad Wenecją zapanowała ciemność. Srebrne gwiazdy ozdobiły granatowe niebo, odbijając się od lśniącej powierzchni wody. Miasto przygotowywało się do snu, a ósemka przyjaciół nie traciła nadziei i ciągle szukała, wykrzykując imię Danielle. Jednak ich wołanie nikło w ciemności i odbijało się echem od weneckich budynków.
-Danielle, odezwij się! -krzyczał Niall, równie przejęty jak inni.
-Nigdzie jej nie ma! Już nie wiem, gdzie jeszcze moglibyśmy szukać.
-Nie poddawajcie się! -Liam zmierzwił sobie włosy i zdenerwowany prawie biegł. -Musi gdzieś tutaj być.
Danielle zraniła go, okłamała i zdradziła, lecz szukał jej jak największego skarbu, nie mogąc znieść myśli, że mogłoby stać się jej coś złego. Normalny chłopak usiadłby załamany gdzieś w barze, zatapiając swoje smutki w kieliszkach alkoholu, ale nie on.
-A co, jeśli jej już nie ma w Wenecji?
Harry spojrzał na zegarek i powiedział:
-Z tego co wiem, samolot do UK odlatuje za.... 7 minut.

Wszyscy biegli ile sił w nogach. Wskazówka na zegarze niebezpiecznie szybko się przesuwała. Samolot do Wielkiej Brytanii, z prawdopodobnie Danielle na pokładzie, miał wylecieć za kilka minut. Liam biegł jak postrzelony, jakby przewidując, że jeśli Dan wsiądzie do tego samolotu, to już nigdy więcej nie ujrzy jej i dziecka. Niall stratował jakiegoś mężczyznę, który zaczął wydzierać się na niego, ponieważ z walizki wypadły mu wszystkie ubrania i inne niezbędne przedmioty.
-Przepraszam, później pozbieram! -krzyknął Horan, biegnąc dalej przed siebie.
-Stop! Zatrzymajcie samolot!
Pracowniczka lotniska, zamykając właśnie barierkę, za którą znajdował się korytarz na pas startowy, spojrzała zdziwiona na ósemkę biegnących w jej stronę i wrzeszczących nastolatków.
-Nie róbcie sobie żartów, proszę -powiedziała.
-To nie żarty! My.. Tam! Tam! Danielle! W ciąży... brzuch! -Lou próbował złożyć porządne zdanie, ale zmęczony biegiem, nie mógł złapać oddechu.
-Ten samolot nie może odlecieć, słyszy pani?! Na pokładzie jest dziewczyna, która...
-Myślicie, że zmienię rozkład lotu samolotu dla waszego widzi mi się? Samolot odlatuje o.. -tutaj spojrzała na zegarek. -O 19:30, czyli dokładnie za minutę.
-Nie! Tam jest dziewczyna w ciąży, ja muszę z nią porozmawiać! -wołał wściekły Liam.
-Przykro mi, ale nie mogę wam pomóc.
-A pani nigdy nie była w takiej sytuacji?! -zdenerwowała się Grace.
-Nie, moja dziewczyna w ciąży nigdy nie uciekała ode mnie samolotem.
-Przecież wie pani, o czym mówimy! Nigdy nie była pani zakochana, tak że kilka sekund mogło albo rozsypać w gruzy wszystkie pani plany, albo sprawić, że będzie pani na zawsze szczęśliwa? -spytał Zayn, w tym momencie spoglądając na Grace, a ich oczy na chwilę się spotkały. Były to tylko ułamki sekund, a dziewczyna szybko odwróciła wzrok.
Kobieta zamyśliła się na chwilę, zacisnęła zęby i chwyciła po słuchawkę telefonu, prosząc o wstrzymanie lotu.
-Masz pięć minut -powiedziała, otwierając barierkę i wpuszczając Liama do środka.
-Dziękuję! -zawołał, biegnąc już korytarzem. -Dziękuję pani!

Liam odepchnął stróżującego mężczyznę i wbiegł po schodkach na pokład samolotu. Odsłonił kotarę i ujrzał dwa rzędy foteli, a w nich ludzi w różnym wieku, wyglądzie i narodowości. Nigdzie Danielle. A co jeśli wcale jej tu nie ma? przeszło mu przez myśl. Jeśli to wszystko na darmo? Przebiegł pomiędzy siedzeniami i wpadł do kolejnego pomieszczenia, rozglądając się gwałtownie. W najbardziej oddalonych kącie zobaczył czuprynę ciemnych loków i poczuł uścisk w sercu. Dziewczyna, którą kochał i dla której biegł tutaj, stawiając wszystko na jedną kartę. Dziewczyna, która go zdradziła i nosi dziecko innego. Zauważyła go i wstała oszołomiona. Liam czuł, że wszyscy na nich patrzą, ale nie obchodziło go to.
-Liam?
-Danielle, nie możesz wyjechać.
-Co ty tutaj robisz?
-Myślałaś, że za tobą nie pobiegnę? Że zostawię cię samą w ciąży?
Dziewczyna spojrzała na niego z załzawionymi oczami. Nie rozumiała dlaczego Liam nie krzyczy na nią, nie robi jej wyrzutów, tylko spokojnie mówi o dziecku, jakby było jego. Nie mogła znieść jego wzroku, wolała aby wyładował na niej swoją złość, a nie patrzył z taką łagodnością i zrozumieniem.
-Nie musisz czuć się odpowiedzialny za mnie i za dziecko, które nie jest...
-Moje? Chciałaś powiedzieć, że nie jest moje?
Dan spuściła wzrok i splotła nerwowo ręce.
-Przepraszam, Liam -powiedziała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. -To nie było tak, jak myślisz. Ja... za dużo wypiłam, bo skończyliśmy projekt, ten, o którym ci opowiadałam... I wtedy to...
Dziewczyna wybuchła głośnym płaczem, wspominanie o przeszłości sprawiało jej ból. Lecz jeszcze większy ból czuł Liam, którego serce pękło na dwie części. Jedna część została brutalnie zraniona i napawała się widokiem cierpiącej Danielle. Natomiast druga rwała się, by przytulić dziewczynę i otrzeć łzy z jej twarzy, a potem powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Niczego nie był wtedy pewien, nic nie układało mu się w głowie, ale jedno wiedział na pewno -nie mógł znieść widoku płaczącej Danielle. Danielle, która go okłamała, ale również Danielle, z którą spędził tysiące wspaniałych chwil.
-Wiem -powiedział, zbliżając się do niej.
-Co? -podniosła swoją zapłakaną twarz i spojrzała na niego zdziwiona.
-Nie zostawię cię samej.
-Boże, Liam! Zrobiłam źle, wiem! Zdradziłam cię do jasnej cholery, powiedz coś! Nakrzycz na mnie, zrób cokolwiek, tylko nie mów tak wyrozumiale i spokojnie, bo czuję się jeszcze bardziej winna!
Dziewczyna usiadła w fotelu, kryjąc twarz w dłoniach.
-I należy mi się -szepnęła.
Liam wiedział, co robi. Wiedział, że gdyby zrobił Danielle awanturę, nie poczułby się lepiej, tylko bolałoby go to jeszcze bardziej. Ale chciał również, aby Dan wiedziała jakie to uczucie, kiedy czujesz się nieważny, jakby twoje życie straciło na wartości. Ukląkł przy niej i podniósł jej podbródek, tak, aby była zmuszona na niego spojrzeć.
-Patrz na mnie -powiedział, a gdy nie chciała zwrócić na niego swojego wzroku, powtórzył. -Spójrz na mnie.
Nie krzyczał, ale mówił wyraźne i dobitnie, w sposób, jakiego rzadko używał. Ton jego głosu wzbudzał respekt i wręcz strach, choć wcale nie mówił głośno.
-Kochasz mnie?
Dziewczyna zaskoczona zaczęła mrugać gwałtownie, a potem powiedziała cicho:
-Oczywiście, że tak. Zawsze kochałam tylko ciebie, Liam, uwierz w to. Gdybym mogła cofnąć czas, to... -z jej ust wypływał potok słów, lecz Payne przyłożył palec to jej warg i szepnął ciche "ciii".
Przygarnął ją do swojej piersi i wtulił twarz w jej włosy. Nie potrafił jeszcze wybaczyć tego, co się stało, ale nie mógł też myśleć spokojnie, że jej dziecko może nie mieć ojca. Chciał nim być. Mimo wszystko.
-Skoro mnie kochasz, to wszystko się ułoży.
Danielle wtuliła się w jego bluzę i mocno przytrzymała się ramion chłopaka, jakby bojąc się, że zaraz sobie pójdzie i zostawi ją samą. Nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń, przebaczenia i taki słów Liama. Poczuła, że w jej serce znowu wstępuje nadzieja, że wszystko może być jeszcze dobrze. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie będzie na tyle głupia, by w jakikolwiek sposób zranić takiego chłopaka, jak Liam.
-Nie wolno żyć przeszłością, bo można zniszczyć przyszłość -szepnął cicho w jej pachnące wanilią włosy.


31 lipca, francuska Prowansja

Z perspektywy Grace
Sankt Petersburg, Rosja
Wenecja, Włochy
Bombaj, Indie
Lazurowe Wybrzeże, Francja
Fiord Geiranger, Norwegia
Zakopane, Polska 

Z uśmiechem na twarzy wykreśliłam kolejną pozycję z mojej listy miejsc do zwiedzenia. Złożyłam karteczkę i schowałam ją do torebki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i poprawiłam lekko zmierzwioną fryzurę. Wyjęłam opakowanie tabletek i połknęłam jedną z nich, popijając bieżącą wodą. To stało się już męczące, monotonne, choć zdarzało mi się zapomnieć. Na szczęście rzadko.
***
-Witajcie w Côte d'Azur! -powiedział młody recepcjonista. -Mamy nadzieję, że miło spędzicie czas w Nice* i odpoczniecie w naszym hotelu Masséna*! Bienvenue!
Skłonił lekko głowę, prezentując nienaganne maniery. Podał Harry'emu, który trzymał na rękach małą Lux w słodkiej błękitnej sukience i koronkowym kapelusiku numerek apartamentu, klucz i życzył miłej zabawy.
-To raj na ziemi -powiedział Louis, rzucając walizki na wielkie łóżko, a potem samemu skacząc na miękkie poduszki.
-Musimy koniecznie zobaczyć Promenade des Anglais, czyli Promenadę Anglików -rozmarzyła się Devonne, otwierając wielkie szklane drzwi na balkon z widokiem na Morze Śródziemne.
Znajdowali się w Nicei, w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, we Francji. Następnego dnia mieli nagrywać tutaj nowy teledysk do piosenki "Forever Young", która miała znajdować się na płycie.
Miasto zbudowane było na wzgórzu, miało bardzo bogatą historię i kulturę, było drugim z najchętniej odwiedzanych przez turystów francuskich miejscowości. Uprawiano tam drzewa cytrusowe, oliwki, winorośl oraz różnego rodzaju kwiaty, głównie róże, goździki i mimozy. Nowoczesne budowle, w tym hotele, katedry i muzea łączyły się z starożytnymi ruinami term oraz amfiteatru rzymskiego jeszcze z III wieku naszej ery. Historia przenikała się tutaj ze współczesnością, tworząc prawdziwy tropikalny zakątek, jakby kawałek raju przeznaczonego dla ludzi na ziemi, który miał być zapowiedzią nieba. Pieniste fale obijały się o skalne wybrzeże, słońce odbijało się złotym blaskiem w lazurowej barwie morza. Złocisty piasek na plaży skrzypiał pod stopami opalających się turystów, po obu stronach wąskich uliczek gdzieniegdzie widać było stoiska z bursztynem, koralami, muszlami, obrazami Francuskiej Riwiery i przeróżnymi pamiątkami z Nicei. Miasto pełne było ludzi, od wypoczywających przybyszów z innej części Europy, po gwiazdy showbiznesu. Ośnieżone szczyty gór sprawiały wrażenie czuwać nad wszystkim i pamiętać odległe czasy jeszcze większej świetności tego regionu. Mała Lux stanęła przy barierce na balkonie i spoglądając na piękny krajobraz Prowansji i błękit morza, powiedziała:
-Łooo! Ale duzie ciapu!
* * *
Z góry przepraszam Was za ten rozdział, bo nie podoba mi się i za opóźnienie, ale jest koniec roku i jestem strasznie zmęczona pracowaniem nad ocenami. Mam nadzieję, że zrozumiecie, ale postaram się dodać następny w weekend ;-)

*Nice -Nicea, miejscowość i gmina we Francji, w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, w departamencie Alpy Nadmorskie.
*Masséna -jeden z największych hoteli w Nicei.

środa, 16 maja 2012

Rozdział 25

Czy zauważyłeś, że najmocniej tęsknimy za tymi, którzy są tuż obok nas,
a my nie możemy ich mieć?

30 lipca, Wenecja, Włochy

Z perspektywy Liama
Znasz to uczucie, kiedy cały twój świat zostaje zburzony jak domek z kart? Kiedy przez cały czas myślisz, że jesteś silny, szczęśliwy, że potrafisz przetrwać wszystko - a okazuje się, że fundament, na którym budowałeś swoje życie to jedno wielkie kłamstwo? Ja znam. To jest jak wycięcie drzewa, które było mocne i zdrowe, a teraz upada bezładnie na zimną ziemię i usycha, bo nie ma korzeni, które dostarczają mu potrzebnych do życia substancji.
Stałem tam i patrzyłem na osobę, która jeszcze przed chwilą wydawała mi się najwspanialszą i najbardziej ukochaną. Dla której byłem gotów oddać wszystko, co posiadam. Teraz widziałem jej zapłakane oczy, jej zmierzwione włosy i nie czułem nic. Była dla mnie jak obca osoba. To nie była moja Danielle, która była całym moim życiem, moim słońcem i uśmiechem. Moja Danielle umarła. Nie ma jej.
Lilie, które trzymałem w dłoniach zaczęły mnie parzyć, jak znak symbolizujący moją miłość do niej i dziecka. Dziecka? To nie było moje dziecko. Poczułem złość, ogromny gniew, jak mogła? Jak mogła mnie okłamywać i mówić, że dziecko jest moje? Poczułem, jakby ktoś podarował mi ogromny skarb, który ukryłem w swoim sercu, a potem go brutalnie wyrwał, niszcząc wszystko na swojej drodze. Nie mam dziecka. Nie mam Danielle. Nie mam już nic i nic więcej nie chcę.
Rzuciłem się biegiem po schodach.
-Liam, proszę poczekaj! -usłyszałem jeszcze za sobą głos Danielle.
Biegłem, jakby mogło to złagodzić ból, jaki czułem. Potrafisz wyobrazić sobie, że jesteś cieniem? Duchem, którego nikt nie widzi? Czułem się jak taki cień, bo wszystko co prawdziwe we mnie - umarło.
-Ty pieprzony sku*wielu! -wykrzyknąłem i popchnąłem Eduardo, który najpierw zatoczył się, ale potem stanął prosto, jakby przygotowując się do ciosu.
-Czego ode mnie chcesz?! -spytał, udając głupiego. Nic mu to teraz nie pomoże.
-Zgadnij, czego chcę! Ciekawe w czym ci teraz pomoże twoja piękna buźka, dzięki której uwiodłeś moją dziewczynę! -krzyknąłem, nie obchodziło mnie, że słyszeli to wszyscy goście hotelu, łącznie z Louisem, Harrym, Niallem, Zaynem i Lou. -Wiesz, że zostaniesz ojcem? Albo raczej nie zostaniesz, bo się nie poskładasz po tym co ci zaraz zrobię!
Uderzyłem go pięścią w twarz, a potem rzuciłem się na niego. Byłem tak wściekły, że nikt i nic nie mogło powstrzymać mnie przed ozdobieniem jego opalone buźki.
-Liam! -jak zza mgły doszły do mnie krzyki chłopaków, którzy próbowali oderwać mnie od Eduardo.
Włoch zaczął się bronić i oddawać ciosy, poczułem, że z wargi spływa mi krew. Bolała mnie ręka, ale prawie tego nie zauważyłem. Chciałem, by to jego bolało, żeby już nigdy nie zbliżył się do Danielle. Wtedy dostałem czymś ciężkim w głowę i zatoczyłem się do tyłu, a moje oczy zaszły mgłą.
-Boże, on go zabije! -usłyszałem krzyk Danielle. Czyżby się martwiła? zakpiłem w myślach. Ciekawe o kogo.
Rzuciłem się jeszcze na Eduardo z pięściami i popchnąłem go na stolik, który przewrócił się, a wszystko, co na nim było - upadło na podłogę. Ktoś odciągał mnie od Włocha, chyba Zayn, albo jakiś pracownik hotelu. Było mi wszystko jedno.
-Liam, zostaw! Nie warto!
-Nie chcę tego bachora! -usłyszałem krzyk Eduardo. -Weź go sobie, wcale go nie chcę! Nie uznam go!
Wstąpiła we mnie nowa fala furii, chciałem go zabić, ale tak, aby najpierw długo się męczył.
-Nie chce problemów, ani tej twojej dz*wki!
A wydawał się taki miły, taki sympatyczny, kiedy pokazywał nam Wenecję. Widać, pozory mylą i to mylą porządnie. Nagle dotarło do mnie, kiedy to się stało. Ponad trzy miesiące temu, w maju Danielle była we Włoszech na wyjeździe studenckim. Zacisnąłem pięści i otarłem krew z twarzy.
-Stać! Policja, co tutaj się dzieje? -obejrzałem się i zobaczyłem trzech funkcjonariuszy, których najwyraźniej zawiadomił ktoś z hotelu.
-Nic, panie władzo -odpowiedziałem, bo moje życie i tak nie było już nic warte. Straciłem wszystko, co kochałem. -Tylko uczę tego pana, że jest skończonym dupkiem i idiotą!
-Dość! Pojedzie pan z nami -powiedział policjant i skuł mnie, nie broniłem się. -Pan również pojedzie na komisariat.
Zmrużyłem oczy, bo oślepił mnie blask fleszy.
-Liam Payne aresztowany za pobicie! Spójrz tutaj, no dalej. Dostanę awans za to zdjęcie! -usłyszałem radosny krzyk jakiegoś paparazzi, ale mało mnie już obchodziło to, jak się tu dostał i co pokaże mediom. Spojrzałem na niego spokojnie, smutno i powiedziałem:
-Cieszę się, że skorzystasz na moim nieszczęściu. Życzę dobrego artykułu.
Po czym poszedłem za policjantem, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie na Dan, która stała w kącie, a jej twarz zdawała się być wykuta z marmuru.

Z perspektywy Grace
-Pani władzo? Może nam pani powiedzieć coś o... -powiedział Harry i zamilkł, kiedy policjantka odwróciła się przodem do nas. Na plakietce wypisane miała "podkomisarz Cornelia". Kiedy ostatnio ją widzieliśmy, na komisariacie w Londynie, była aspirantem, najwyraźniej awansowała i została przeniesiona do Wenecji.
-Coś często spotykam was w areszcie -powiedziała. -Powinnam zacząć się martwić?
-Miło nam znowu panią widzieć, ale chodzi o to, że okoliczności, nie są  zbyt... przyjazne -odpowiedziałam. -Tym razem chodzi o Liama Payne, naszego przyjaciela.
-Trafił tutaj za pobicie -dodał Niall.
Policjantka poszukała czegoś w dokumentach i powiedziała:
-Tak, wiem o kogo chodzi. Wyjdzie po odsiadce, nie zatrzymamy go długo. Takie bójki to codzienność.
Odetchnęłam z ulgą.
-Dziękujemy pani bardzo, jest pani naszym policyjnym aniołem -powiedziała Eleanor.
Usiedliśmy wszyscy na korytarzu i postanowiliśmy przeczekać razem z Liamem te wszystkie godziny aresztu, a potem z nim porozmawiać. Nikt z nas nie mógł uwierzyć w to, co się stało. W ciążę Danielle z Eduardo, w pobicie, w pobyt na policji. Dan nie przyjechała z nami, została w hotelu. Może to i lepiej, pomyślałam. Powinni naprawić wszystko, wyjaśnić to sobie spokojne w cztery oczy. Miałam tylko nadzieję, że jeszcze jest co naprawiać.

* * *
-Grace? -usłyszałam głos Harry'ego.
Stałam na placu przed aresztem policji, postanowiłam się trochę przewietrzyć. Powietrze było parne, słońce mocno prażyło. Odwróciłam się do chłopaka i spojrzałam w jego zielone oczy.
-Możemy porozmawiać? -spytał.
-Jasne, o czym chcesz rozmawiać?
-O nas -odpowiedział, a ja zwróciłam wzrok w inną stronę. Wiedziałam, że do tej rozmowy dojdzie, ale cały czas odkładałam ją na później.
-Harry... wiesz... to znaczy.... -odetchnęłam głęboko. -Znasz to uczucie, kiedy nie chcesz się z kimś wiązać, ponieważ boisz się, że zniszczysz przyjaźń, która was łączy?
Styles stał i patrzył na mnie, jakby przeszywając wzrokiem i starając się wniknąć do środka mojej świadomości. Po chwili powiedział:
-A co, jeśli nie chcę być tylko twoim przyjacielem?
-To źle.
-Dlaczego?
-Bo kocham cię i nie chcę, żebyś cierpiał -odpowiedziałam.
Harry podszedł szybko do mnie i złapał mnie za ramiona, a potem powiedział, patrząc w oczy:
-Nie mogę cierpieć, mając cię przy sobie.
Do oczu napływały mi łzy, więc przygryzłam wargi, by je powstrzymać. 
-Daj mi szansę -szepnął cicho z równie smutnym wyrazem twarzy.
-To nie o to chodzi -gwałtownie pokiwałam przecząco głową, a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. -Muszę ci coś powiedzieć.
-Możesz powiedzieć mi wszystko -usłyszałam.
-Obiecaj, że nikt poza nami się tego nie dowie. Może wtedy zrozumiesz, dlaczego nie możemy być nikim więcej poza przyjaciółmi.
Pokiwał głową i czekał na dalszy ciąg, a ja miałam właśnie albo popełnić największy błąd w swoim życiu, albo zrobić najlepszy krok. Stojąc tak blisko niego, powiedziałam mu coś, po czym jego twarz zmieniła wyraz, oczy stały się na sekundę jakby nieobecne, ale po chwili wrócił do siebie i powiedział:
-Obiecuję, Grace.
* * *
Liam wyszedł z sali, a policjant zdjął mu kajdanki.
-Jest pan wolny, ale proszę więcej nie powtarzać takich wybryków! -zawołał za nim, ale Payne wydawał się wcale go nie słuchać. Eduardo, jako "ofiara" został wypuszczony już wcześniej i nikt nie wiedział, gdzie jest. Może już w drodze do Afryki, nie ważne.
-On go nie uzna -powiedział sucho Liam, jego oczy były straszne. Wzrok wbił w jedno miejsce, oczy były zaczerwienione, twarz blada. Wyglądał jakby część jego umarła i tylko ciało trzymało się przy życiu.
-O czym ty mówisz? -spytał Louis. Byliśmy już w drodze do hotelu.
-Eduardo. On nie uzna dziecka. Nie będzie miało ojca -sprostował Payne. Był niesamowity. Jego życie właśnie rozbiło się na milion malutkich kawałeczków, dowiedział się, że dziewczyna, którą kocha jest w ciąży z innym, a on myśli o tym, że dziecko nie będzie miało prawdziwej rodziny.
-Może mieć -powiedziałam i uścisnęłam jego rękę.
Liam nie odzywał się przez całą dalszą jazdę z posterunku policji do hotelu. Nie chcieliśmy pierwsi zaczynać rozmowy i męczyć go pytaniami, najpierw powinien porozmawiać z Danielle. Gdy wróciliśmy do hotelu "Cristallo", nie wiedziałam co zrobić najpierw. Nakrzyczeć na Dan i uświadomić jej, jakie głupstwo popełniła? Zaprowadzić ją do Liama i zmusić, żeby ze sobą porozmawiali? Ale gdy razem z Devonne i Eleanor weszłam do naszego apartamentu, okazało się, że moje plany były próżne. Wokoło było cicho, pusto, ani śladu Danielle.
-Dan! -zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza. Przebiegłam wszystkie pomieszczenia, ale nie znalazłam dziewczyny. Szybko pobiegłyśmy do apartamentu chłopaków. Już na wejściu chciałam krzyczeć, że Danielle zniknęła, ale zobaczyłam ich przerażone twarze i stojącego na środku Liama z małą karteczką w dłoni. 
-Nie ma jej -wyjaśnił Niall. -Zostawiła list.
Wyrwałam kartkę z dłoni oniemiałego Payne'a i przeczytałam wypisane drżącą ręką słowa, kierowane do Liama:
Obiecuję, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Przepraszam Cię za wszystko, może kiedyś mi wybaczysz.
xx Twoja na zawsze, Danielle

-Boże -wyszeptałam. -A co, jeśli ona coś sobie zrobi?
Danielle zdradziła naszego przyjaciela, zrobiła coś strasznego. Ale również ona była moją przyjaciółką i myśl, że mogła stać jej się krzywda, co więcej, że sama mogła sobie ją wyrządzić, była okropna.
-Co tak stoicie? -krzyknęłam i rzuciłam się do drzwi. -Musimy ją znaleźć, zanim będzie za późno!

* * *
To już 25 rozdział, w sumie napisaliście 187 komentarzy i odwiedziliście bloga 5279 razy, za co ogromnie Wam dziękuję, i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca <3

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 24

28 lipca, Wenecja, Włochy, wieczór

Sankt Petersburg, Rosja
Wenecja, Włochy
Bombaj, Indie
Lazurowe Wybrzeże, Francja
Fiord Geiranger, Norwegia
Zakopane, Polska

Grace skreśliła pierwszą pozycję na swojej liście, którą razem z Devonne zrobiły, gdy miały dziesięć lat. Znajdowały się na niej miejsca, które obie bardzo chciałyby zobaczyć. Jedno z ich dziecięcych marzeń właśnie się spełniło. Dziewczyna siedziała na balkonie, dzień dobiegał końca. Wokoło było cicho, najmniejszy szelest nie zakłócał spokoju, wieczorne powietrze było ciepłe. Słońce stykając się z horyzontem, oświetliło Wenecję różowo-zielonym blaskiem i wydało z siebie cichy syk. 
-Wszystko w porządku? -spytała Devonne, cicho wchodząc na balkon i zamykając za sobą szklane drzwi.
-Tak -odpowiedziała z uśmiechem Grace. -Powinnam raczej spytać, co u ciebie i Nialla?
Devonne zarumieniła się na wspomnienie koncertu, a w jej oczach pojawiły się wesołe świetliki. Po show razem z Niallem poszła na kolację i długi spacer brzegiem Grande Canale.
-To twoja sprawka, prawda? -spytała wreszcie.
Grace zaśmiała się pod nosem i przytuliła przyjaciółkę.
-Szczęściu czasem trzeba pomóc, a skoro jesteście tak nieudaczni, że nie potraficie wyznać sobie, co do siebie czujecie, to musi wkroczyć ciocia Grace.
-Dziękuję, ciociu Grace -powiedziała z uśmiechem na ustach Devonne. -Ja... naprawdę nie chciałam go skrzywdzić. To nie jest tak, że specjalnie flirtowałam z Eduardo. Chodzi o to, że przez cały czas wydawało mi się, że Niall uważa mnie tylko za przyjaciółkę. Co słynny piosenkarz z One Direction mógłby widzieć w kimś tak zwykłym, jak ja?
-Najlepszą towarzyszkę zabaw z dzieciństwa, najlepszą przyjaciółkę, wspaniałą, miłą i pomocną osobę, śliczną i kochającą dziewczynę -odpowiedziała Grace i spojrzała na kolorowe wieczorne włoskie niebo. 

29 lipca, Wenecja, Włochy

-Popcorn! Więcej popcornu! Co to za seans bez popcornu? Z jakim plebsem ja tu muszę egzystować! -wydzierał się Niall z wielkim oburzeniem na twarzy, ponieważ w jego mniemaniu dwie ogromne miski karmelowego popcornu to zbyt mała porcja.
-Co oglądamy? -spytał Lou sadowiąc się obok Eleanor na podłodze.
-Bajećkę, bajećkę! -cieszyła się Lux, ściskając dużego białego misia i siedząc na kolanach u Harry'ego. 
-Ykhym, musimy podjąć kroki! Niestety nie mogę wrzucać się w wir zdarzeń na głodniaka... -melodramatyzował Niall. Ostatnio jego ulubionym zajęciem było cytowanie w najmniej spodziewanych momentach jednego z jego największych idoli, Króla Juliana.
Grace dała mu dodatkowo jeszcze paczkę chipsów paprykowych, więc nareszcie usiadł usatysfakcjonowany obok Devonne.
-To może Mamma Mia? -zaproponował ucieszony Louis, a wszyscy przytaknęli. Grace włączyła plazmę wiszącą na ścianie, a już po sekundzie rozległ się głośny dźwięk chrupania popcornu przez Horana.
-Zamilknij choć na chwilę! Nawet jak jesz, to cię słychać -zirytował się Zayn.
-No się wczuwam w kinową atmosferę! -bronił się Niall. -Kto chce chrupka?
Przez kolejne pół godziny wszyscy na przemian śmiali się w pozycji siedzącej, leżącej i kucająco-breakdensowej, jak łatwo się domyślić autorem tej ostatniej był Louie. Kiedy nadeszła scena, w której Meryl Streep wspina się na dach i śpiewa tytułową piosenkę, wszyscy mimowolnie zaczęli nucić.

Just one look and I can hear a bell ring
One more look and I forget everything, o-o-o-oh! 
Niall zaczął skakać po poduszkach i wydzierać się jak obłąkany "Patrzcie jak się dynda! Dawaj Stefan, dawaj!", a wszyscy patrzeli na niego z minami mówiącymi "psychoterapeuta już przyjmuje?" Tak jak zawsze przy oglądaniu filmów udzielił im się humor głównych postaci, więc zaczęli tańczyć i śpiewać.
Yes, I've been brokenhearted
Blue since the day we parted
Why, why did I ever let you go?
Mamma mia, now I really know,
My my, I could never let you go!
Wszędzie wokoło latał popcorn, bo Niall wyobraził sobie właśnie, że jest zima i krzyczał "śnieg! lepimy bałwana!" 
-Jednego już tu mamy -zaśmiała się Eleanor.
Obok rozpętała się bitwa na poduszki, bo Harry przypadkowo uderzył Louisa, który rzucił się na niego, a na nich skoczyła jeszcze mała Lux i chociaż nie wiedziała za bardzo co się dzieje, to biegała po pokoju i tańczyła, machając misiem.
Mamma mia, here I go again
My my, how can I resist you?
Mamma mia, does it show again?
My my, just how much I've missed you.
Niall darł się jak głupi, więc Zayn przywalił mu poduszką, ale Horan w swym wielkim refleksie szybko się uchylił i krzyknął:
-Jakby to ładnie powiedzieć... Dałeś ciała wielka ciapo!
-To trzeba nagrać i sprzedać paparazzi. Ciekawe ile daliby za widok One Direction bijących się na podłodze, całych w popcornie, chipsach i pierzu z poduszek? -śmiała się Grace.
-Najlepsza jest bezkrwawa erekcja! -wrzeszczał Niall, któremu albo zaszkodziła zbyt duża ilość popcornu, albo odwaliło mu, bo czuł się szczęśliwy po wczorajszym koncercie, który odniósł zamierzony skutek.
-Co ty nie powiesz -zaśmiała się zrezygnowana Devonne, która już wcale nie marzyła o tym, że obejrzy film do końca.
Louis rzucił się na oślep na Nialla, który przypadkowo trampnął na jego włosy.
-Opamiętać się! Nie będziesz mi tu przebywał obok stopy! -wydarł się na niego Horan, zbierając pozostałości popcornu. Harry podkręcił jeszcze głośność w telewizorze, a cała scena wyglądała jakby ktoś wyciągnął ich z dżungli. Gdzieś w labiryncie pod poduszkami chodziła sobie Lux, Grace i Eleanor starały się rozdzielić chłopców, Lou dostał napadu śmiechu i nikt nie mógł go powstrzymać. Devonne starała się opanować Nialla, który okładał się właśnie z Zaynem, krzycząc "No sprawdź mnie, sprawdź mnie! No sprowokuj mnie, jeśli śmiesz!"
Nikt w tej dziczy nie zauważył, że Danielle siedziała z boku, ramionami obejmując kolana i ściskając mocno jedną z poduszek. Patrzyła w jeden punkt, ale jakby wcale go nie widząc. Nagle gwałtownie wstała i krzyknęła:
-Słuchajcie! Jestem w ciąży.
Momentalnie w pokoju nastała cisza, nawet piosenka w filmie się skończyła.Wszyscy przez chwilę badali sytuację, a potem wybuchnęli głośnym śmiechem.
-Dobry żart, Danielle! Okej, już się uspokajamy -zaśmiał się Styles.
-Tak, udał ci się. To jest sposób, żeby ich trochę ogarnąć! -przytaknęła mu Elle.
Ale wtedy miny im zrzedły, ponieważ Danielle wyglądała na śmiertelnie poważną. Liam przełknął ślinę i podbiegł do dziewczyny, klękając obok niej.
-Dan, ty... ty mówisz poważnie? -spytał tak cicho, jakby każdy zbyt głośny ruch mógł spowodować co najmniej lawinę, albo trzęsienie ziemi.
-Tak -odpowiedziała cicho dziewczyna, jakby bezbarwnym i pozbawionym emocji głosem. -Jestem w trzecim miesiącu ciąży.
-Jest w trzecim miesiącu ciąży! Słyszycie? Jest w ciąży! -wydarł się Liam i zaczął skakać jak oszalały ze szczęścia po pokoju. -Będę ojcem! Ojcem!
Louie podbiegł do Danielle i przyłożył ucho do jej płaskiego brzucha.
-Chłopiec czy dziewczynka? Kopie? Słyszysz jak bije mu serce? -pytał raz po raz.
-Lou, to trzeci miesiąc, nawet nie wiem, gdzie on dokładnie jest -odpowiedziała mu Dan. Póki co automatycznie mówiła o dziecku "on".
Wszyscy zaczęli gratulować jej i oniemiałemu z radości Liamowi. Lou podeszła do Danielle i serdecznie ją przytuliła, zapewniając, że macierzyństwo to najwspanialsza rzecz na świecie.
-Dziękuję -szepnęła Peazer, ale jej oczy pozostały smutne.

30 lipca, Wenecja, Włochy

Z perspektywy Grace
Przez cały wczorajszy dzień i dzisiaj od rana Liam opiekował się Danielle najlepiej jak umiał. Wyręczał ją we wszystkim, nie pozwalał nawet tykać się pracy i cały czas powtarzał, że kobieta w ciąży nie powinna się przemęczać. Na próżno zdały się jej wykręty, że jest dopiero w trzecim miesiącu. Liam przygotował jej pyszne, zdrowe śniadanie i podał do łóżka. Widać było, że ta wiadomość jest jedną z najlepszych, jakie mógł usłyszeć. Nie przejmował się tym, że ma dopiero dziewiętnaście lat, a przynajmniej nie mówił o tym głośno. Wyglądał na kogoś, kto jest tak szczęśliwy, że nic nie może zakłócić jego radości. Przede wszystkim rozpierała go duma, że zostanie ojcem, a matką jego dziecka będzie Danielle -dziewczyna, którą kocha całym sercem.
Miałam na sobie krótką sukienkę w kwiatki i baletki, a włosy upięłam w luźny koczek (podgląd). Szłam właśnie na dół, do hotelowej restauracji, gdy nagle zauważyłam postać na kanapie w recepcji. Dziewczyna siedziała skulona, twarz ukryła w dłoniach. Płakała. Podeszłam do Danielle i usiadłam obok, a ona spojrzała na mnie i gwałtownie otarła łzy z policzków.
-To nic, ja tylko... -zaczęła.
-Dan, powiedz mi, co się stało. Widzę, że coś jest nie tak. Chodzi o dziecko?
Danielle nigdy nie potrafiła skrywać swoich uczuć, musiała się wypłakać, albo wykrzyczeć.
-Nie potrafię kłamać, Grace -powiedziała.
-Kłamać? -spytałam zdziwiona. -Dan, powiedz mi od początku do końca, dlaczego płaczesz.
-Ja... ja nie mogę -powiedziała i wybuchnęła płaczem, a łzy spływały jej obficie po policzkach. -Nie potrafię mu tego zrobić!
-Mu, to znaczy komu? Liamowi?
-Tak... -przytaknęła, kryjąc twarz w burzy włosów.
Przytuliłam ją do siebie i poczekałam, aż minie najgorszy atak płaczu. Gdy jej oddech trochę się uspokoił, powiedziałam:
-Danielle, czy z dzieckiem coś nie tak?
-Nie o to chodzi.
-Więc o co?
-Ja... Grace, ale nikomu nie powiesz? Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nigdy.
-Obiecuję, że zatrzymam to dla siebie, tylko mi powiedz.
-Nawet Liam?
-Nawet on.
-Bo... -zaczęła i nabrała powietrza w płuca. Po jej policzku spłynęła kolejna łza i mocniej ścisnęła moją dłoń, jakby szukając pomocy. -Chodzi o to, że... to nie Liam jest ojcem dziecka.
Otępiała ledwo wydukałam z siebie pytanie:
-Jak... jak to? Więc kto nim jest?
-Eduardo.
Zamarłam. Spodziewałam się każdej odpowiedzi, ale nie takiej. Patrzyłam na zapłakaną twarz dziewczyny i zastanawiałam się, jak mogła to zrobić.
-Jak mogłaś to zrobić? -usłyszałam za sobą słowa, które sama chciałam wypowiedzieć. Odwróciłam się i zobaczyłam oniemiałego Liama, trzymającego w dłoniach bukiet białych lilii. Chłopak puścił go i lilie upadły bezładnie na podłogę. Jego twarz wyrażała jednocześnie złość, strach i jakieś niezrozumienie, jakby miał nadzieję, że zaraz się obudzi, a to wszystko okaże się tylko złym snem. Jego spojrzenie było puste, ale potem na jego twarzy odmalowały się nowe emocje. Ból, cierpienie i jakaś rozpacz, która pojawia się, kiedy człowiek traci ostatnią iskierkę nadziei.
* * *
Czas trochę podkręcić wątki innych chłopaków z 1D, nie tylko Zayna i Harry'ego ;-) Piszcie w komentarzach, co sądzicie o tym rozdziale. Do napisania! <3 

czwartek, 10 maja 2012

Rozdział 23

Trasa brytyjsko-irlandzkiego boybandu rozpoczęta! Chłopcy z One Direction aktualnie bawią się w słonecznej Wenecji, lecz już niedługo ruszają w głąb Włoch. Szykuje się wiele niespodzianek, a już w sierpniu* Liam, Louis, Zayn, Niall i Harry wydadzą rozszerzoną wersję płyty "Up All Night".

28 lipca, Wenecja, Włochy

Z perspektywy Grace
Wszyscy siedzieliśmy nad hotelowym basenem, a włoskie słońce przyjemnie grzało nas w twarze. Byliśmy zmęczeni po całodziennym zwiedzaniu miasta. Eduardo pokazał nam to, co w Wenecji było najpiękniejsze i to nie tak, jak zrobiłby to każdy inny przewodnik. Dzięki niemu zobaczyliśmy to wszystko od drugiej strony, oczami osoby, która mieszka w tym mieście, a nie tylko przejeżdża na kilka dni. Wręcz czuliśmy ten zapach świeżo pieczonego chleba, miękkiego w środku i chrupkiego na zewnątrz, tego czerwonego wina, tego orzeźwiającego powiewu wiatru, który chłodził policzki. To było prawdziwe. Nie automatyczne zwiedzanie świątyń i słynnych budynków, tylko poznawanie ich historii z opowiadań ludzi, których przodkowie je budowali. Choć przez kilka godzin mieliśmy szansę obejrzeć Wenecję taką, jaką jest, a nie taką, o jakiej mówią ludzie. Taką, jaką została wybudowana przed wiekami. Wspięliśmy się po skałach na wzgórze, z którego roznosił się widok na całe piękne miasto, kanał Grande i wszystkie budowle, te większe i słynniejsze, i te małe mieszkalne domki, które jednak zachwycały swoim urokiem i kunsztownością. Byliśmy w kawiarence, gdzie zamówiliśmy tradycyjną włoską pizzę supreme, która jednak była zupełnie inna, niż ta, do której przywykliśmy. Skosztowaliśmy też deseru tiramisu, którego nazwa z języka włoskiego oznacza "przebudź się". Jest to kawowy biszkopt z likierem i kremem z sera mascarpone, jajek, cukru i śmietany, a całość posypuje się warstwą gorzkiej czekolady. Rozmawialiśmy z mieszkańcami miasta, machaliśmy im z gondoli i po prostu cieszyliśmy się tym, co było nam dane. W tym miejscu na świecie, gdzie wiekowa tradycja, historia i kultura były nieodłącznymi częściami dnia, ludzie żyli chwilą, nie myśląc o tym, co przyniesie jutro. Tam czas jakby stanął w miejscu, zatrzymał się. Dzieci na chodnikach grały w klasy i skakały na skakankach tak długo, aż ich rodzice nie zaczęli się niecierpliwić. Tam nie było całodziennego grania w gry komputerowe czy oglądania telewizji, jak w większości europejskich domów. Tam życie toczyło się własnym rytmem, jakby odcięte od rzeczywistości przez wody Grande Canale. A Wenecja stała tam, po środku tych wód, oddzielona od reszty świata, jakby magiczna wyspa pomiędzy falami wzburzonego oceanu i była oazą spokoju. Każdy zakątek Wenecji łączył w sobie wpływy różnych kultur i to było niesamowite. Eduardo zaprowadził nas do Ca' d'Oro*, na Most Westchnień i Plac Św. Marka. Na koniec całą dwunastką, bo Lou i Lux były z nami, wkradliśmy się tylnym wejściem do najsłynniejszej opery weneckiej - Teatro La Fenice. Jego nazwa wiąże się z mitem o Feniksie, który odradza się w popiołów, tak jak teatr odrodził się w swym pięknie i wspaniałości po pożarach w 1836 i 1996r. Wnętrze było bogato zdobione, pięć kondygnacji balkonowych było podzielonych na trzydzieści cztery loże. Podziwialiśmy teatr tak długo, aż nie zauważył nas ochroniarz i ze stoicką cierpliwością nie wyprowadził na zewnątrz, jakby wyrzucanie intruzów było dla niego codziennym zajęciem. Dla mnie, był to jeden z najpiękniejszych dni w całym życiu, ponieważ zawsze chciałam pojechać do Wenecji, a poznanie jej od tej strony nigdy nawet mi się nie śniło. Wystawiłam twarz na promienie słońca, zdjęłam ciężkie buty i zamoczyłam koniuszki palców w ciepłej wodzie basenu. Miałam na sobie krótkie dżinsowe spodenki i panterkowy gorset (podgląd), a rozpuszczone loki, zmierzwione przez wiatr, okalały mi twarz.
-Halo, Ziemia do Grace -z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk Louisa, a po ułamku sekundy poczułam na twarzy strumień zimnej wody.
-Dorwę cię! -zawołałam i ruszyłam w pościg za Boo Bearem, który uciekał dookoła basenu, a potem w ostatecznym ataku paniki, który zawsze dopadał go, gdy nie wiedział już, w którą stronę uciekać - wskoczył do basenu.
Zaczęłam się śmiać, a potem usiadłam obok Lou i Harry'ego, którzy bawili się z małą Lux. Danielle i Liam pływali w basenie, Eleanor opalała się na leżaku, Niall jadł deser lodowy, a Devonne, podobnie jak przez całe przedpołudnie, rozmawiała z Eduardo. Przystojny Włoch wyraźnie ją adorował, uśmiechał się, pomagał, gdy czegoś potrzebowała i odpowiadał na wszystkie pytania dotyczące Wenecji. Zayn nie rozmawiał ze mną od wczorajszego wieczora, ale nie widziałam go też w towarzystwie tamtej blondynki. Teraz rozmawiał z Horanem, raz po raz wybuchając głośnym śmiechem.
-Gdzie masz misia, Lux? -pytał Styles małą, a ona klaskała w rączki.
-Tjutaj mam, tjutaj! -wołała uszczęśliwiona i wymachiwała kolorową zabawką.
-Niedługo będziemy się zbierać -powiedziała Lou do chłopaków. -Muszę was wszystkich jakoś ogarnąć, żebyście się mogli pokazać na dzisiejszym koncercie.
Spojrzałam na Nialla i poczułam ukłucie w sercu. Było mi go żal, bo widok radosnej Dev w całości zajętej rozmową z Eduardo ranił go.
-A jak dawno go wzniesiono? -spytała Devonne o pomnik Wenus na dziedzińcu przed hotelem.
-Ma już ponad sto lat. Podobno dziewczyna, na której cześć go postawiono, była bardzo piękna, ale napewno nie dorównywała ci urodą -odpowiedział de Luca z szarmanckim uśmiechem.
Słysząc te słowa, Niall zerwał się na równe nogi, z brzękiem odłożył prawie pełen szklany pucharek i mrucząc pod nosem ciche "niedobrze mi" w wyjaśnieniu swojego zachowania, wybiegł z tarasu, zatrzaskując za sobą drzwi. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, ale chyba tylko ja wiedziałam, o co właściwie chodzi.
-Pójdę za nim, chyba się zatruł czy coś -rzuciłam i pobiegłam za kuzynem.
 * * *
Znalazłam go w recepcji, siedzącego w fotelu z łokciami opartymi o kalana i twarzą ukrytą w dłoniach. Przełknęłam ślinę i powoli ruszyłam w jego stronę. Przewidywałam, że był wściekły, że będzie przeklinał i wygrażał Eduardo, a może nawet i Devonne. Lecz gdy podeszłam bliżej całkowicie mnie zamurowało. Niall płakał. Oczy miał lekko zaczerwienione, a po jego policzkach spływały pojedyncze łzy. Ze złości wyłamywał sobie palce, a potem tak mocno zaciskał pięści, że zbielały mu kłykcie. 
-Niall? -zaczęłam cicho, a on spojrzał na mnie tak smutnym wzrokiem, jakby ktoś przebił mu serce sztyletem. Ogarnęła mnie nagła złość na Eduardo, który w sumie nie miał prawa wiedzieć, że Niall kocha się w Devonne, ale i tak miałam ochotę go pobić, zamordować, pokroić na kawałki, usmażyć, zakopać, odkopać, sklonować, a potem wysłać w klatce do Afryki, gdzie cierpiałby ból, głód i męczarnie.
-Niall... dlaczego nigdy nie mówiłeś, że tak zależy ci na Devonne?
-Nigdy nie pytała.
Od kiedy pamiętam Niall był taki. Skromny, nieśmiały, nigdy nie wierzył w to, że jest taki wspaniały i przystojny. Nawet kiedy cała żeńska połowa świata oszalała na jego punkcie, on uparcie twierdził, że nie ma w nim nic wyjątkowego, a wręcz przeciwnie -nigdy nie był zbyt pewny siebie. Pamiętam, że kiedy był mały, wszyscy jego koledzy chwalili się, że mają już dziewczyny, tylko on jeden nie miał. Było mu tak smutno, że poszedł do swojej mamy i spytał jej, czy nie chciałaby się z nim umówić.
-Może myśli tak jak ty -powiedziałam.
-Nie, skoro tak wspaniale flirtuje się jej z Eduardo. Grace, nie rozumiesz? Już zawsze będę w cieniu chłopaków. Nie jestem tak zabawny jak Lou, przystojny jak Zayn, uroczy jak Harry, ani utalentowany jak Liam. Myślisz, że tego nie widzę? Wiesz jak się czuję, kiedy czasami fanki robią sobie zdjęcia z chłopakami, tylko nie ze mną? Uśmiecham się, ale to boli.
-Nie mów tak! Jesteś najwspanialszym kuzynem, jakiego mogłabym mieć i najlepszym przyjacielem, jakiego mogliby mieć chłopcy. Śpiewasz, grasz na gitarze, połowa dziewczyn z wszystkich krajów oddałaby wszystko, łącznie z dziewictwem, by cię choćby dotknąć. Opiekujesz się mną, choć nie musisz, za co ci dziękuję. I Devonne też cię lubi, uwierz mi. Ale to ty powinieneś pierwszy z nią porozmawiać, ona na to czeka. Zapomnij o Eduardo, wyjedziemy, a Dev wyrzuci go z pamięci jak zeszłoroczny śnieg. 
-Chyba sama w to nie wierzysz.
-Wierzę -odpowiedziałam szczerze. 
Chłopak zmierzwił włosy dłońmi i wstał. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze i miałam zamiar pomóc mu w zdobywaniu tego. Pochyliłam się i szepnęłam mu coś do ucha.
-Myślisz? -spytał z niepewnością w głosie.
-Zdecydowanie.

Grace stała przed lustrem w hotelowej łazience i patrzyła na swoje odbicie. Burza rudych loków, czekoladowe oczy, lekko opalona skóra i piegi. Nigdy nie zastanawiała się nad swoim wyglądem, zdawała sobie sprawę, że jest całkiem ładna, ale nigdy nie wykorzystywała tego w jakiś konkretny sposób, ani nie szczyciła się tym. Dla niej liczyło się, jaki ktoś jest w środku, nie na zewnątrz. O wyglądzie mówiła zawsze jak o opakowaniu po jedzeniu. Zazwyczaj było kolorowe i ładne, aby przyciągać klientów, ale jeśli jedzenie w środku było niesmaczne, to nikt i tak nie chciał go kupować. 
Ostatni raz spojrzała w lustro, wyjęła z opakowania dwie tabletki, popiła wodą i wyszła z łazienki.

Tego samego dnia, kilka godzin później
Chłopcy wbiegli na wenecką scenę, czemu zawtórowały okrzyki uszczęśliwionych fanek. Na placu Św. Marka zebrał się kilkutysięczny tłum, chcący posłuchać One Direction. Dziewczyny miały na policzkach wymalowane flagi: brytyjską i irlandzką, w rękach trzymały plakaty i transparenty. Wszyscy skakali, krzyczeli, niektóre fanki nie mogły powstrzymać się od łez radości.
-Witajcie kochani! -wykrzyknął do mikrofonu Harry, a w tle zabrzmiały pierwsze dźwięki muzyki. -Mamy nadzieję, że będziecie dobrze się bawić!
Pierwszą piosenką, jaką zaśpiewali chłopcy było "What Makes You Beautiful", a wszyscy na placu śpiewali i klaskali razem z nimi. Grace z dziewczynami stała za kulisami i stamtąd słuchała i oglądała show. Na rękach trzymała Lux, która klaskała do rytmu rączkami i uśmiechała się radośnie. Tylko Danielle stała jakaś przygaszona i zapatrzona w jeden punkt, ale Grace myślała, że to może przez złe samopoczucie. Wkrótce rozbrzmiały dźwięki "Tell Me a Lie", a potem "One Thing", przy której Lux zaczęła wierzgać się w ramionach Grace, zeskoczyła na ziemię i wybiegła na scenę. Tłum zaszalał na widok małej, ubranej w niebieską sukienkę w kwiatki, dziewczynki, która podbiegła do Harry'ego i wyciągnęła do niego swoje małe rączki. Styles uśmiechnął się, wziął ją na ręce, a potem zawołał do mikrofonu:
-Przedstawiam wam szóstego członka zespołu -Lux!
Po chwili przycichła piosenka, a na scenie zrobiło się całkiem cicho. Grace uśmiechnęła się pod nosem i czekała na rozwój wydarzeń. Chłopcy z Lux cofnęli się do tyłu, a Niall wystąpił do przodu trzymając gitarę i powiedział:
-Teraz... chciałbym zaśpiewać specjalnie dla pewnej osoby, która może nie wie, że to dla niej, ale mam nadzieję, że po tym występie, zrozumie, że jest dla mnie kimś więcej, niż przyjaciółką. 
Tłum zaczął klaskać i krzyczeć, a Niall spojrzał w stronę kulis i jego oczy spotkały się z oczami Devonne, która stała z nogami wrośniętymi w ziemię, nie zdolna wypowiedzieć choćby słowa. Horan zaczął brzdąkać pierwsze akordy "More Than This", a potem cicho zaśpiewał:
I’m broken, do you hear me?
I’m blinded, ‘cuz you are everything I see
I’m dancing, alone
I’m praying
That your heart will just turn around
And as I walk up to your door
My head turns to face the floor
Cause I can’t look you in the eyes and say...

 Wtedy do brzmienia gitary dołączyła się muzyka z głośników, a Niall dalej śpiewał z twarzą zwróconą w stronę tłumu, a sercem zwróconym do Devonne.

If I’m louder, would you see me?
Would you lay down in my arms and rescue me?
Cause we are the same
You save me
when you leave it’s gone again.

 And then I see you on the street
In his arms I get weak
My body falls, up on my knees
Praying...

W tym momencie dołączyła się reszta chłopaków i wszyscy razem zaśpiewali refren, jednak to głos Nialla był najgłośniejszy, najmocniejszy, najważniejszy, prowadzący, ponieważ śpiewał do dziewczyny, w której był zakochany i wierzył, że to co robi, może zmienić jego życie, ale i jego jako osobę. Może nabrać pewności siebie i poczucia, że jest dla kogoś ważny, że kogoś obchodzi.

When he opens his arms and hold you close tonight
It just won't feel right
Cause I can love you more than this, yeah.
When he lays you down I might just die inside
It just don’t feel right
Cause I can love you more than this
Love you more than this!

Słowa piosenki były szczere, choć każdy śpiewał je do innej osoby. Każdy kierował swoje słowa do kogo innego, lecz znaczyły to samo. U każdego płynęły prosto z serca, dlatego były tak piękne i prawdziwe. Gdy ucichły ostatnie nuty piosenki, chłopcy podziękowali za koncert, pożegnali się, powiedzieli, że kochają wszystkich fanów i wśród okrzyków, zbiegli ze sceny. Za kulisami na Nialla czekała milcząca Devonne. Chłopak stanął  twarzą do niej, tak zdenerwowany, że niezdolny powiedzieć czegokolwiek i mający nadzieję, że słowa piosenki wystarczająco opisały jego uczucia. Na to twarz Dev rozjaśnił uśmiech i rzuciła się w uścisku na blondyna, który przycisnął ją mocno do piersi i wtulił twarz w jej włosy.

* * *
Rozdział miał być jeszcze dłuższy, bo wpadłam w wir pisania, ale musiałam przerwać. Tak jak chcieliście, rozwinęłam wątek Devonne i Nialla ;-) I mam do Was prośbę, może małą, może dużą - jeśli czytacie, to błagam, pozostawcie po sobie choć jeden komentarz, bo dla mnie on naprawdę wiele znaczy! <3

*Data premiery płyty przesunięta na potrzeby opowiadania.
*Słynny pałac w Wenecji, położony  nad Kanałem Grande.

sobota, 5 maja 2012

Rozdział 22

27 lipca, Wenecja, Włochy

Z perspektywy Grace
Siedziałam przy barze w klubie i kiwałam głową w rytm muzyki. Miałam na sobie krótką jasnobeżową sukienkę, całą z koronki, do tego brązową kurteczkę i masywne czarne lity na drewnianym obcasie (podgląd). Popiłam kolejnego drinka i rozejrzałam się po sali pełnej tańczących i pijących ludzi. Lou została w apartamencie razem z małą Lux, ale cała reszta wybrała się na imprezę.
-Chodź Grace, gramy w twistera! -usłyszałam krzyk Louisa, który machał do mnie z drugiego końca sali. Na podłodze rozłożona była kilkumetrowa płachta z kolorowymi kółkami, a obok stał Liam z planszą w dłoniach. Zeskoczyłam z krzesła i podbiegłam do całej ekipy. Do gry chętnych było więcej osób, m.in. Eleanor, Devonne, Niall i Harry. Nigdzie nie mogłam znaleźć Danielle, ale gdy szukałam jej wśród tańczących par, mój wzrok padł na Zayna całującego się z jakąś śliczną blondynką na kanapie. Jakimś dziwnym sposobem chyba poczuł, że na niego patrzę, bo zwrócił wzrok w moją stronę i rzucił mi wyzywające spojrzenie, a potem szepnął coś na ucho do swojej partnerki. Co to miało być? Odwróciłam się tyłem i stanęłam obok Harry'ego, a on uśmiechnął się do mnie.
-Gramy? -zachęcił, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową.
-Poczekajcie! -usłyszałam głos za sobą. -Jeszcze my!
Zayna podszedł do grupy grającej w twistera, obejmując w pasie swoją nową zdobycz - wysoką blondynkę o niebieskich oczach i wydatnych krągłościach.
-Zaczynamy! -zarządził Lou, a Liam zakręcił kołem.
Na początku szło mi łatwo, prawa noga na zielone, lewa ręka na czerwone. Nie było tak źle. Ale po kilku minutach wszystko zaczęło się plątać, na czym zresztą ta gra polega. Nowa 'dziewczyna' Malika najwyraźniej nie mogła utrzymać się w niewygodnej pozie i upadła na ziemię, tym samym dyskwalifikując się.
-Prawa noga na żółte! -wykrzyknął Liam do Harry'ego, który śmiał się jak szalony, bo był wygięty w takiej pozycji, jaka mu się nigdy nawet nie śniła.
-Nie wiedziałem, że tak w ogóle potrafię! -śmiał się.
-Prawa ręka na niebieskie! -usłyszałam i wykonałam polecenie.
Dlaczego nie ubrałam dzisiaj szortów? W sukience i obcasach naprawdę trudno było grać w tę grę. Nogi miałam skrzyżowane, jedną rękę przerzuconą nad głową jakiegoś chłopaka, a drugą obok nogi Nialla, ale w tak sposób, że patrzyłam na sufit i dyskotekowe kule, rzucające kolorowe światła na ściany sali.
-Zayn, lewa ręka na zielone -powiedział Liam, a na zielonym kółku obok mnie wylądowała opalona dłoń Malika, który właśnie stał centralnie nade mną, z ręką przerzuconą nad moim dekoltem i twarzą przy moich włosach.
-I co się tak szczerzysz? -prychnęłam.
-Nie szczerzę się -odpowiedział, ale cwaniacki uśmiech nie schodził mu z ust. -Pachniesz truskawkami.
-Truskawkami, które nie są przeznaczone dla ciebie -odpaliłam.
-Aaałć -odpowiedział, ruszając brwiami. -A może jednak?
Zrobiłam się czerwona ze złości, nie usłyszałam nawet jaki ruch mam teraz wykonać.
-Zdecydowanie nie. Za to twoja nowa laska pewnie pachnie ogrodem, bo ma twarz jakby jej ktoś łopatą przyjebał i jeszcze grabiami poprawił.
Wokół było całkiem ciemno, w głowie szumiało mi od głośnej muzyki i wypitego alkoholu. Nad sobą widziałam tylko światła lamp i twarz Zayna, która teraz zmieniła wyraz. Czułam przy sobie jego ciało, jego ciepło i męskość, jego zapach i dotyk. Głos Malika stał się bardziej zdenerwowany, jadowity.
-Nie bądź taka zazdrosna, kochanie, bo to szkodzi urodzie. Szkoda takiej pięknej buźki -odpowiedział przez zaciśnięte zęby i oderwał dłoń od ziemi, przejeżdżając nią po moim zarumienionym policzku.
-Lewa noga na czerwone!
-Ja jestem zazdrosna? -prychnęłam. -Nie o ten kawałek mięsa w blond peruce. Chyba gustujesz w blondynkach.
Zayn przybliżył twarzy jeszcze bardziej do mojej i wysyczał tak cicho, że ledwie mogłam to usłyszeć:
-Mogę ci pokazać, w czym naprawdę gustuję.
-Dziękuję, ale to nie będzie konieczne -odpaliłam.
-Nie będzie konieczne, bo masz Harry'ego -odpowiedział mi, mrużąc oczy.
-Nie będzie konieczne, bo nic od ciebie nie chcę!
-W swoje urodziny mówiłaś inaczej -usłyszałam i poczułam, że serce przestaje bić mi w piersi. Źrenice rozszerzyły mi się i zrobiło mi się gorąco. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Nagle rozległ się wrzask Louisa i wszyscy upadliśmy na ziemię. Zayn upadł na mnie, przygniatając mnie swoim ciałem, a ja odrzuciłam jego rękę i jak najszybciej wstałam. W swoje urodziny mówiłaś inaczej.
-Jak śmiesz?! -wrzasnęłam mu w twarz i zobaczyłam jak zacisnął mięśnie.
-Jak śmiem co? -spytał zdezorientowany.
-Czego w tym pytaniu nie rozumiesz? Mam ci to przeliterować, czy powiedzieć po włosku?!
Malik chwycił mnie mocno za ramiona, w taki sposób, że nie mogłam się wyrywać i powiedział:
-A może tak nie było, co?
-Po co o tym mówisz, skoro sam przyznałeś, że tego żałujesz? -krzyknęłam.
-Kiedy do jasnej cholery?!
-Jak to kiedy? Udajesz, czy naprawdę jesteś taki cofnięty? -nic już nie rozumiałam, krew buzowała mi w żyłach, alkohol szumiał w głowie.
-O czym ty mówisz?
I co, będzie udawał idiotę i kłamał mi w żywe oczy? Czy to jakaś głupia gra, jakaś idiotyczna zabawa, w której to ja jestem wkręcana?
-Zayn, gdzie ty się podziewałeś, szukałam cię! -usłyszałam cieniutki głosik blondynki, która chwyciła Malika z rękę i zaczęła łasić się do niego.
Patrzyłam w oczy bruneta, a on nie zwracał uwagi na uśmiechającą się do niego dziewczynę. Albo był bardzo dobrym aktorem, albo sama już nie wiem. Zdecydowanie był to najbardziej niezrozumiały chłopak, jakiego spotkałam. Zacisnęłam zęby i wybiegłam ile sił w nogach z sali na świeże powietrze, zatrzymując się dopiero przy fontannie Wenus.


Była ciemna, gwieździsta nos, a księżyc rzucał srebrzysty blask na Wenecję, czuwając na śpiącym miastem.
-Jeśli piśniesz choć słowo, więcej ich nie zobaczysz, rozumiesz?
-Nic nie powiem! Chciałam, żebyś zniknął z mojego życia raz na zawsze!
Chłopak zacisnął pięści, aż zbielały mu kłykcie. Miał na głowie kaptur, w cieniu którego ukrył swoją twarz. Widać było tylko jego ciemne, duże oczy.
-Nie chcę mieć żadnych problemów, tylko dlatego, że tobie zachciało się...
-Mi się zachciało? Jesteś niepoważny, przecież to wszystko przez ciebie!
Chłopak przycisnął rękę do krtani dziewczyny, ale po jej cichym jęku bólu, odsunął się.
-Nie chcę mieć żadnych problemów -powtórzył.
 Dziewczyna kiwnęła desperacko głową, oczy zaszkliły jej w blasku księżyca, a po policzku spłynęła łza.

Z perspektywy Grace
Stałam przy fontannie i patrzyłam na marmurową twarz bogini Wenus. Była dostojna, spokojna i przepiękna, ale wydawała się smutna i zapatrzona w wody Grande Canale. Tak jakby była kiedyś żywa. Gustavo opowiadał nam legendę o Wenus, która nie była boginią, lecz włoską dziewczyną, która ze względu na swoją urodę otrzymała takie imię. Żyła właśnie w Wenecji i zakochała się w pewnym Włochu, który podarował jej w darze muszelki, ponieważ był bardzo biedny i był to jedyny skarb jaki posiadał. Ona natomiast pochodziła z bardzo szanowanej i bogatej rodziny, a jej ojciec był przeciwny temu związkowi do tego stopnia, że nasłał na chłopaka zbójców, którzy przeszyli jego serce sztyletem, kiedy ten spał. Zrozpaczona dziewczyna wylała tyle łez, że cała Wenecja zniknęła prawie pod wodą i tak zostało do dzisiaj. Dziewczyna zniknęła i nikt nigdy więcej jej nie widział, ale według legendy co noc słychać jej płacz za ukochanym nad kanałem Grande. Na jej cześć powstał pomnik bogini Wenus, która trzyma w dłoniach muszelki, upamiętniające wielką miłość, która umarła, zanim zdążyła rozkwitnąć.
Patrzyłam na falującą wodę, gdy poczułam, że ktoś stoi za mną. Pomyślałam, że to Zayn i zacisnęłam zęby. A więc tak chce się bawić? Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam przed sobą... Harry'ego. Jego zielone oczy patrzyły na mnie ufnie, policzki miał zarumienione od tańca i alkoholu, włosy jak zwykle w 'artystycznym nieładzie'. Przypomniał mi się włoski chłopak, w którym zakochała się Wenus i pomyślałam, że właśnie tak musiał wyglądać.
-Grace, co się stało? -spytał cicho. -Dlaczego wybiegłaś z sali?
-Źle się poczułam -odpowiedziałam. W sumie była to prawda.
-Chciałem porozmawiać o naszym pocałunku... Tym, pamiętasz... -chyba był zmieszany i szukał odpowiednich słów.
-Ja... przepraszam cię, Harry. To nie tak miało wyglądać.
-Nie masz mnie za co przepraszać! -odpowiedział szybko i chwycił moją dłoń, jego oczy świeciły się.
-Harry, posłuchaj. Musisz mi coś przyrzec -powiedziałam poważnie, patrząc mu w oczy. Nie chciałam go zranić, w tym momencie dbałam tylko o jego dobro. Nic nie układało się po mojej myśli, za każdym razem, gdy chciałam komuś pomóc, tylko go raniłam. Nie chciałam, żeby Harry się angażował, nie jeśli miałby potem cierpieć. Cierpieć przeze mnie. Te słowa, które miałam wypowiedzieć bolały mnie najbardziej, ale nie miałam wyboru. -Obiecaj mi, że nigdy się we mnie nie zakochasz.
Styles patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem, wokoło słychać było tylko nasze oddechy.
-Grace... ja nie mogę ci tego obiecać -odpowiedział.


Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...

Znowu zmiana scenerii. Wiał chłodny wiatr, smagał twarz i rozwiewał włosy. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Chmury zaścieliły niebo czarnym dywanem, zwiastującym nieszczęście. Nad rzeką, w zacienionym miejscu pod wielkim dębem stała grupa ludzi. Wszyscy byli ubrani na czarno. W powietrzu unosiły się głosy pieśni: "W ręce Twe, Panie, składam ducha mego..." Czterech silnych mężczyzn umieściło trumnę w wykopanym dole, posypały się garści piasku, a potem czerwone jak krew róże. Nad grobem stała drobna kobieta, w ręku ściskała jedwabną chusteczkę, a twarz zasłoniła czarną woalką. Z jej oczu płynęły łzy, nie próbowała ich zatrzymać. Patrzyła w dół, na zimną ziemię i żegnała swojego męża.
Wśród zebranych brakowało jednak jednej osoby. Dziewięcioletnia dziewczynka, w podartych ogrodniczkach, brudna od piasku, podrapana na kolanach, łokciach i twarzy stała schowana w lesie, w cieniu drzew i patrzyła na wszystko pustym wzrokiem. Nie płakała. Z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była blada i jakby zrobiona z marmuru. Dziewczynka podpierała się o brzozę, a wiatr rozwiewał jej potargane rude włoski. Nikt nie rozumiał, że zawalił jej się cały świat. Wszyscy płakali, wszyscy nosili żałobę, ubierali się na czarno, modlili, ale nikt nie cierpiał tak jak ona. 


28 lipca, Wenecja, Włochy
Wszyscy siedzieli na hotelowym tarasie i jedli śniadanie, a promienie słońca ogrzewały ich twarze. Najpierw podano antipasto, czyli przystawkę, potem pastę, na którą składała się dorada, czyli ryba, z której słynie wenecki port, owinięta w czerwoną sałatę, zwaną radicchio. Kelner przyniósł właśnie pasta e fagioli, czyli potrawę z makaronem i fasolą. Na koniec podano deser, panna cotta - gotowaną śmietankę z musem owocowym i truskawkami. Wszystkie dania popijano czerwonym, bardzo słodkim winem Marsali. Wszystko rozpływało się w ustach, miało niebiański smak, charakterystyczny dla tej prowincji Włoch. Grace od wczorajszej imprezy nie rozmawiała ani z Zaynem, ani z Harrym, z każdym z innych powodów. Malika po prostu nie rozumiała, w głowie miała mętlik. Przecież sama słyszała jak mówił Niallowi, że nigdy nie całowałby się z nią, gdyby nie był pijany, a wczoraj udawał, że nie wie o co chodzi. Do tego te jego cwaniackie uśmiechy i jadowite odzywki. Ale Grace musiała szczerze przyznać przed samą sobą, że kłótnie z nim sprawiały jej przyjemność, pozwalały się wyładować. Natomiast z Harrym jeszcze nie rozmawiała, bo bała się swoich uczuć. Bała się, że wbrew sobie może kogoś zranić, ale nie mogła nikomu wyjawić z jakiego powodu. I to najbardziej ją bolało.
Devonne wstała od stołu i podeszła do automatu z wodą gazowaną i mineralną, nalała sobie szklaneczkę, odwróciła się, z zamiarem powrotu do stolika i... wylała całą zawartość na kraciastą koszulę nieznajomego Włocha. Miał ciemne oczy, ciemną karnację i ciemne oczy - wyglądał jak każdy Włoch, a jednak inaczej. Był bardzo przystojny, jego rysy były delikatne, ale kości policzkowe mocno uwydatnione, posturę miał męską, był wysoki, szczupły, a dobrze zbudowany i umięśniony.
-Przepraszam! -wykrzyknęła zdenerwowana Dev i stała patrząc na nieznajomego z otwartymi ustami.
-Jestem Eduardo Nicola De Luca, Bella i mieszkam tutaj -odpowiedział chłopak, pochylając się nad dłonią Devonne i składając na niej pocałunek. -D'accordo! Nic nie szkodzi, zaraz wyschnie.
Devonne odzyskała mowę i zdolność ruchu, więc uśmiechnęła się do Eduardo i przedstawiła, po czym zaprosiła go do stolika.
-Cześć, jestem Louis -przedstawił się Tomlinson, a w jego ślady poszli wszyscy. Tylko Niall niechętnie ścisnął dłoń nieznajomego.
Włoch uśmiechnął się szarmancko do Devonne i rzucił:
-Znam was, jesteście w trasie po Włoszech, giusto? Może oprowadzić was po Wenecji?
Prawie wszyscy chętnie przystanęli na tę propozycję i ruszyli w stronę wyjścia z hotelu.

* * *
Jak obiecałam - rozdział dłuższy i nowy bohater ;-D Mam nadzieję, że Wam się spodoba i przepraszam z długą nieobecność, ale mój brat miał Pierwszą Komunię i nie miałam czasu napisać. Komentujcie! Dobijecie do 15 komentarzy, hmm? <3