piątek, 30 marca 2012

Rozdział 11

18 lipca, Londyn, Anglia

Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...

Znowu zmiana scenerii. Wiał chłodny wiatr, smagał twarz i rozwiewał włosy. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Chmury zaścieliły niebo czarnym dywanem, zwiastującym nieszczęście. Nad rzeką, w zacienionym miejscu pod wielkim dębem stała grupa ludzi. Wszyscy byli ubrani na czarno. W powietrzu unosiły się głosy pieśni: "W ręce Twe, Panie, składam ducha mego..." Czterech silnych mężczyzn umieściło trumnę w wykopanym dole, posypały się garści piasku, a potem czerwone jak krew róże. Nad grobem stała drobna kobieta, w ręku ściskała jedwabną chusteczkę, a twarz zasłoniła czarną woalką. Z jej oczu płynęły łzy, nie próbowała ich zatrzymać. Patrzyła w dół, na zimną ziemię i żegnała swojego męża.
Wśród zebranych brakowało jednak jednej osoby. Dziewięcioletnia dziewczynka, w podartych ogrodniczkach, brudna od piasku, podrapana na kolanach, łokciach i twarzy stała schowana w lesie, w cieniu drzew i patrzyła na wszystko pustym wzrokiem. Nie płakała. Z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była blada i jakby zrobiona z marmuru. Dziewczynka podpierała się o brzozę, a wiatr rozwiewał jej potargane rude włoski. Nikt nie rozumiał, że zawalił jej się cały świat. Wszyscy płakali, wszyscy nosili żałobę, ubierali się na czarno, modlili, ale nikt nie cierpiał tak jak ona. 


Z perspektywy Grace
-Grace, słyszysz mnie? To tylko sen, wszystko już jest w porządku -usłyszałam uspokajający mnie głos. Ktoś trzymał mnie mocno w ramionach, więc schroniłam się w nich, jednocześnie ściskając mocno kołdrę. Chciałam uciec od przeszłości, zapomnieć, schować się gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Trzęsły mi się ręce. W pokoju było ciemno, był środek nocy.
-Już wszystko dobrze, nie bój się, to był tylko zły sen... -ktoś kołysał mną delikatnie, a ja starałam się schować w ciepłych ramionach, przygarynałam je bliżej.
 -Grace, jestem przy tobie...Ciii....
Wszystko zawsze wracało. Kiedy wydawało mi się, że już o tym zapomniałam, że ukryłam to w najdalszej szczelinie mojej świadomości, to zawsze powracało. Ten sen, nienawidziłam go. Był zawsze taki sam, proroczy, nieunikniony... A teraz stał się jeszcze potworniejszy. Ten dzień, ten straszny dzień. Ten przeraźliwy chłód, o którym nie potrafiłam zapomnieć. To uczucie... znowu tam byłam. Stałam tam, jak wtedy i nikt mi nie pomógł.
-Już, już Grace... Jestem tutaj, kochanie -usłyszałam i poczułam, że ktoś głaszcze mnie po włosach.
Łzy piekły mnie pod powiekami. Nie dam im wygrać. Będę silniejsza, pokażę wam wszystkim... Popłynęły rzewnie po moich policzkach, nie mogłam ich powstrzymać.
-Grace, ty płaczesz? Nie płacz, to był tylko zły sen -spojrzał w moje zapłakane i czerwone oczy, otarł łzy z mojej twarzy.
-To nie był tylko sen... Ja... Już nie daję rady -powiedziałam, wybuchając jeszcze głośniejszym płaczem.
Wypłacz się. Daj łzom popłynąć. Niech zmyją wszystkie smutki. Wszyscy zawsze tak mówili. Ale ja nie chciałam płakać. Płacz jest oznaką słabości i strachu, a ja jestem silna. Wtedy nie chciałam płakać, bo łzy były niczym w porównaniu z tym, co czułam. Nie mogły zmyć mojego smutku. Nie chciałam być taka, jak oni wszyscy. Stali tam i myśleli, że mnie znają, że wiedzą, jak cierpię. A myśleli tylko o sobie, wszyscy byli tacy sami. Maski smutku na rozradowanych twarzach. "Biedna dziewczynka, tyle musiała wycierpieć." Ile razy już to słyszałam?
-Ja... przepraszam -powiedziałam, wycierając rękawem piżamy mokre policzki.
-Nie masz za co przepraszać. Już nie płacz -powiedział i jeszcze mocniej mnie przytulił.
-Obudziłam cię, przepraszam.
Spojrzał na mnie, jakby próbował przeniknąć do moich myśli.
-Jeszcze nie spałem -rzeczywiście, był w ubraniach. -Usłyszałem, że krzyczysz.
Krzyczałam? Być może. Wolałam krzyczeć, niż płakać. NIE - co ja w ogóle robię? Odsunęłam się szybko i podciągnęłam kołdrę pod brodę. Objęłam ramionami kolana i otarłam ostatnie łzy. Już wszystko w porządku. Aż do następnej nocy.
-Więc... skoro już wszystko dobrze, to ja... już pójdę. Śpij dobrze, dobranoc -powiedział trochę zmieszany moją nagłą reakcją. Ale nie mogła być inna.
-Dobranoc -opowiedziałam i jeszcze długo patrzyłam na drzwi, które zamknęły się za nim.


19 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Nialla
-Słuchajcie... No posłuchajcie mnie przez chwilę! -krzyknąłem, bo zupełnie nikt mnie nie słuchał.
Trafiłem akurat na chwilę, gdy Grace była w swoim pokoju, a cała reszta popaprańców w salonie. Sześć par oczu wlepiło się we mnie, aż poczułem się nieswojo.
-To musi być bardzo ważna sprawa, skoro odrywasz mnie od moich marchewek -powiedział Lou trochę strasznym głosem.
-Bo jest. Chodzi o to, że pojutrze jest bardzo ważny dzień i...
-Jaki ważny dzień? Sobota, jak każda inna. No chyba, że idziemy poimprezować? -zacieszał Harry. -Impreza!
-Nie, to znaczy tak, ale nie -co ja gadam? -Dacie mi powiedzieć do końca? Chodzi o to, że 21 lipca Grace ma urodziny i pomyślałem, że...
-Grace ma urodziny? -wykrzyknął Liam. -I dlaczego ty nam to mówisz dopiero teraz?! Trzeba coś przygotować, kupić prezent, zrobić tort...
-No właśnie o tym przecież mówię!
-Ale co jej kupimy? -zastanawiała się Danielle. -To musi być coś wyjątkowego.
-Trzeba zaprosić gości -powiedziała Eleanor. -Musimy się podzielić, każdy będzie coś robił. Ale ani słowa Grace, zrozumiano? -dlaczego spojrzała w tym momencie na Harry'ego?
-Ej, przecież jej nie powiem! -obruszył się Styles.
-Więc robimy imprezę niespodziankę?! Dmucham balony! -wydzierał się Louis i zaczął skakać po kanapie.
-Kogo my tu zaprosimy... -zastanawiała się Elle i wyliczała na palcach. -DJ?
Nikt się nie odzywał, wszyscy czekaliśmy na to, co powie Zayn. To on najbardziej trzymał się z DJ, a właściwie ona się go uczepiła i każdy to widział.
-Nie -powiedział Malik, co mnie powiem szczerze, trochę zdziwiło. -Powiedziałem jej, że mnie nie interesuje, a ona się obraziła.
-Trzeba było powiedzieć, że jesteś gejem -zaproponował ze śmiechem Harry. -Ja tak robię, to zawsze działa.
-Czyli DJ nie będzie? -spytała Danielle, wykreślając ją z listy gości, którą zdążyła już zrobić.
Zayn pokiwał przecząco głową.
-Chyba że wy chcecie, żeby przyszła... -powiedział.
-Nam nie zależy -zaśmiał się Liam. -Trochę jest denerwująca przy bliższym poznaniu.
-Nawet ja nie jestem taki ślepy, żeby tego nie zauważyć -odezwałem się. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że to jeszcze nie koniec naszej znajomości z DJ.
Wszyscy zaśmiali się i zaczęliśmy dalsze przygotowania do nadchodzących urodzin.
-Więc co jej kupimy? -spytałem jeszcze raz.
-Ja chyba mam pomysł -powiedział Harry i uśmiechnął się cwaniacko.

* * *
Trochę sentymentalny rozdział. Ja mam urodziny 21 lipca, piękny dzień mówię Wam ;-) Piszcie w komentarzach, co myślicie. I powiem tak: nie dajcie się zmylić.

środa, 28 marca 2012

Rozdział 10

17 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
Zapięłam kask pod szyją i naciągnęłam na dłonie skórzane rękawiczki. Wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam delikatnie czyścić konia, jednocześnie głaszcząc go po grzywie. Konie były moją pasją od kiedy pamiętałam. Na swoje dziesiąte urodziny dostałam kucyka, który rósł wraz ze mną. Zawsze kiedy było mi smutno, wsiadałam na konia i starałam się zapomnieć o wszystkim, co złe. Kocham to uczucie, gdy wiatr rozwiewa mi włosy, a na skórze czuję jego delikatne muśnięcia. Schowałam pod kurtkę mój naszyjnik z wygrawerowanym napisem "No End", bez żadnych zbędnych ozdób. Dostałam go od taty, zanim zmarł. Był moją jedyną pamiątką po nim. Zawsze nosiłam go na szyi, obok medalika. Od ośmiu lat mieszkałam tylko z mamą, która starała się zapewnić mi wszystko, co najlepsze. Kochałam ją z całego serca, ale nie mogła zastąpić mi taty. Byliśmy do siebie bardzo podobni, odziedziczyłam po nim urodę i charakter, między innymi też umiłowanie do koni. Kiedy jeszcze żył, chodziłam z nim na długie, kilkugodzinne spacery. Mieliśmy swoje ulubione miejsce nad rzeką, pod wielkim dębem, gdzie siadaliśmy, a on opowiadał mi różne historie. Po jego śmierci, nigdy już tam nie wróciłam. Obiecywał, że nigdy mnie nie opuści, że zawsze będziemy razem. A potem nagle zmarł, pozostawiając po sobie pustkę. Ale dotrzymał słowa. Wiem to.
-Gotowa? -wyrwał mnie z zamyślenia głos uśmiechającego się do mnie Nialla.
Razem wybraliśmy się do stadniny. To była kolejna rzecz, oprócz muzyki, która nas łączyła. Kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, razem jeździliśmy po łąkach, niedaleko naszego domu w Mullingar. Często też, razem z rodzicami wybieraliśmy się na wyścigi konne, które się tam odbywały.
-Tak. Możemy jechać -odpowiedziałam i dosiadłam konia. Chwyciłam za wodze i wprowadziłam zwierzę na tor. Poczułam się, jakbym znowu była w domu. Niall zrobił to samo i zrównał się ze mną. Pierwsze kółko zrobiliśmy stępem, chcieliśmy porozmawiać.
-Grace...-zaczął Horan. -Z tym, wiesz... wszystko jest w porządku?
-Tak, wszystko okej -opowiedziałam. Nie chciałam, żeby się o mnie martwił. Nie chciałam, aby ktokolwiek się o mnie martwił.
-Ale gdyby coś się stało, to wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? Chłopacy o niczym nie wiedzą, ale... gdyby coś...
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Od zawsze chciał mi pomagać, bronić mnie przed wszystkim, co mogło zrobić mi krzywdę. Kochałam go za to, ale nie chciałam, żeby traktował mnie inaczej niż wszystkich, tylko dlatego, że... Po prostu chciałam mieć szansę pokazania, że dobrze radzę sobie sama.
-Niall. Dziękuję ci. Za wszystko.
Rozumieliśmy się bez słów, wiedział, za co mu dziękuję i co jeszcze chcę mu powiedzieć. Tak było od zawsze i wierzę, że tak już zostanie.
-Wiesz już, ile jeszcze... To znaczy, powiedzieli ci? -spytał.
-Nie. Tak będzie lepiej, Niall -odpowiedziałam i przyspieszyłam trochę krok konia.
Nie mówił już nic więcej. Nie musiał. Za to właśnie go kochałam.
Konie zaczęły biec kłusem, a ja rzuciłam bojowe spojrzenie w stronę Nialla. Uśmiechnął się cwaniacko, wiedział, o co mi chodzi. Zaczęliśmy się ścigać, kroki koni zmieniły się w galop wyścigowy, czyli cwał. Podniosłam się do półsiadu i pochyliłam nad grzbietem konia.
-Będę pierwsza! -krzyknęłam za siebie, do Nialla.
-Marzysz kochanie! -usłyszałam głos i zaśmiałam się. Często urządzaliśmy sobie takie mini wyścigi. To mnie odprężało i uspokajało. Przebiegliśmy tak jedno kółko, a przed nami była przeszkoda. Pokierowałam koniem i przeskoczył przez nią bez problemu. Koń Horana znajdował się tuż za mną, więc zwolniłam.
Nie chodziło o samą wygraną, lecz o radość rywalizacji.

Grace była w kuchni i robiła pizzę na obiad. Reszta populacji siedziała przy blacie kuchennym i biła w niego pięściami, domagając się jedzenia. Gdy nareszcie wyjęła je z piekarnika i podzieliła na porcje, Niall rzucił się na swój talerz i do szczęścia niczego już mu nie brakowało.
-Harry, nie obraź się, ale pizza Grace jest dużo lepsza niż ta twoja -powiedział Liam, wspominając nieszczęśliwy wypadek sprzed kilku tygodni, kiedy to Styles popisywał się swoimi umiejętnościami kucharskimi.
-W pełni popieram! -zgodził się z pełną buzią Horan.
Harry fochnął się, że nikt nie docenia jego zdolności kulinarnych, ale potem przyznał rację reszcie, bo pizza była pyszna. Grace zdecydowanie potrafiła gotować i dotrzeć do gust wszystkich, które zresztą nie były specjalnie wygórowane. Lou był zadowolony, kiedy dostał talerz marchewek, a Nialler cieszyłby się ze wszystkiego, co by mu podano.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, ale wszyscy wiedzieli, kto przyszedł. Liam poszedł otworzyć i wcale się nie dziwił, gdy w wejściu stanęła DJ.
-Cześć wszystkim! -przywitała się ze słodkim uśmiechem. -Co słychać? Czyżby pizza?
Wcisnęła się na siedzenie obok Zayna i ukradła kawałeczek z jego talerza. Rozmowa stoczyła się na inny tor, DJ zaczęła rozprawiać o wczorajszym wypadzie do wesołego miasteczka. Grace nie rozmawiała z nikim o tym, co wczoraj zobaczyła, zatrzymała to dla siebie. Chciała o tym nie myśleć, zapomnieć, zakopać na dnie świadomości.
-Było wspaniale, prawda Zayn? -spytała DJ, patrząc zniewalającym wzrokiem na Malika.
-Tak, to prawda -opowiedział.
Lou, Niall i Liam rozsiedli się na kanapie, zmieniając kanały telewizora. W nagłym przypływie dżentelmeństwa, Harry zaczął pomagać Grace i zebrał naczynia ze stołu. Dziewczyna zabierała z blatu czyste talerze, gdy DJ podłożyła jej nogę. Grace upuściła talerz, uderzyła głową o kant stołu i upadłaby na podłogę, gdyby Zayn nie zdążył podbiec i jej złapać. Trzymał ją mocno, a ona oparła głowę o jego ramię.
-Nic ci nie jest? -spytał, z twarzą bardzo blisko jej twarzy.
-Nie, nie dziękuję. Wszystko w porządku -opowiedziała i wstała szybko, podpierając się o blat. Nie patrzyła na niego, nie chciała widzieć jego twarzy, jego oczu.
Reszta chłopaków też podbiegła do Grace. Najbardziej zdenerwowany był Niall. Wtedy DJ wstała, przytuliła dziewczynę i powiedziała głośno:
-Mój Boże, na pewno nic ci się nie stało? Tak się przestraszyłam, potknęłaś się?
Grace spojrzała jej w oczy i zauważyła w nich jad. Nienawiść. Złość. Co takiego zrobiłam tej dziewczynie?, pomyślała.
-Nie, dziękuję. Musiałam się potknąć -opowiedziała. Wszyscy rozeszli się do swoich zajęć, a DJ uśmiechnęła się szyderczo do Grace i powiedziała szeptem:
-Nie pokonasz mnie, zapamiętaj to sobie.
Po czym odwróciła się i podbiegła do Zayna, zajmując go rozmową.

* * *
Uwaga, uwaga - rozdział 10! Dziękuję za te 52 komentarze i ponad 1300 odwiedzin w 20 dni! Uwielbiam Was <3 Piszcie, jak podoba Wam się dzisiejszy rozdział.

niedziela, 25 marca 2012

Rozdział 9

14 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
Zbawienie! Tak, wygląda na to, że nawet głupi ma czasem szczęście. Wstałam i z prędkością światła dobiegłam do drzwi wejściowych. Otworzyłam je i zobaczyłam przed sobą ładną, wysoką, szczupłą blondynkę o niebieskich oczach. Stałyśmy tak i patrzyłyśmy na siebie, bo mi oczywiście nie przyszło do głowy, żeby wpuścić ją do środka.
-Kto przyszedł? -usłyszałam głos Nialla dobiegający z salonu.
-Jestem DJ* -przedstawiła się dziewczyna. -Przyszłam, bo przeczytałam ulotkę. To prawda, że znalazłaś mojego kotka?
-Ja? Ja... nie. To Harry. Harry, ktoś do ciebie! -zawołałam.
Nie wiem, dlaczego tak dziwnie zareagowałam na widok tej dziewczyny. Styles podbiegł do drzwi i uśmiechnął się do nieznajomej tym swoim rozbrajającym uśmiechem. A ona tylko stała i odwzajemniała uśmiech. Żadnych okrzyków radości, że widzi Harry'ego Styles'a, żadnych łez, ataku niedotlenienia czy czegokolwiek. Chyba zbyt dużo czasu spędzam z chłopakami, bo zaczynam mieć pierwsze objawy tej choroby - jeśli ktoś nie krzyczy na ich widok, to jest podejrzany. Ale w sumie ja też nie krzyczałam, kiedy zobaczyłam ich po raz pierwszy. Tylko że ja znałam Nialla od dzieciństwa i miałam czas przyzwyczaić się do tej myśli, że spędzę wakacje w domu One Direction.
-Więc to ty znalazłeś moją Kleopatrę? -spytała, patrząc na Harry'ego. Nie podobał mi się jej wzrok. Patrzyła na niego, jakby chciała go zjeść. Co jest w ogóle grane? I dlaczego mnie to obchodzi? A tak prawdę mówiąc, jak można nazwać kota Kleopatra? Już Hannibal bardziej mi się podoba.
-Nie, tu nie ma żadnego... -chciał już wykręcić się Harry, ale szturchnęłam go w ramię, a on posłał mi mordercze spojrzenie. -Tak, to ja. Wejdź, zaraz ją przyniosę.
Wtedy na korytarz wparowała cała reszta, czyli Zayn, Lou, Niall, Liam, Danielle i Eleanor. Na widok Malika dziewczynie zaświeciły się oczy. Wszyscy przywitali się z nią i wprowadzili do salonu. Tylko ja siedziałam jak na szpilkach, sama nie wiem dlaczego. Po prostu ta cała DJ działała mi na nerwy, całe szczęście, że weźmie kota i sobie pójdzie. Wtedy Styles wrócił z rudą kuleczką na rękach, przytulił ją i podał właścicielce.
-Tak się o nią bałam! Dziękuję, że ją znalazłeś i zaopiekowałeś się nią! -dramatyzowała blondynka. Wszystko, co mówiła, wydawało mi się jakieś fałszywe. Dalej coś mówiła, ale nie słuchałam. Nigdy nie miałam uprzedzeń i nie oceniałam nikogo, jeśli go nie znałam, ale to była inna sytuacja. Po prostu moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że coś jest nie tak.
-Zostaniesz? Mamy kanapki -powiedział Niall i podsunął jej pod nos tacę. Czy mnie wzrok i słuch mylą, czy Horan właśnie podzielił się z nią jedzeniem?!
Wszyscy zaczęli rozmawiać i śmiać się. Wszyscy oprócz mnie oczywiście. Siedziałam i gapiłam się w telewizor, ale nie miałam zielonego pojęcia, co było na ekranie. Nim się zorientowałam, był już wieczór. No pięknie, zasiedzieli się ze swoją nową koleżanką. Koleżanką, która przez cały czas rzucała spojrzenia w stronę Zayna. Gdyby się tak gapiła na Nialla, to chyba wydrapałabym jej oczy. W sumie o co mi właściwie chodzi? Przecież nie rozmawiam z Zaynem, on nie zwraca na mnie uwagi, a ja próbuję ignorować jego. Niech sobie go bierze, to nie moja sprawa. Chyba powinnam się leczyć, nie znam tej dziewczyny, a myślę o niej, jakby miała na czole wypisane 'jestem z piekła'. Wszyscy wstali, więc zrobiłam to samo. Pożegnaliśmy się z DJ (tak, ja też podałam jej rękę), a potem okazało się, że chłopcy zaprosili ją na jutro. Wyprowadzam się, zaraz pakuję walizki.

Co u Was słychać, kochanie? Jak mijają wakacje? Całuję - mama

16 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
No i stało się. Wszyscy polubili DJ, a DJ polubiła... Zayna. Cały czas kombinowała, jakby tu znaleźć się z nim sam na sam, prosiła go pomoc, zagadywała. Mnie to w ogóle nie ruszało, bo to przecież nie moja sprawa. Życzę im obu szczęścia, pasują do siebie. Czy Malik odwzajemniał uczucia DJ? Tego nie wiem. Dzisiaj umówiliśmy się z nią w wesołym miasteczku. Chyba tylko ja jedna byłam do niej tak uprzedzona, ale nie potrafiłam zmienić swojego podejścia. Poza tym Harry już prawie przestał rozpaczać po stracie Hannibala. Na dworze było bardzo ciepło, w końcu jest środek lata. Ubrałam jeansowe, postrzępione szorty z ćwiekami, białą koszulkę z flagą Anglii i sandały rzymianki, a na rękę kastę bransoletek. Zdecydowałam się spiąć włosy, bo w rozpuszczonych chyba spaliłabym się żywcem. Do tego dobrałam drobne kolczyki-biedronki i byłam już gotowa. Zbiegłam na dół po schodach i usłyszałam krzyki szykujących się chłopców. Danielle i Elle przyszły przed chwilą, obie z tak samo rozbawionymi minami patrzyły na Nialla, który bezskutecznie szukał swojego telefonu. Po pięciu minutach wszyscy stawili się pod drzwiami i wyszliśmy na zewnątrz.
DJ stała obok budki z watą cukrową, zauważyła nas i zaczęła machać. Oczywiście głównym adresatem był Zayn, co do tego nie miałam wątpliwości. Podeszliśmy do niej, a ona uśmiechnęła się i szybkim gestem, który chyba miał być uwodzicielski, odrzuciła włosy do tyłu. Miała na sobie krótką czarną sukienkę i balerinki. No brawo, życzę powodzenia i gratuluję inteligencji. Może i wyglądała w tym ładne i seksownie, taki pewnie miała zamiar, ale taki upał plus obcisła, w dodatku czarna sukienka, to się dobrze nie skończy. To znaczy, dla niej. Dla mnie to dodatkowa atrakcja. DJ przywitała się z wszystkimi, ucałowała mnie, Danielle i Eleanor, a potem uwiesiła się na chłopcach. Zachowywała się jakby znała ich od dziecka i była ich największą przyjaciółką. Nie ukrywam, że denerwowało mnie to. Za kogo ona się uważa? Ale z drugiej strony, kim ja jestem, żeby to oceniać? Też znam 4/5 zespołu od dwóch tygodni, nie mam prawa głosu w tej sprawie.
-Idziemy do budki z lodami? -spytał z nadzieją w oczach Horan. Typowe, nie zdążyliśmy jeszcze dobrze rozejrzeć się po wesołym miasteczku, a ten już jest głodny.
Wokoło było mnóstwo ludzi, dzieci biegające z balonami, dorośli biegający za dziećmi z balonami i kasjerzy biegający za dorosłymi, którzy zapomnieli zapłacić za balony.
-Może najpierw chodźmy się zabawić? -zaproponował Lou i chwycił Elle za rękę.
-Proponuję Diabelski Młyn! -krzyknął Hazza i poruszył brwiami w ten swój rozbrajający sposób.
Wszyscy z entuzjazmem pobiegliśmy w stronę budki z biletami do Diabelskiego Młyna. Musieliśmy poczekać chwilę na swoją kolejkę, a potem rozłożyliśmy się na siedzeniach, zapięliśmy pasy i ruszyliśmy.
-Raaaaruuuunkuuuuuuu! -usłyszałam krzyk Louisa, który chyba powoli tracił przytomność.
Kiedy wyszliśmy, ziemia uciekała nam spod nóg. W głowach kręciło się, jak po ostrej imprezie.
-Następnym razem, przypomnijcie mi, żebyśmy nigdy nie słuchali Harry'ego! -wrzasnął Liam. -Trzeba było na początek wybrać coś spokojniejszego -przytaknęła Eleanor.
-Całe szczęście, że nie poszliśmy najpierw na te lody -zaśmiałam się.
Potem byliśmy na gokartach i w sali luster. Tam też DJ postanowiła się trochę odświeżyć, ale ku swojemu nieszczęściu, a mojej satysfakcji, zahaczyła o automatyczną suszarkę i sukienka rozerwała jej się od dołu aż do pasa. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, a ja śmiałam się najgłośniej, chociaż próbowałam to ukryć, bo to przecież nie wypada. Ale skubana obróciła to wszystko w żart i chodziła teraz w rozdartej sukience, jakby to był ostatni krzyk mody. Zbliżaliśmy się do punktu kulminacyjnego całego wypadu, a mianowicie Lou zauważył wielką dmuchaną zjeżdżalnię i zaczął skakać, drzeć się i robić dziwne miny.
-Proszę, proszę, proszę, prooooszę! -zrobił minę zbitego psa i podbiegł do kasjera.
-Przykro mi, ale zjeżdżalnia jest dostępna tylko dla dzieci do lat 12 -odpowiedział kasjer, na co Louisowi zadrżała broda, odwrócił się na pięcie i strzelił focha. Na pocieszenie poszliśmy coś zjeść, co było z kolei ulubionym zajęciem Nialla. Wszyscy zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną, tylko Horan dodatkowo wybrał sobie deser lodowy z owocami, hot doga i frytki.
-Ale tutaj gorąco -powiedziała DJ, dokańczając swojego gofra i wachlując się serwetką. -Zayn, może przejdziemy się i poszukamy stoiska z wodą?
Zaczyna się. Nie chcę nic mówić, ale wodę można dostać w barze, gdzie zamówiliśmy gofry. Malik zgodził się i oboje wmieszali się w tłum. Ale to przecież nie jest moja sprawa i nic mnie to nie obchodzi.
-Myślicie, że oni mają się ku sobie? -spytała Danielle, a ja szybko obróciłam twarz w jej stronę. Nie, żeby mnie to jakoś specjalnie ruszało, byłam ciekawa i już.
-Nie wiem, ale DJ ewidentnie podrywa Zayna -powiedział Niall, który właśnie skończył ostatnią porcję frytek z ketchupem.
-Ciekawe, czy coś z tego będzie...-rzucił cicho Liam.
Nagle usłyszałam czyjś krzyk. Odwróciłam się w tamtą stronę w poszukiwania źródła tego głosu. Zauważyłam mężczyznę, który rozpaczliwie kogoś nawoływał. Wyglądał na przerażonego, podchodził do bawiących się w najlepsze ludzi i pytał ich o coś, ale oni tylko zbywali go machnięciem ręki.
-Musimy mu pomóc -powiedziałam i wstałam, a wszyscy zrobili to samo.
-Nadie! Mój Boże, gdzie jest moje dziecko? -wołał mężczyzna, ale nikt nawet nie zerknął w jego stronę. -Czy ktoś mi pomoże?! Błagam, ktokolwiek!
Harry podbiegł do niego pierwszy i spytał, co się stało.
-Moja córeczka, Nadie... Była ze mną i nagle zniknęła... Nie ma jej! Pomóżcie mi znaleźć moje dziecko! -powiedział trzęsącym się głosem, z rozpaczą w oczach.
-Oczywiście, że pomożemy, proszę pana -powiedziała Dan.
Mężczyzna wytłumaczył nam, jak wyglądała dziewczynka, a my podzieliśmy się na grupy. Ja z Harrym i Niallem pobiegliśmy w jedną stronę, a Louie, Liam, Danielle i Eleanor w drugą.
-Nadie! Nadie, odezwij się jeśli słyszysz! -nawoływaliśmy, ale bez skutku. Pytaliśmy wszystkich, czy nie widzieli samotnej dziewczynki, ale byli zbyt zajęci zabawą, by nam odpowiedzieć. Samolubni skurwisyni, gdybym miała więcej czasu to powiedziałabym im, co o nich myślę! Biegaliśmy jak szaleni we wszystkie strony, ale nigdzie nie było nawet śladu dziecka.
-Patrzcie! -krzyknął nagle Harry, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę budki z zabawkami. Na początku nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale potem zauważyłam, dokąd zmierzał. Za budką, obok dużego dmuchanego misia stała mała, bezbronna, samotna dziewczynka w różowej sukience. Miała zapłakane oczka i rozglądała się niepewnie wokoło. Nikt nawet na nią nie spojrzał, nikt nie zainteresował się jej losem. Podbiegliśmy do niej, a Styles wziął ją na ręce i mocno przytulił.
-Jesteś Nadie, prawda? -spytałam, a dziewczynka pokiwała główką. -Wszystko będzie dobrze, zaraz zaprowadzimy cię do tatusia.
Ta scena była taka słodka. Nadie nie płakała, ani nie krzyczała, że jakiś nieznajomy mężczyzna bierze ją na ręce, tylko wtuliła twarzyczkę we włosy Harry'ego. Pierwszy raz zobaczyłam go w takiej roli. Naprawdę przejął się całą sytuacją.
-Wszystko dobrze, cichutko -uspokajał ją Styles, głaskając po główce.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam pod numer, który podał nam mężczyzna. W słuchawce usłyszałam pełen szczęścia głos, a potem szmer, zakłócający połączenie. Płakał.

Szłam od stoiska do stoiska, w poszukiwaniu toalety. Przed oczami cały czas miałam obraz dorosłego, silnego mężczyzny, tulącego do siebie swoją, może dwuletnią córeczkę. Po jego policzkach spływały łzy, gdy dziękował nam za pomoc. Dzisiaj uświadomiłam sobie, jak wiele może znaczyć pomoc jednej osoby. Ile możemy zrobić, jeśli tylko będziemy chcieli. Przecież wokół były setki ludzi, gdyby choć część z nich zechciała pomóc szukać dziecka, Nadie znalazłaby się w przeciągu pięciu minut. Ale wszyscy byli zbyt zajęci swoimi sprawami, zapatrzeni w czubek własnego nosa i dbający tylko o swoją wygodę. Nikt nie pomyślał, że poświęcając dziesięć minut swojego życia - może uratować życie komuś innemu. Bo nie chcę nawet myśleć, co mogłoby się stać małemu dziecku w takim miejscu. Gdyby podeszła pod koła jakiegoś samochodu, albo zrobiła coś jeszcze gorszego. I to wszystko wśród ludzi. Oto przerażająca rzeczywistość, taki właśnie jest świat, w którym żyjemy.
Mijałam właśnie karuzelę, gdy w oddali zobaczyłam dwie znane mi postacie. Stanęłam i nie mogłam złapać oddechu, a torebka, którą trzymałam w dłoni, upadła na ziemię. Patrzyłam prosto na całujących się DJ i Zayna. Dziewczyna wplotła palce we włosy Malika i przyciskała usta do jego ust.
Było mi to zupełnie obojętne, a jednak poczułam łzę spływającą mi po policzku. Przecież w ogóle mnie to nie obchodziło, ale w sercu poczułam ból. To nie była moja sprawa.

Wszystko wspaniale! ; ) Londyn jest piękny i czuję się bardzo dobrze. Kocham Cię - Grace

* * *
To najdłuższy rozdział, jaki napisałam ever. Mam nadzieję, że wam się podoba. Powiem tylko, że DJ trochę namiesza w życiu Grace i chłopców. Do napisania! <3

*DJ (czyt. Didżi)

piątek, 23 marca 2012

Rozdział 8

14 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
Harry całował zupełnie tak jak tańczył. Trzymał mnie mocno, ale delikatnie. Prowadził, ale wszystko było takie słodkie. Przez chwilę zapomniałam, gdzie się znajduję. Wtedy usłyszałam okrzyk Lou. Szybko oderwaliśmy się od siebie.
-Harry, Grace! Gdzie jesteście? -wołał Louis, który razem z Elle, Liamem, Danielle, Niallem i Zaynem zdążył już porozwieszać wszystkie ogłoszenia.
Wyszliśmy z altanki na chodnik. Deszcz przestał już padać i zza chmur wyszło słońce. Szybko ogarnęłam trochę włosy i ogólnie ubrania, każdy może sobie wyobrazić jak wyglądałam. Spojrzałam na Styles'a, a on uśmiechnął się do mnie. Wygląda na to, że to, co zaszło między nami przed chwilą, miało pozostać odwieczną tajemnicą.
-Przeczekaliśmy ulewę w McDonaldzie -zacieszał Niall.
-Zamówił zestaw z zabawką, frytki, nugetsy z kurczaka, dwa cheesburgery i czekoladowego shake'a -odezwał się Zayn. -To w sumie mały podwieczorek, jak na niego.
-A wy gdzie byliście? -spytała podejrzliwym tonem Eleanor.
-My... -zaczął Hazza, a potem uśmiechnął się do mnie bezczelnie i poruszył brwiami. - My byliśmy sobie pod daszkiem.
My byliśmy sobie pod daszkiem. Jakże wspaniałe wyjaśnienie.
-Wracajmy do domu, może ktoś zgłosi się po kota -powiedział Liam, więc ruszyliśmy za nim.

Wszyscy siedzieliśmy w salonie i... nie, nie oglądaliśmy telewizji. Postanowiliśmy trochę zróżnicować nasz plan dnia, więc zamówiliśmy jakieś chińskie dania i zrobiliśmy sobie wieczór gier i muzyki. Na początek staraliśmy się jeść ryż pałeczkami tak, żeby choć część wylądowała w buzi, a nie na podłodze. To nie było łatwe, a już szczególnie dla Nialla. Biedak w końcu zrezygnował, wziął widelec i zjadł wszystko 'po ludzku'. Kiedy napełniliśmy już trochę brzuchy, Niall wziął gitarę i zaczął grać "One Thing". Kocham akustyczną wersję tej piosenki. Oczywiście nie tylko on potrafi grać, Harry i Liam też trochę umieją, poza tym Liam gra na pianinie, Louis udaje, że potrafi grać na pianinie, a Zayn na trójkącie. Cóż za utalentowany zespół. Od razu przypomniało mi się, jak w domu siadaliśmy wieczorami przy kominku, a Niall grał nam na gitarze. Zawsze lubiłam go słuchać. Sama też trochę grałam na fortepianie, rodzice namówili mnie na lekcje gry na tym instrumencie, który z czasem pokochałam. Z zamyślenia wyrwały mnie głosy chłopaków. Zaczęli szaleć przy tej piosence i wydzierać się:

So get out, get out, get out of my head!
And fall into my arms instead.
I don't, I don't, don't know what it is,
But I need that one thing!

-And you've got that one thing -zaśpiewał Harry, a wtedy ja dołączyłam do chórku. Tak samo zaśpiewaliśmy jeszcze kilka piosenek, nie tylko z płyty 1D. Między innymi "Hungry Eyes", którą uwielbiałam, bo była z Dirty Dancing. Ten film zdecydowanie rządził w te wakacje. Potem musieliśmy zrobić przerwę, bo Horan zrobił się głodny, więc poszłam do kuchni coś przyrządzić. Kiedy wróciłam wszyscy siedzieli w kółku na podłodze z wyszczerzami na twarzach. 
-Co knujecie? -spytałam podejrzliwie, niosąc wielką tacę z kanapkami.
-Gramy w butelkę! -cieszył się Harry, głaszcząc Hannibala. Styles nie pozwolił zmienić mu imienia, bo uznał, że biedny kot dostałby ataku i od takiej zmiany miałby uraz do końca życia.
-To grajcie -powiedziałam i rozsiadłam się na kanapie, z zamiarem obejrzenia czegoś w telewizji. Nigdy nie lubiłam tej gry, a właściwie... bałam się jej. Czasami zdarzały się takie pytania albo zadania, że to już przerastało moje umiejętności. Kto tam wie, co wymyśli ta oto siódemka popaprańców?
-Ty też grasz, Grace! -krzyknął Lou i doczołgał się do mnie, chwycił mnie za rękaw koszulki i pociągnął. -Bo zacznę krzyczeć, będę krzyczeć!
To był ewidentny szantaż. Nie było nic gorszego niż wrzask Louisa, który nie dostaje tego czego w danym momencie chce.
-Dobrze, już dobrze. Niech ci będzie! -powiedziałam i wcisnęłam się pomiędzy Danielle a Eleanor. Pierwszy kręcił Lou, bo tak bardzo chciał, że nikt nie miał serca, a właściwie odwagi, mu odmówić. Póki co butelka szczęśliwie mnie omijała. Gdy nadeszła moja kolej, wypadło na Liama.
-Pytanie czy zadanie?
-Zadanie -opowiedział Daddy Direction, a ja uśmiechnęłam się, bo wpadłam na pomysł.
-Sam się prosiłeś. W lodówce jest jogurt. Smacznego -powiedziałam, ale Payne chyba nie zrozumiał o co mi chodzi. Wstał i poszedł w stronę drzwi do kuchni z wyszczerzem na twarzy, że dostał takie fajne zadanie. Gdy kładł już dłoń na klamce, krzyknęłam:
-Nie zapomnij łyżeczki!
Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem, a Liam odwrócił się do nas z paniką w oczach.
-Nie! Proszę, wszystko tylko nie to. Grace, na zewnątrz anioł, a w środku...
Po chwili wrócił z jogurtem w jednej ręce i łyżeczką w drugiej, którą wyciągnął przed siebie, jakby to był co najmniej jadowity wąż, a nie zwykły przyrząd kuchenny. 
-Dawaj, stary! -dopingował go Niall. -To nie takie trudne, zamknij oczy i będzie po wszystkim!
Liam skrzywił się, otworzył jogurt i zaczął powoli jeść. Trzymał łyżeczkę jakby go parzyła, ale sam też się śmiał. Dopingowaliśmy go okrzykami 'już prawie koniec!' i 'ostatnia łyżeczka!' Gdy skończył, odrzucił łyżkę w najdalszy kąt pokoju, a Danielle przytuliła go.
-Jestem z ciebie dumna -zaśmiała się i pocałowała go w usta, a Payne od razu zapomniał jak ma na imię.
-Już dosyć, koniec. Przestańcie się miziać, my tu dalej jesteśmy! -Zayn machał zakochanej parce przed oczami, próbując ich rozdzielić. Jako że to w ogóle nie działało, bo Lianielle (tak ich nazywaliśmy, można sobie przy tej nazwie język połamać) w ogóle nie reagowali, jakby żyli teraz w innym świecie, Malik podszedł do Liama i wycisnął mu buziaka na policzku. 
-Ziam is real! -krzyknął Harry, a Payne rzucił się na Zayna udając nagły napad podniecenia.
-Chodź tu baby, teraz twoja kolej! -krzyknął do Malika, a my wszyscy zaczęliśmy tarzać się ze śmiechu, bo scena, która rozgrywała się przed nami, była dość oryginalna. Dwóch przystojnych chłopaków szamotających się na podłodze i wyznających sobie Bóg jeden wie co. Po kilku minutach wróciliśmy do gry, tym razem kręcił Harry. Pech chciał, że trafiło na mnie. Kto inny mógł mieć to szczęście, jeśli nie ja? Styles spojrzał na mnie i cwaniacko się uśmiechnął.
-A więc.. pytanie czy zadanie?
Jeśli wybiorę zadanie, to mogę tego żałować do końca życia. Nie wiadomo, co takiemu do głowy strzeli. A jeżeli pytanie, to będę musiała odpowiedzieć, nawet jeśli to będzie coś osobistego. A będzie na pewno.
-Pytanie -rzuciłam szybko. Kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije.
Skubany tylko na to czekał.
-Czy czujesz coś do któregoś z obecnych tutaj chłopaków? -spytał Harry, a ja spojrzałam na niego z miną 'serio?!'
Reszta wydała z siebie jedno wielkie 'uuuuuuu', ktoś chyba nawet zapodał werble. Już miałam odpowiedzieć, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
* * *
I jak podoba Wam się rozdział? Na blogu umieściłam nową sondę, możecie głosować, czy wolicie, żeby Grace była z Zaynem, czy Harrym <3 Jeszcze 30 wejść i będzie 1000 odwiedzin!

środa, 21 marca 2012

Rozdział 7

14 lipca, Londyn, Anglia
Nagle rozległo się głośne miauczenie.
Wszyscy z minami mówiącymi 'what in the hell?', zaczęli rozglądać się po salonie.
-To ja jestem jakaś walnięta, czy wy też słyszycie kota? -spytała Grace.
-Ja nic nie słyszę -odpowiedział szybko Harry. -Wydaje wam się, w głowach wam się poprzewracało od tej muzyki. Wracajmy do filmu.
Złapał pilota, wcisnął 'play' i z wielkim wyszczerzem na twarzy poklepał miejsce na kanapie obok siebie. Wszystkim wydało się to podejrzane, więc nie zwracając uwagi na Styles'a zaczęli poszukiwania kota. Niall udawał detektywa i skradał się na palcach do drzwi.
-Droga wolna -szepnął i przywołał resztę gestem ręki, za co oberwał od Louisa w głowę.
-Ogarnij się, mały -zaśmiał się Lou i wyszedł na korytarz za odgłosem miałczenia.
Horan oczywiście strzelił focha, ale tylko na chwilę, bo potem zapomniał o co się obraził. Grace podeszła do drzwi prowadzących do nieużywanej garderoby, gdzie znajdowały się walizki, pudła i torby, potrzebne w czasie trasy.
-Słyszę coś, chodźcie tutaj... -powiedziała i przybliżając ucho do drzwi, zaczęła nasłuchiwać.
-Przesłyszało ci się. Patrzcie, teraz jest fajna scena! -krzyczał Harry, próbując zwrócić uwagę wszystkich na ekran telewizora, ale nikt go nie słuchał.
Wtedy Liam otworzył drzwi do garderoby, a Niall, wykorzystując swój zabójczy refleks i umiejętności ninja odsunął wiklinowy kosz, stojący w rogu pomieszczenia. Oczom wszystkich ukazał się rudy kotek, patrzący ciemnymi ślepkami na obecnych i domagający się mleka.
-Haroldzie Edwardzie Milwardzie Styles, czy mógłbyś nam, do jasnej cholery, wytłumaczyć co ten kot robi w naszej garderobie? -spytał Liam, starając się opanować głos.
-Nie mam pojęcia, jak się skubany tu dostał -opowiedział pełnym przekonania głosem Harry.
Wtedy Louis nie dał rady się opanować i wybuchnął głośnym śmiechem, a wszyscy inni poszli w ślad za nim. Niall po raz drugi tego dnia, zaczął tarzać się po podłodze.
-Był taki samotny i...tak na mnie patrzył...-próbował wytłumaczyć się Harry. -A ty co byś zrobił, gdybyś szedł ulicą i nagle zauważył kilo bezpańskich marchewek?
Lou spojrzał na niego z wyszczerzem na twarzy jak stąd do Australii i odezwał się, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem:
-Zjadłbym.
-Jak długo przechowujesz tutaj tego kota? -spytał Liam, który nadal nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł zrobić coś takiego.
-Trzy dni...
-Trzy dni chowasz żywe stworzenie w garderobie?! -wrzasnął Niall, a potem dostał kolejnego napadu śmiechu i łzy zaczęły spływać mu po policzkach.
-Ale karmiłem go, bystrzaku! -oburzył się Styles.
-I  co my teraz zrobimy z kotem? -zastanawiał się Liam.
-Zostawimy? -szepnął z nadzieją Harry, ale gdy wszyscy spojrzeli na niego z minami 'are you fucking kidding me?', stwierdził, że nic już nie wskóra.
Grace podeszła do rudej kuleczki i wzięła na ręce. Zawsze lubiła zwierzęta, co prawda nie miała kota, ale w Irlandii miała psa, właściwie suczkę, która wabiła się Nikita i konia. Pogłaskała mięciutkie futerko, a kot w odpowiedzi zamruczał z zadowolenia.
-Ale ja go już nazwałem... -zaczął niepewnie Harry. -Poznajcie Hannibala.
 W tym momencie dla Nialla było to już za wiele. Biedny chłopak nie mógł złapać oddechu.
-Nazwałeś kota Hannibal? Co to, jakiś ludożerca jest? -śmiał się Horan ze łzami w oczach.
-Przykro mi Harry, ale nie możemy zatrzymać tutaj kota. Na pewno ktoś go szuka -powiedział Liam, który zawsze musiał myśleć za wszystkich. -Trzeba będzie rozwiesić ulotki, że go znaleźliśmy, a może ktoś się zgłosi.
-Liam ma rację -odezwała się Eleanor. -Ale jeśli nikt nie przyjdzie, to może...
Wtedy Grace spojrzała na resztę ze zrezygnowaną miną i powiedziała:
-Harry... Hannibal to dziewczyna.

Z perspektywy Grace
Podzieliliśmy się na kilka grup, żeby zdążyć rozwiesić wszystkie ogłoszenia. Liam poszedł z Danielle, Louis z Eleanor, Zayn z Niallem, a ja z Harrym. Styles całą drogę planował, jakby tu zniszczyć i obrócić w popiół wszystkie te ulotki, ale na nic się to nie zdało. W końcu biedak pogodził się ze swoim losem i posłusznie przybijał kartki do drzew i słupów.
-Przyzwyczaiłem się już do Hannibala -powiedział, spoglądając na mnie.
-Chyba do Hani -zaśmiałam się cicho. Jak można nie zauważyć, że ten kot to ona, a nie on?
Harry uśmiechnął się do mnie, chyba udało mi się poprawić mu trochę humor. Wtedy wyszczerzył się tak, że w policzkach pojawiły mu się dołeczki.
-Grace, mogę Cię o coś spytać?
-Hm? -nie wiedziałam, o co może mu chodzić, ale to nie było nic nowego.
-Podoba ci się Zayn?
Zamurowało mnie. Po prostu stanęłam na środku chodnika i patrzyłam na jego twarz, która w tym momencie nie wyrażała żadnych emocji.
-Skąd ci to przyszło do głowy? -spytałam cicho.
-Nie wiem, po prostu... Podoba ci się czy nie? -nie dawał za wygraną.
-Nie -odpowiedziałam pewnie. Zbyt pewnie.
Harry trzepnął tymi swoimi lokami i ruszył cwaniacko oczami. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele fanek chciałoby być w tej chwili na moim miejscu.
-To dobrze -opowiedział i przyczepił ostatnią ulotkę z rozbrajającym uśmiechem na twarzy.
Nagle poczułam na skórze kroplę deszczu. I kolejną, kolejną i jeszcze jedną. Nim zdążyliśmy się zorientować, zaczęła się ulewa. Spojrzałam w niebo - było całe czarne. Typowo londyńska pogoda. Harry złapał mnie za rękę i ruszył ulicą w stronę najbliższych budynków.
-Szybko! -krzyknął, a ja posłusznie podbiegłam za nim.
Całe szczęście, że założyłam dziś swoje ulubione conversy, a nie jakieś koturny. Przez to wyglądałam przy nim jak jakiś krasnal, ale lepiej tak, niż biec w obcasach podczas ulewy. Byłam cała mokra, włosy miałam w nieładzie, po kurtce spływała mi woda. Harry wcale nie wyglądał lepiej, ale gdy odwrócił się do mnie, zobaczyłam, że się śmieje. Śmiał się jak głupi, nie wiem z czego. Biegliśmy tak, jak dwójka zmokłych idiotów i mijaliśmy ze śmiechem przechodniów, którzy byli na tyle inteligentni, że zabrali ze sobą parasolki. Humor Styles'a był zaraźliwy i też mi się udzielił. Nie wiem dlaczego, ale miałam ochotę stanąć, zwrócić głowę prosto do nieba i patrzeć na spadające prosto na mnie krople deszczu. Wtedy dobiegliśmy do zadaszonej altanki jakiegoś małego sklepiku i wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Oparłam się o ścianę i odgarnęłam mokre włosy z twarzy. Harry przez cały czas trzymał mnie za rękę. Spojrzał mi w oczy i spoważniał, a ja też przestałam się śmiać. Nagle zrobiło się jakoś inaczej, Harry przybliżył się do mnie. Stał tak blisko, że przycisnął mnie do ściany. Patrzyłam w jego zielone oczy, krople deszczu na zmierzwionych lokach i nie mogłam odezwać się ani słowem. Wtedy Harry przybliżył swoje usta do moich i delikatnie mnie pocałował.

* * *
Jeden z tych dłuższych rozdziałów. Mam dla Was mały apel: proszę wszystkich, którzy czytają, żeby dali mi znać, poprzez komentarz, bo chcę wiedzieć, czy mam dla kogo to pisać. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. Do napisania! <3

poniedziałek, 19 marca 2012

Rozdział 6

13 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
Stałam przed drzwiami na taras i patrzyłam na Zayna. Był odwrócony do mnie plecami, ale widziałam, że palił, bo smugi dymu unosiły się nad jego głową. Zawsze robił to, kiedy był zdenerwowany, kiedy sobie z czymś nie radził. Starał się zerwać z nałogiem dla fanów, bo kochał ich bardziej niż wszystko inne, ale był tylko człowiekiem i nie potrafił zrobić wszystkiego od razu. A rzucenie palenia wymagało czasu. Otworzyłam drzwi i podeszłam do niego, a on usłyszał mnie, bo zgasił papierosa i powoli odwrócił się w moją stronę.
-Cześć -powiedziałam cicho. Chciałam mu tyle powiedzieć, podziękować, przeprosić, ale gdy ujrzałam jego twarz, wszystko uciekło mi z pamięci. Miał podbite i spuchnięte oko, a na szyi zauważyłam długie, czerwone, krwawe przecięcie.
-O co chodzi? -zniecierpliwił się Zayn, patrząc na mnie wyczekująco.
-Zayn, ja... ja chciałam podziękować ci za to, co wczoraj zrobiłeś. Wiem, że postąpiłam głupio. Wiem, że to mogło się skończyć okropnie. Byłeś tam i pomogłeś mi. I przepraszam za to... -tu wskazałam na jego twarz i zamilkłam. Po prostu nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć.
A on tylko patrzył na mnie, jakby się nad czymś zastanawiał.
-Nie ma sprawy -rzucił i odwrócił się do mnie bokiem, opierając się o barierkę tarasu.
I to wszystko? Nie ma sprawy? Żadnych emocji, nic. Tylko krótkie stwierdzenie, trzy słowa. Czego ja się spodziewałam? Że bał się o mnie i dlatego mi pomógł? Że nie chciał, aby coś mi się stało? Głupia. Od początku był taki, traktował mnie jak powietrze, albo jak zbędny przedmiot, który najlepiej wyrzucić. Wiecznie mu przeszkadzałam, wiecznie rzucał mi spojrzenia, które mówiły 'idź sobie, na co jeszcze czekasz?'. Już na początku, kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy, zachowywał się jakoś dziwnie, jakbym mu coś zrobiła. A co ja sobie głupia myślałam? To tylko jego męska duma kazała mu pobiec i sprawdzić co się dzieje. Może nie spodziewał się, że to mnie tam ujrzy. A ja już myślałam... miałam nadzieję, że... że się zmienił, że pomógł mi, bo tak kazało mu... serce? Ale nie! On to zrobił, bo jestem kuzynką Nialla, jego przyjaciela, nie mógłby zostawić mnie tam na pastwę tego bandyty. Boże, jaka ze mnie skończona kretynka! Tyle czasu dawałam sobą pomiatać, usuwałam się z drogi, gdy widziałam Zayna, aby tylko się nie zdenerwował. Nagle w głowie usłyszałam głos Danielle: "Nigdy nie zakochuj się w jednym z członków One Direction". Zacisnęłam mocno zęby, choć do oczu napłynęły mi łzy, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z tarasu.
A Zayn stał oparty łokciami o barierkę i wpatrywał się w najdalszy punkt ogrodu. Nagle uderzył pięścią w belkę i ze złości zmierzwił sobie włosy, a potem ukrył twarz w dłoniach.


14 lipca, Londyn, Anglia
Wszyscy siedzieli na kanapie i oglądali komedię "Crazy Stupid Love". Niall dostał właśnie napadu śmiechu i turlał się po podłodze z okrzykiem "vagina! vagina!" To było jego słowo na te wakacje, usłyszał je i tak mu się spodobało, że powtarzał, kiedy mu się nudziło, kiedy był rozbawiony, smutny, głodny. Ogólnie wszyscy jedli popcorn i z zacieszami gapili się w telewizor na scenę, gdzie Jacob podnosi Hannah jak w Dirty Dancing.
-Uuu, czy tylko mi coś to przypomina? -zaśmiał się Louis, wskazując na ekran. Oczywiście wszyscy zrozumieli, że chodzi o grę w kosza, sprzed kilku dni, kiedy Harry i Grace wcielili się w rolę Johnny'ego i Baby. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła śmiechem.
-Ale wasz "taniec" skończył się glebą, a tych tutaj -Liam wskazał na ekran telewizora. -Że tak to ujmę, czymś innym... -powiedział, gdy aktorzy ruszyli właśnie w stronę sypialni.
W tle leciała znana piosenka "The time of my life", którą Liam zaczął od razu nucić.
-Musimy kiedyś nagrać cover -stwierdził, a wszyscy przytaknęli mu. -I've had the time of my life, No I never felt this way before...
-Yes I swear it's the truth -zaśpiewała cicho Grace i tupała nogami do rytmu.
-And I owe it all to you! -wydarli się wszyscy i zaczęli skakać po nowej kanapie, która zdawała się być trochę solidniejsza niż poprzednia.
-Hey, baby -rzucił Harry i z cwaniackim uśmiechem spojrzał na Grace.
-With my body and soul, I want you more than you'll ever know. So we'll just let it go. Don't be afraid to lose control, no -śpiewali wszyscy, a Niall wstał z podłogi i zaczął się kiwać w rytm muzyki. -Yes, I know what's on your mind. When you say...
- "Stay with me tonight"! -krzyknął Harry do Grace, wziął ją na ręce i z głośnym śmiechem ruszył w stronę swojego pokoju.
Niall stanął na oparciu kanapy i krzyknął głośne 'Vagina! Jestem królem świata!'.
-Ej, to nie ten film -poprawił go Lou. -Coś ci się popieprzyło, to jest z Titanica.
Wszyscy śmiali się, połowa popcornu wylądowała na podłodze, co oczywiście bardzo nie podobało się Horanowi. Żeby tak marnować jedzenie... Styles postawił Grace na podłodze i zmierzwił, jak to miał w zwyczaju, swoje loki. Wtedy piosenka się skończyła, a Danielle patrząc na telewizor, powiedziała:
-Mój Boże, jakie ciacho z tego Goslinga...
Zawtórował temu wybuch sprzeciwu i buntu. Liam złapał Dan i za karę wyłaskotał, a Zayn ze śmiechem zdjął koszulkę, na co Niall podszedł do niego i uszczypnął w tors.
-Tak, wszyscy wiemy, że z ciebie też jest ciacho -śmiał się Louis i wszyscy mu zawtórowali.
Nagle rozległo się głośne miauczenie.
* * *
Miał być dłuższy, ale stwierdziłam, że przerwę w tym momencie. Mam nadzieję, że oglądaliście Crazy Stupid Love, o Dirty Dancing nie wspominając ;-) Co myślicie o rozdziale?

sobota, 17 marca 2012

Rozdział 5

 12 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
-Dotknij ją jeszcze raz, to ci odjebię ręce! -usłyszałam jeszcze głos dobiegający z ciemności.
Poczułam, że brutalne ręce puszczają mnie i osunęłam się na ziemię. Spod półprzymkniętych powiek zobaczyłam, że ktoś odciągnął mojego oprawcę za kaptur kurtki i uderzył go w twarz. Dostał tak mocno, że zatoczył się do tyłu, a na wardze pojawiła mu się strużka krwi. Jednak po kilku sekundach doszedł do siebie i ruszył na wysoką postać, której twarzy nie mogłam dostrzec. A że huczało mi w uszach od muzyki i trochę ze strachu, nie rozpoznałam jego głosu. Nagle mój wybawca został uderzony w brzuch i zgiął się w pół.
-Nie! -krzyknęłam, jak głośno tylko mogłam.
Byłam cała obolała, zdenerwowana i przerażona. Tak bardzo chciałam podziękować temu... komuś, ale nie mogłam, bo teraz bił się i mógł zostać ranny. I to wszystko przeze mnie. Spróbowałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie i poczułam ostry ból, musiałam nabić sobie guza. Wtedy zakapturzony chłopak zamachnął się i uderzył przeciwnika w żebra, a ten upadł na kolana. Posypała się wiązanka przekleństw w różnych językach. Inteligentny przestępca, jak miło. Wstał i chyba miał zamiar jeszcze rzucić się z pięściami na mojego obrońcę, ale wtedy promile w jego krwi dały o sobie znać i musiał podeprzeć się o mur.
-Jeszcze się z tobą policzę, skurwielu! -dodał i ruszył chwiejnym krokiem w stronę wejścia do budynku, ale nie zaszedł daleko, bo ktoś go zatrzymał. Zobaczyłam, że zza rogu wychodzi kilka osób, części z nich nigdy nie widziałam, musieli zauważyć bójkę. Ktoś krzyczał "O Mój Boże, co tutaj się stało?", inni podbiegli do mnie i starali się podnieść mnie z ziemi. Wtedy usłyszałam znajomy głos:
-Co tu się, do jasnej cholery, dzieje? -to był lekko wstawiony Louis.
Wtedy wszystko działo się już szybko. Poczułam się taka lekka, to wszystko mnie przerosło. To zbyt dużo, jak na jeden wieczór. Słyszałam, że mój oprawca znowu się awanturuje, bo ktoś trzymał go za ręce i chyba chciał dzwonić na policję. Zobaczyłam jeszcze Danielle, Eleanor i Nialla, którzy pochylali się nade mną. Mój obrońca też się zbliżył.
-Nic ci nie jest? -spytał, klękając obok mnie. Nim zdążyłam ujrzeć jego twarz, oczy zaszły mi mgłą, a w głowie zaczęło pulsować. Ktoś wziął mnie na ręce. A potem nie czułam już nic.

Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...


Znowu śnił mi się 'ten' sen. Ostatnio śnił mi się częściej niż kiedyś. Nie wiedziałam, co oznacza, a już na pewno nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać. Otworzyłam oczy i mrugnęłam kilka razy. Gdzie jestem, co się stało? Rozejrzałam się wokoło - byłam w swoim pokoju. Ale jak się tu dostałam? Ostatnie co pamiętałam to twarz nieznajomego, pochylająca się nade mną. Ruszyłam lekko głową i poczułam tępy ból. To nie był kac, chodź kaca niewątpliwie też miałam. Musiałam  się w coś mocno uderzyć, przytknęłam dłoń do czoła i poczułam bandaż. Ktoś założył mi opatrunek. Co się w ogóle dzieje? Nagle do pokoju ktoś zapukał i wszedł, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Cóż, w tym domu nie ma prywatności. To był Niall, miał bardzo zdenerwowaną minę, był śmiertelnie poważny.
-Co ty sobie myślałaś? -krzyknął na mnie. -Wiesz, co ci się mogło stać?! Jak mogłaś wyjść z imprezy z nieznajomym facetem i to jeszcze takim...
Zganił mnie, jak ojciec córkę. Nie protestowałam. Zasłużyłam na to. Postąpiłam jak jakiś szczeniak, który nie wie, że coś jest niebezpieczne.Wtedy ton jego głosu się zmienił.
-Grace, ja... Mój Boże, gdyby coś ci się stało, nie przeżyłbym tego. Jesteś teraz pod moją opieką, kiedy zobaczyłem, że tam leżysz... -tutaj załamał się i po policzku spłynęła mu łza.
Nie mogłam na to patrzeć. Mógł na mnie krzyczeć, mógł zrobić wszystko, tylko nie to. Szybko usiadłam na łóżku i podeszłam do niego. Przytuliłam się do niego, jak kiedyś, gdy byliśmy jeszcze dziećmi, a uściski rozwiązywały wszystkie problemy. Teraz nie jest już tak łatwo.
-Przepraszam, Niall. Na prawdę, nie wiem co powiedzieć. Dziękuję wam, za to, że tam przyszliście i przepraszam, że przysparzam tyle kłopotów... Ja, nie będę wam więcej przeszkadzać -powiedziałam cicho.
Pod tymi słowami kryło się coś więcej, niż obietnica innego zachowania. Ale Niall od razu zrozumiał o co mi chodzi, znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
-Nie, Grace, nigdzie nie pojedziesz -to nie była prośba, ani nawet stwierdzenie. To był rozkaz. -Jesteś moją rodziną i kocham cię. Nie potrafię sobie wyobrazić przez co wczoraj przeszłaś. Naprawdę nie chciałem robić ci awantury, ale musiałem... Nie zostawię cię samej, Grace.
Kilka słów, a wyryło się w moim sercu już na zawsze i to drukowanymi literami. Spojrzałam na niego i teraz to w moich oczach zalśniły łzy. Mruknęłam bardzo ciche 'dziękuję', ale byłam pewna, że je usłyszał. On zawsze słyszy. Wtedy do pokoju wparowali Harry, Liam, Lou, Eleanor i Danielle. Nie wiem, czy podsłuchiwali, ale nie powiem, że to nie w ich stylu. Dan szybko do mnie podbiegła i objęła ramieniem. Chłopcy narobili sporo hałasu o to, że jakiś 'spedalony idiota' chciał mi coś zrobić. Harry podszedł do mnie i nie zwracając uwagi na to, że jestem w piżamie, przytulił mnie mocno do siebie. Poczułam jego bliskość, ciepło bijące od jego ciała i nareszcie wiedziałam, że jestem już bezpieczna.
-Grace, gdyby coś ci się... gdyby on... -nie mógł wysłowić się Styles, więc tylko spojrzał mi w oczy, a ja kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem.
-Po raz pierwszy palenie Zayna na coś się przydało -powiedział Liam.
Jak to? Nie zrozumiałam, o co mu chodziło.
-W jakim sensie? -zrobiłam zdziwioną minę i spojrzałam na Liama.
-Co w jakim sensie? Zayn wyszedł akurat na papierosa i usłyszał twój krzyk. Gdyby go tam nie było, to mogłoby się stać coś strasznego. Przy okazji nieźle oberwał.
Spojrzałam na twarz Nialla i wszystko do mnie dotarło.
-Zaniósł cię na rękach aż do domu -usłyszałam.

* * *
Ostatnio wpadłam na kilka nowych pomysłów, aż nie wiem, czy wszystkie użyję. Większość z Was stawiała na Zayna i mieliście rację, ale nie bójcie się, Harry jeszcze da o sobie znać ;-) Póki co, piszcie co myślicie o rozdziale. Jest już ponad 500 odsłon ♥

czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 4

12 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Nialla
Nagle pojawiła się na szczycie schodów, a mi jednym słowem, szczęka opadła.
Wyglądała jak wycięta z jakiejś hollywoodzkiej produkcji i to nagrodzonej Oscarem!  Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany ćpun, nie mogłem nawet mrugnąć. Moja mała Grace, wyglądała jak... dorosła. Była ode mnie tylko rok młodsza, ale zawsze traktowałem ją jak małą siostrzyczkę, której trzeba bronić. A teraz moja "mała siostrzyczka" stoi na szczycie schodów i wygląda tak, jakby to ona miała bronić mnie, a nie na odwrót. Miała na sobie obcisłą, krótką "małą czarną", marszczoną na całej długości i bez ramiączek. Do tego dobrała delikatny naszyjnik z napisem Grace i małą, czarną torebkę na łańcuszku. Ale to buty robiły największe wrażenie - ciężkie, czarne, na wysokim obcasie, zdobione ćwiekami i łańcuszkami. Rozpuściła włosy, które spływały jej kaskadą na ramiona. Były trochę podobne do tych Taylor Swift, burza loków na głowie, z tą tylko różnicą, że Grace były brązoworude.
Kątem oka zauważyłem, że reakcja chłopaków była podobna do mojej. Stali z rozdziawionymi ustami i najprawdopodobniej zapomnieli oddychać. Trwało to tak długo, aż Liam zaczął się dławić i Lou musiał przybyć mu z pomocą, poklepując po plecach. Harry zagwizdał i mruknął pod nosem ciche "Baby...". Najwyraźniej jednak Grace nie była świadoma tego, jaką reakcję wywołała i zamiast powoli, schoda po schodzie, niczym gwiazda filmowa, zejść na dół, zbiegła lekkim krokiem i stanęła przed nami.
-To idziemy? -spytała z wielkim uśmiechem na twarzy, rumieńcami na policzkach i święcącymi się oczyma.
No to idziemy, powtórzyłem w myślach.

Z perspektywy Grace
Po drodze dołączyły do nas Danielle i Eleanor, więc całą ósemką weszliśmy do wielkiej, ciemnej, oświetlonej jedynie kolorowymi migającymi lampami, sali. Wszędzie było mnóstwo ludzi, od baru po parkiet. Każde z nas skierowało się w inną stronę, Dan z Liamem i Elle z Louisem zniknęli gdzieś w tłumie, Niall zagadał do jakiejś stojącej obok dziewczyny. Natomiast ja skierowałam się prosto do bufetu, aby zamówić sobie drinka. Po prostu nie potrafię bawić się na sucho, jestem zbyt nieśmiała, a alkohol najlepiej rozwiązuje ten drobny problem. Po chwili podszedł do mnie jakiś wysoki brunet, z którym całkiem przyjemnie się rozmawiało, trochę mnie śmieszył, ale tylko troszeczkę. Miał jakieś takie świdrujące oczy, ale to pewnie dlatego, że był już lekko podchmielony. Zamówił mi kolorowego drinka, potem jeszcze jednego, po następnym straciłam rachubę. Ruszyliśmy na parkiet, gdzie zgubiłam go kilka razy, bo tańczyłam chyba z każdym obecnym na sali po trochu. Wszystko wydawało mi się jakieś nierealne, szare od dymu papierosowego, a w uszach dudniły mi dźwięki muzyki.
Nie byłam pijana, potrafiłam zapanować nad sobą, od zawsze znałam umiar. Po prostu miałam ochotę dobrze się bawić - były przecież wakacje. Tańczyłam z jakimś nudnym chłopakiem, więc odwróciłam się, z nadzieją, że może znajdę kogoś ciekawego. I spojrzałam wprost w oczy Harry'ego. Chwycił mnie w tali, uśmiechnął się i zaczął bujać się w rytm muzyki. Tańczył świetnie, pochylił się nade mną tak, że poczułam jego oddech na skórze. Nagle obraz mi się zamazał, ucichła muzyka... Wszystko rozpłynęło się w ciemność.

Z perspektywy Harry'ego
Grace wspaniale tańczyła. Pochyliłem się nad nią tak, że poczułem jej oddech na skórze. Spojrzałem w jej oczy, a one zrobiły się jakieś ciemne, zamglone. Nim zdążyłem zrozumieć, co się dzieje, zemdlała w moich ramionach. Mój Boże, co się stało? Przecież nie była taka pijana. Chwyciłem ją na ręce i torując sobie drogę przez tłum, dotarłem do osłoniętej kanapy. Położyłem ją delikatnie i próbowałem obudzić. Nagle usłyszałem za sobą głos:
-Co się stało? Co jej jest, do jasnej cholery?! -to krzyczał Niall, podbiegając do nas i klękając przed leżącą na kanapie Grace.
-Nie wiem, tańczyłem z nią i nagle zemdlała -odpowiedziałem, nie mniej zdenerwowany. Martwiłem się o nią, przecież mogło jej się coś stać! Dziewczyna wyglądała jakby spała, choć była nienaturalnie blada.
-Dużo wypiła? -spytał Niall, gorączkowo próbując ocucić Grace.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie wyglądała na pijaną.
Nagle dziewczyna otworzyła oczy i zaraz je zmrużyła, bo oślepił ją blask lampy. Mrugnęła kilka razy i spojrzała na nas. Odetchnąłem z ulgą, gdyby coś jej się stało, to...
-Wszystko dobrze? -spytałem i pomogłem jej usiąść, a Niall podał jej szklankę zimnej wody.
-Tak, już wszystko w porządku -odpowiedziała cicho. -Źle się poczułam, to nic takiego, zaraz mi przejdzie.
Horan jednak dalej patrzył na nią z niepokojem w oczach.
-Może powinniśmy pójść do domu? Tam odpoczniesz -zaproponowałem.
-Nie, serio, nic takiego się nie stało. Mam słabą głowę i tyle -zaśmiała się, próbując nas uspokoić.
Rzeczywiście wyglądała już lepiej, twarz nabrała kolorów, a dłonie nie były takie lodowate. Zdałem sobie sprawę, że przez ten cały czas trzymałem ją za rękę. Uparła się, że już czuje się lepiej. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że jakoś dziwnie zerka na Nialla. Później sprawa poszła w niepamięć, a w każdym razie staraliśmy się o niej zapomnieć, bo Grace uparcie twierdziła, że nic jej nie jest. Wolałem jednak mieć ją na oku.
Wszyscy pili, bawili się, flirtowali, tańczyli. Horan rozmawiał z barmanką, chyba nawet dała mu swój numer telefonu. Ma skubany Irlandczyk ten urok. Tańczyłem z różnymi dziewczynami, niektóre były nawet ciekawe, ale traciły przy bliższym poznaniu, czyli gdy otwierały usta, by coś powiedzieć. Ale najlepiej i tak tańczyło mi się z Grace. W ogóle ta dziewczyna była jakaś inna, niż wszystkie, które znałem do tej pory. Zayna nikt nie widział cały wieczór, ale ten to zawsze ma co robić. Pewnie poznał jakąś seksowną długonogą szatynkę, wiecie co to oznacza. Trudno powiedzieć, kto się najbardziej zlał. Mi strasznie huczało w uszach, jutro będę miał niezłego kaca.

Z perspektywy Grace

Opłukałam twarz wodą i spojrzałam w lustro w clubowej łazience. Wyjęłam z torebki opakowanie tabletek i połknęłam jedną, popijając bieżącą wodą. Pierwszy raz od bardzo dawna zdarzyło mi się zapomnieć. Nie chcę nawet myśleć o tym, co by się mogło stać, gdyby Harry'ego nie było obok... Pewnie pomyślał, że zrobiło mi się słabo od dymu, albo zlałam się w trupa. W sumie to i lepiej, że tak myśli. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i wyszłam z toalety, zatrzaskując za sobą drzwi. Skierowałam się w stronę baru, ale nim zdążyłam zrobić pierwszy krok, poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam znajomą twarz. Tylko skąd ja go znam... Te świdrujące oczy, brązowe włosy - to chłopak, z którym rozmawiałam i tańczyłam kilka godzin temu. Uśmiechnął się do mnie, ale jego oczy były jakieś dziwne. To na pewno to światło, mam jakieś schizy.
-Hej, trochę duszno tutaj. Wyjdziemy na dwór? -spytał i chwycił mnie za rękę.
Rzeczywiście w sali było gorąco, trochę świeżego powietrza dobrze by mi zrobiło. Posłusznie poszłam za nim. Wyszliśmy przed salę, a w uszach cały czas słyszałam to charakterystyczne poimprezowe dudnienie. Nagle chłopak odwrócił się do mnie i zrozumiałam, że popełniłam błąd. Pierwsza zasada na imprezie: nigdy nie wychodź sama z nieznanym mężczyzną. Brawo, Grace, ty pojebana idiotko. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, chłopak zaśmiał się głośno i chwyciwszy mnie za biodra, pociągnął do siebie.
-Zostaw mnie! Puszczaj! -krzyknęłam i rozejrzałam się wokoło w poszukiwaniu pomocy, ale nie znalazłam nikogo. Mój Boże, co teraz...
-Nie wyrywaj się laluniu i lepiej nie krzycz. I tak nikt cię nie usłyszy -powiedział i wzmocnił uścisk. Potem przycisnął swoje usta do mojej szyi, a ja próbowałam go odepchnąć.
-Puść! Nie dotykaj mnie ty obleśny, śmierdzący odjebańcu! Ratunku! -wołałam, histerycznie próbując mu uciec, ale trzymał mnie zbyt mocno. -Słyszy mnie ktoś?!
Nie doczekałam się odpowiedzi.
-Pomocy! Harry, Niall, Lou, Liam, ktokolwiek? Zayn! -spróbowałam jeszcze raz, lecz nikt mnie słyszał. Byłam zupełnie sama i dlaczego? Przez swoją własną głupotę. Teraz przyjdzie mi za to zapłacić. Do cholery, nie pozwolę, żeby mnie zgwałcił...
-Kurwa, powiedziałem ci coś, czy nie? Nie krzycz laluniu, bo będę musiał zrobić ci krzywdę! -wrzasnął, aż poczułam jego śmierdzący piwem i papierosami oddech. Wtedy przybliżył swoją rękę do mojej twarzy, a ja ugryzłam go jak tylko mocno potrafiłam w palec.
-Ty mała dziwko! -krzyknął, ale nie puścił mnie, tylko zamachnął się, jakby chciał uderzyć mnie w twarz. -Odechce ci się takich pomysłów!
Żegnaj Grace, przeleciało mi przez myśl.
-Dotknij ją jeszcze raz, to ci odjebię ręce! -usłyszałam jeszcze głos dobiegający z ciemności.

* * *
Ten rozdział pisałam kilka razy i postawiłam na trochę więcej akcji. Proszę, jeśli czytacie, zostawcie komentarz, bo to dla mnie naprawdę wiele znaczy. Dzięki temu wiem, że mam dla kogo to pisać <3 Jak Wam się podoba? Nowy pewnie jakoś w weekend.

wtorek, 13 marca 2012

Rozdział 3

11 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
-Co się stało, Danielle? -spytałam siedzącej obok dziewczyny.
Znałyśmy się dopiero kilka dni, ale mogłam szczerze nazwać ją swoją przyjaciółką. Próbowała ukryć, że coś ją gryzie, ale zbyt dobrze ją znałam, aby się na to nabrać. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i podciągnęła kolana pod brodę.
-Nie, to nic takiego... Na prawdę, wszystko w porządku.
-Coś nie tak z Liamem? -spytałam, bo było jasne, że coś ukrywa. -Dan, przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
Chwyciłam ją za rękę i czekałam, czy postanowi mi się zwierzyć.
-Bo widzisz... -zaczęła powoli i utkwiła wzrok w jednym punkcie. -Ja już nie daję rady, to jest takie trudne...
-Ale co? Czy Liam coś zrobił? Już ja sobie z nim porozmawiam!
-Nie, nie, to nie Liam -przerwała mi Danielle. -Chodzi o One Direction. A właściwie o fanki. Widzę jaką radość sprawia chłopakom to, co robią. Kochają muzykę i swoich fanów. Nie chcę w żaden sposób w to ingerować, nigdy nie chciałam, ale...
Głos jej zadrżał, a po policzku spłynęła łza. Ukryła twarz w dłoniach, a ja szybko objęłam ją ramieniem. Nie rozumiałam o co jej chodzi, ale nie mogłam bezczynnie patrzeć, jak płacze.
-Nie wiem, co takiego zrobiłam. Liam jest całym moim życiem, co w tym złego? -mówiła coraz szybciej. -Widzę, co niektóre fanki piszą o mnie na twitterze, próbuję nie zwracać na to uwagi, ale nie potrafię. Jedna nawet...nawet...
Tutaj głos Danielle się załamał i dziewczyna wybuchnęła głośnym płaczem. Próbowałam pocieszyć ją, jak tylko mogłam. Dan otarła łzy wierzchem dłoni i powiedziała:
-Jedna nawet życzyła mi śmierci. Nie rozumiem, Grace. Za co one mnie tak nienawidzą?
Spojrzałam w jej zaszklone oczy i zrobiło mi się jej żal. Jak można wypisywać takie brednie? Danielle jest najwspanialszą, najzabawniejszą i najbardziej pomocną osobą, jaką znam. Dlaczego ktoś ocenia ją, nie mając pojęcia, jaka jest naprawdę? Wydawało mi się to po prostu szczeniackie i obrzydliwe.
-Danielle, posłuchaj. Spójrz na mnie -powiedziałam, ściskając jej rękę. -Nie przejmuj się tym, co wypisują jakieś małolaty. Masz ogromne szczęście, jesteś młoda, śliczna i mądra, a sam Liam Payne jest zapatrzony w ciebie jak w obrazek. One są po prostu zazdrosne. Uwierz mi, wiem co mówię. Nigdy nie dopuszczaj do siebie myśli, że one mają rację, słyszysz? Nigdy.
Dan przytuliła mnie i teraz już wiedziałam, że zyskałam przyjaciółkę na dobre i na złe.
-Dziękuję ci, Grace. Nawet nie wiesz, ile twoje słowa dla mnie znaczą -wydukała przez łzy. -Ale, jeśli mogę, dam ci małą radę. Tylko nie zrozum mnie źle, kocham Liama i to się nigdy nie zmieni. Po prostu, dla swojego własnego dobra, póki jeszcze jest czas... nie zakochuj się w żadnym z członków One Direction.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziała. Nie zakochuj się w żadnym z członków One Direction. Liam ma Danielle, Louis Eleanor, a Niall jest moim kuzynem.
Harry i Zayn.


Tego wieczora każdy miał coś do roboty, a jednak wszyscy się nudzili. Niall pilnował lodówki, jakby miała zaraz gdzieś uciec i nie wychodził z kuchni. Lou z wielkim wyszczerzem na twarzy, uszczęśliwiał fanów na twitterze i odpisywał na ich pytania. Liam i Zayn dopracowywali najnowszą piosenkę, która miała być niespodzianką na płycie. Natomiast Grace siedziała na kanapie, z nogami przełożonym nad kolanami Harry'ego i oglądała album ze zdjęciami z dzieciństwa chłopców. Nie  chciała myśleć o tym, co powiedziała jej Danielle. Ukryła to w najdalszym zakamarku świadomości. To nierealne, myślała. Traktują mnie jak kumpelę, kuzynkę Nialla, zresztą jestem odporna na takie rzeczy. Takie rzeczy, czyli...?
-To jest słodkie! Mój Boże, Louie, musiał być z ciebie taki grzeczny bobas -śmiała się Grace i przerzucała kartki albumu, w poszukiwaniu co ciekawszych fotografii. -A to kto?
Dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem i pokazała Harry'emu zdjęcie małego chłopca w butach o kilkanaście numerów za dużych i ogromnym kapeluszu na głowie. Dzieciak był uśmiechnięty od ucha do ucha, miał dołeczki w policzkach i blond czuprynkę. Tulił do siebie rudego kota, a drugi, tym razem czarny zwierzak, leżał pod jego nogami.
-To jest, moja droga, w niewiedzy jeszcze pozostająca, najsłodsze dziecko na świecie, a mianowicie Harold Edward Styles -odpowiedział jej Hazza i pochylił się nad albumem, przybliżając swoją twarz do twarzy Grace.
-No rzeczywiście, jak ja mogłam nie rozpoznać tych arystokratycznych rysów twarzy! Mały pulpecik był z ciebie...
-Słucham? - śmiał się Harry. -Odwołaj to, bo jeśli nie...
-To co? Nic mi nie zrobisz -odpowiedziała dziewczyna z cwaniackim uśmiechem i poruszyła brwiami, przedrzeźniając charakterystyczną minę Stylesa.
-O nie, tego już zbyt wiele! Przeginasz, bezczelu -krzyknął Harry i zaczął łaskotać Grace w nogi, na co ona wyrywała się i śmiała tak histerycznie, że z oczu kapały jej łzy. -Ładne przeproś.
-Nigdy! -wołała i próbowała mu oddać, w konsekwencji czego na małej kanapie rozpoczęła się przepychanka i wojna na zaczepki rodem z Facebooka. Chłopak gilgał Grace po brzuchu, a ona w odpowiedzi ciągnęła go za włosy i groziła, że mu je wyprostuje, jeśli jej nie puści. Nagle, mająca już swoje lata sofa nie wytrzymała naporu i w salonie rozległ się huk trzaskających sprężyn, a siedząca na niej para wylądowała na podłodze z głośnym śmiechem.
-Co tutaj się dzieje? -wrzasnął Niall, zdenerwowany, że przerwano mu "degustację", a raczej pochłanianie swoich ulubionych skrzydełek z kurczaka.
-Nie, żebym cokolwiek sugerował... -zaczął Louis z miną 'teraz powiem jedną z moich słynnych, porażających inteligencją, złotych myśli'. -Ale to już drugi raz, kiedy lądujecie razem na ziemi.
W salonie panował ogólny chaos. Grace i Harry próbowali pozbierać się z podłogi, Niall wrócił do swojego kurczaka, a Liam zastanawiał się, kiedy, uwzględniając ich oczywiście napięty grafik, można by wyskoczyć do sklepu po nową kanapę.
Nikt nie zauważył, że Zayn po cichu wycofał się z pokoju i poszedł na górę, do siebie.


12 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Nialla
IMPREEEZA! Idziemy na imprezę! Wiecie, za co tak lubię imprezy? Po pierwsze, dużo muzyki. Po drugie, dużo przekąsek! Ave, przekąski. Everyday I'm Shufflin! Melanżyk wyczuwam, milordzie! Kiedy Louis rzucił pomysłem, żeby wybrać się do naszego ulubionego klubu za rogiem, odtańczyłem ekscytujący taniec. Ciekawe co odjebiemy tego wieczoru, bo to, że coś odjebiemy to już tradycja. Wszyscy pobiegli na górę, przymierzać się czy coś. Chyba przebiorę t-shirt, a potem przegryzę coś małego. Może by tak cheesburger i płatki czekoladowe, a potem jakieś krakersy z karmelem? Bo tak pić na głodnego, to przecież niezdrowo.
Po półgodzinie, nareszcie chłopcy zaczęli schodzić na dół. Imprezo, nadchodzę.. Ile ta Grace będzie się jeszcze szykować? W sumie, przywykłem do tego, w tym domu 4/5 mieszkańców nie może się nigdy wygrzebać na jakiekolwiek spotkanie. Nagle pojawiła się na szczycie schodów, a mi jednym słowem, szczęka opadła.

* * *
Co do pierwszej części rozdziału, chciałam trochę nawiązać do tego, co ostatnio działo się na twitterze. Jeszcze raz ktoś powie coś złego o Danielle, to wyrwę włosy, wydłubię oczy i rzucę psom! A tak poza tym, to DZIĘKUJĘ bardzo za 300 wejść i Wasze komentarze <3

niedziela, 11 marca 2012

Rozdział 2

8 lipca, Londyn, Anglia

Z perspektywy Grace
Jestem w tym domu wariatów już szósty dzień i w sumie to dziwne, że jeszcze nie trafiłam do szpitala na oddział zamknięty. Ci chłopcy są jak wyciągnięci z dżungli, ale mówiąc szczerze, polubiłam ich. Każdy dzień z nimi wygląda inaczej, nie ma mowy o nudzie. Zauważyłam, że ulubionym pomieszczeniem w tym domu jest kuchnia. To wręcz świątynia i centrum całego domu, a lodówka jest ołtarzem. Zresztą, co ja się dziwię, tutaj nikt nie jest do końca normalny. Harry zazwyczaj chodzi w samych bokserkach, ale zaczynam się już do tego przyzwyczajać. Cieszę się, że mogę spędzić wakacje z Niallem, jak kiedyś, gdy byliśmy jeszcze dziećmi. Zawsze skakaliśmy po drzewach, które przewróciła burza i szukaliśmy skarbów. Potem wracaliśmy do domu z podrapanymi kolanami, za co obrywało nam się od mam, ale który pirat albo szpieg nie ma blizn? Moje dzieciństwo było wspaniałe, do czasu aż... Nie, nie ważne. Poza tym świetnie dogaduję się z Liamem, bo to chyba jedyna osoba w całym tym domu, z którą da się normalnie porozmawiać o w miarę przyziemnych rzeczach. Lou jest wspaniały od mokasynów, aż po czubek włosów. Umówiłam się z nim na zakupy na jutrzejsze popołudnie. Poza tym poznałam też Danielle i Eleanor, to naprawdę miłe i zabawne dziewczyny, tylko trochę dziwi mnie fakt, że z własnej woli chodzą z takimi przypałami. Co ta miłość robi z człowiekiem... I jest jeszcze Zayn, który zachowuje się tak, jakbym odbierała mu tlen, albo stłukła lusterko. Nie wiem co mu zrobiłam, ale odsuwa się ode mnie, jakbym była czymś zarażona. Gdyby nie on, to wakacje w Londynie byłyby całkiem przyjemne. Wysypałam z opakowania dwie tabletki i popijając wodą, połknęłam.

 Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...



9 lipca, Londyn, Anglia
Grace i Louis wrócili do domu po kilkugodzinnych zakupach obładowani paczkami, siatkami i torebkami pełnymi ubrań. Trafił swój na swego. Najdziwniejszą rzeczą jest to, że Grace była jedyną osobą na całym świecie, której Lou pozwolił nosić paski, a to samo w sobie jest już niemałym sukcesem.
-Graaaaaaaaaaaaace, jesteś! -krzyczał wniebowzięty Niall. -Moja kochana, najpiękniejsza, najwspanialsza kuzynko, dla której skoczyłbym w ogień i zrobił wszystko czego byś tylko zapragnęła, zrób coś do jedzenia!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, dziewczyna ruszyła w stronę kuchni, aby przygotować obiad dla sześciu osób składający się z co najmniej dwudziestu porcji, a chłopcy w nagłym i niespodziewanym przypływie męskiego honoru wnieśli zakupy na górę. Grace wyciągnęła z lodówki jajka, bekon, pomidory i ogółem wszystko co nadawało się do spożycia i postawiła na blacie kuchennym. Zaczynała właśnie kroić warzywa, gdy usłyszała za sobą głos:
-Pomóc?
Reakcja Grace była natychmiastowa, zaskoczona dźgnęła się nożem w palec, upuściła deskę do krojenia i z cichym sykiem bólu, spojrzała na stojącego obok Zayna. Chłopak na widok krwi szybko podszedł do dziewczyny, chwycił jej rękę tak, aby mniej ją bolało, gdyż rana była dość głęboka i rzucił szybkie "nie ruszaj się". Drugą ręką otworzył szufladę i wyjął plaster, który rozerwał zębami i spojrzał na Grace z dziwnym wyrazem twarzy. Podniósł jej palec do ust i ostrożnie scałował krew, po czym nałożył mały opatrunek.
-Przepraszam, nie chciałem -powiedział, a w jego głosie zabrzmiał gniew, odwrócił się i wyszedł z kuchni, pozostawiając tam osłupiałą Grace. Stałaby tak pewnie jeszcze całą wieczność i jeden dzień dłużej, ale po chwili do najczęściej używanego pomieszczenia zbiegło się 4/5 zespołu, z głośnymi okrzykami wzburzenia, że są głodni, a obiadu jeszcze nie ma.
-Co tu się stało i dlaczego mój bekonik leży na podłodze?! -wykrzyknął Niall i szybko zaczął zbierać jedzenie z podłogi, z nadzieją, że zarazki miały akurat przerwę w pracy i jakoś nie lubią bekonu.
-Nic, nic, skaleczyłam się. Zaraz będzie jajecznica. Liam, podasz mi patelnię? -wytłumaczyła się Grace i postanowiła zapomnieć o dziwnym zdarzeniu, które miało miejsce kilka chwil wcześniej.


-Hej, mam pomysł. Może zagramy w kosza? -wykrzyknął Harry z wyszczerzem na twarzy i podekscytowany, że wymyślił coś tak genialnego, rzucił się w stronę drzwi do ogrodu.
Wszyscy z entuzjazmem podjęli jego propozycję i wyszli na tyły domu, gdzie lipcowe słońce ostro dawało po oczach, co w sumie było rzadko spotykane w Londynie. Wszyscy podzielili się na dwie grupy: w jednej Liam, Niall i Zayn, a w drugiej Grace, Louis i Hazza.
-Macie Grace, więc damy wam fory! -łaskawie wykrzyknął Liam, na co Niall dostał napadu histerycznego śmiechu i zaczął turlać się po ziemi z okrzykiem "inhalator! potrzebny mi inhalator!".
-Człowieku, ty nigdy nie...nie... -parskał Niall, nie mogąc dokończyć zdania. W końcu nabrał powietrza i po kilku głębokich wdechach i wydechach ogarnął trochę padaczkę.
Gdy tylko zaczęła się gra, wszyscy zrozumieli, co miał na myśli Horan. Grace tak sprawnie manewrowała piłką i choć była niewysoka, trafiała do kosza nawet z dalekiej odległości. Okrzyki "to nie fair!" i "oddaj mi piłkę skurwielico!" można było usłyszeć chyba nawet na ulicy. Udało jej się odebrać piłkę nawet Zaynowi, który do tej pory uważany był za mistrza w tej dziedzinie. W momencie gdy na palcach, jak profesjonalista, odwracała się od niego, ich oczy na moment się spotkały, ale Malik szybko odwrócił wzrok.
-Gdzie ty się nauczyłaś tak grać? -spytał Liam, który zrezygnowany usiadł już pod koszem, nie próbując nawet walczyć o piłkę.
-Jestem z Irlandii -odpowiedziała Grace z chytrym uśmiechem i mrugnęła do Nialla. -My się z tym rodzimy.
Poza tym Harry wymyślił nowy sposób zdobywania punktów, a mianowicie chwytał Grace za biodra i podnosił do góry, a dziewczyna jednym sprawnym ruchem rzucała piłkę prosto do celu. Styles trzymał dziewczynę przy sobie odrobinę zbyt długo niż było to potrzebne, co oczywiście nie uszło niezwykle spostrzegawczym oczom Lou. Z zacieszem, że jest w zwycięskiej drużynie, co w sumie ani w najmniejszym stopniu nie było jego zasługą, przybił piątkę Grace i Harry'emu. Wtedy Styles podniósł kuzynkę Nialla do góry i jednym szybkim ruchem posadził na swoich barkach.
-Zarządzam przerwę! -krzyknął, odchylił głowę do tyłu i uśmiechnął się do dziewczyny, po czym zrobił krok do przodu i potknął się o kamień, a za nim poleciała też Grace i oboje upadli we wdzięcznej pozycji na trawę. Upadkowi zawtórował ogólny wybuch śmiechu i okrzyk Louisa:
-To wyglądało trochę jak scena z Dirty Dancing, kiedy Swayze tak podnosił Baby! Tyle że w filmie nie upadli...
-Ty w ogóle oglądałeś ten film? -zaśmiał się Liam. -Nie wiem, gdzie ty widziałeś taką scenę...
Styles z tą swoją zadowoloną miną spojrzał na Grace i pomógł dziewczynie podnieść się z ziemi, po czym szepnął:
-Więc od dziś mówimy na ciebie Baby.

* * *
No i jak Wam się podoba? Przypominam, że chętni do informowania o nowych rozdziałach mogą podawać swojego tłytera albo gadu w komentarzu. Do napisania! <3

piątek, 9 marca 2012

Rozdział 1

5 lipca, Londyn, Anglia 
Hej, jesteś już na lotnisku? Napisz, kiedy będziesz w drodze ;-) Niall 

W domu, jeśli można tak nazwać miejsce egzystencji piątki nastolatków, przypominające dziką puszczę pełną ubrań, jedzenia i pustych butelek po wszelkiego rodzaju alkoholach, panował istny rozgardiasz. Chłopcy starali się ogarnąć jakoś mieszkanie na przyjazd gościa, lecz zrezygnowali, gdyż na dłuższą metę nie miałoby to żadnego sensu. Za pięć minut wszystko i tak wyglądałoby jak dawniej. Harry postanowił już na wejściu pokazać Grace, kto jest kucharzem w tym domu i zaczął robić swoje popisowe danie - pizzę na gotowym cieście. Żeby sobie dziewczyna nie myślała. Zayn, Niall i Louie nagrywali filmik dla fanów, w którym nie mówili w sumie jak zwykle o niczym konkretnym. Nagle do pokoju wbiegł zdyszany Liam i krzyknął:
-Mój żółw zniknął! Uciekł z akwarium! Nie ma go!
-Więc to się rusza?! -ryknął zdziwiony Horan, jakby usłyszał co najmniej informację o kosmitach na Ziemi.
-Oczywiście, że się rusza, idioto! -Zayn trzepnął go w ucho, a że jest to jedna z najbardziej wrażliwych części ciała Nialla, oddał mu i popchnął na szafę.
Malik uderzył w mebel, który zachwiał się niebezpiecznie i bardziej przez swój wrodzony męski instynkt i upodobanie do wszelkiego rodzaju bójek, niż chęć zemsty, ruszył na blondyna. Niall ze swym jakże wspaniałym refleksem chwycił lusterko Zayna leżące na komodzie i przybrawszy minę szantażysty, ryknął:
-Poddaj się, albo to cudeńko zginie śmiercią tragiczną!
-Nie zrobisz tego Niallu Jamesie Horanie, bo jeśli tak...-i tu zaczęła się nowa fala popychania, przezwisk, szczypania, a nawet gryzienia.
Tymczasem Liam, Louis i Harry, który przyłączył się do poszukiwań, chodzili na kolanach po całym domu i zaglądali w najmniejsze zakamarki.
-Friderick, gdzie jesteś? Odezwij się, jeśli słyszysz! -wołał Lou, święcie przekonany, że żółw zaraz wyjdzie spod kanapy i odpowie: "tu się kurwa, chowam".
Harry szukał w pokojach na piętrze, lecz tam też nie było ani śladu żółwia. Z salonu dochodziły dzikie okrzyki, które wskazywały na to, że Niall i Zayn dalej toczą zaciętą walkę, w sumie nawet nie pamiętając już o co. Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, chwila ciszy, w której winowajca zapewne zastanawiał się, czy jest jakakolwiek szansa na ucieczkę, a potem krzyk Horana:
-To nie ja!
-Gdzie jest ten cholerny żółw? Liam, nie mogłeś sobie kupić kota, nie byłoby takiego problemu? -wołał Styles, który do tej pory znalazł tylko brudne skarpetki i grzebień.
-Nie lubię kotów, łasi się takie pod nogami i denerwuje!
-Powtórz to, a oberwiesz w tę swoją ładną buźkę!
-Patrzcie co znalazłem - moją marchewkę! Wszędzie jej szukałem! -krzyknął uradowany Louis i zaczął tańczyć coś, co prawdopodobnie miało być tańcem szczęścia.
-Ej, co tu tak cuchnie? -spytał Zayn, który miał chwilę przerwy, bo Niall właśnie podnosił się z podłogi.
-Moja pizza! -Harry zrobił wielkie oczy i ruszył w kierunku kuchni, z której wydobywał się czarny dym i okropny zapach spalenizny.
Wszyscy stanęli w progu i dusząc się, łzawiąc i kaszląc, starali się uratować choć trochę obiadu, lecz nie było na to szans. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.

Już jestem na waszej ulicy. Za chwilę będę na miejscu. Grace ; *

 Z perspektywy Grace
Całe szczęście, że kierowca taksówki był na tyle miły i pomógł mi wyjąć z samochodu, a potem doczołgać pod wejście wszystkie te bagaże, bo ani Niall, ani żaden z jego sławnych przyjaciół nie czekał na mnie przed domem. Miłe powitanie, nie ma co. Spojrzałam w górę, na kilkupiętrową willę i przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Masakrycznie wielkie okna, kilka balkonów, chodnik wyłożony kamykami, prowadzący do werandy. Po obu stronach równo przystrzyżona trawa i grządki kwiatów. Z tyłu widać było kilka wysokich drzew, boisko do gry w kosza i.. basen. Umarłam i jestem w niebie.
No cóż, najwyraźniej żaden miły członek One Direction nie zamierzał pomóc mi przy walizkach, ale nie w takich rzeczach radziłam już sobie sama.
-Witaj w Londynie -mruknęłam sama do siebie, zapłaciłam taksówkarzowi i ruszyłam w stronę mojego wakacyjnego domu.



-Spodziewamy się gościa? O Mój Boże, spodziewamy się gościa! -wykrzyknął Louis i nie wiedząc co teraz z sobą zrobić, schował się za ladą kuchenną.
Chłopcy wybiegli z kuchni, zostawiając tam węgiel kształtem przypominający pizzę i rozejrzeli się wokoło. Salon wyglądał jakby przebiegło po nim stado rozhisteryzowanych fanek. Stłuczony wazon leżał na podłodze, nie mówiąc już o rozsypanym jedzeniu pod dywanem, rozerwanych poduszkach, poprzesuwanych meblach, za którymi przecież szukano Firdericka i ogólnym zapachu spalenizny. Na wyścigi, potykając się o siebie i wszystko co leżało na podłodze, dopadli do wejścia. Niall dobiegł jako pierwszy, pociągnął za klamkę i z wielkim zacieszem na twarzy zaczął się wydzierać:
-Grace! Jak ja Cię dawno nie widziałem! Jak Ci podróż minęła? Co słuchać w domu?
Liam, który, tak jak reszta chłopaków, przez w pół zamknięte drzwi nie widział zupełnie nic, oprócz niezwykle zgrabnego tyłka Nialla, powiedział:
-Może daj dziewczynie wejść, zanim zamęczysz ją pytaniami?
Horan zrobił, jak mu kazał Daddy Direction, a wszyscy czterej, których umysły działały zazwyczaj z lekkim opóźnieniem, stali z otwartymi gębami i nie potrafili wydobyć w siebie słowa. Grace, którą wyobrażali sobie jako dziewczynę, która jak przystało na kuzynkę Nialla, po kieszeniach chowała skrzydełka z kurczaka, okazała się zupełnie inna. Długie, kręcone, brązowe włosy spływały jej po plecach prawie do pasa, a gdzieniegdzie prześwitywały rude, prawie pomarańczowe kosmyki. Miała ciemne, czekoladowe oczy i kilka niesfornych piegów na nosie i policzkach. Była osobą raczej średniego wzrostu, ale sprawiała wrażenie bardziej drobnej i filigranowej, niż była w rzeczywistości. Rysy twarzy miała podobne do Nialla, choć bardziej delikatne. Uśmiechnęła się, ukazując słodkie dołeczki w policzkach.
Każdy z chłopaków zareagował inaczej na gościa, obładowanego walizkami i torebkami, w których musiało zmieścić się chyba pół domu. Lou stał oparty o barierkę schodów, z rękami założonymi na piersi i przyglądał się przybyszce wzrokiem sędziego. Ocenił, że nareszcie znalazł kogoś, kto ma podobne wyczucie stylu do niego. Miała na sobie obcisłe marmurki do kostek, wiązane botki, luźny t-shirt z napisem I ♥ NY i długą, czarną marynarkę z podgiętymi rękawami. Stwierdził, że jeśli okaże się miła, to być może nawet podzieli się z nią swoimi marchewkami. Natomiast Harry gapił się na Grace, jakby zobaczył stado kotów i chciał lada moment paść do jej stóp z okrzykiem "wyjdziesz za mnie?!"
-Cześć, jestem Grace... -zaczęła zdezorientowana dziewczyna i rozejrzała się po domu, w poszukiwaniu pomocy. To, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze wyobrażenia. Otworzyła szeroko oczy i przytrzymała się barierki, w przeciwnym razie pewnie by upadła.
Pierwszy opamiętał się Liam, uściskał gościa serdecznie na powitanie i wprowadził do przedpokoju.
-Jestem Harry, ale ty możesz mi mówić "kotku" -przedstawił się Styles z rozbrajającym uśmiechem.
-To jest Lou, to Liam, Harrego już znasz... -powiedział Niall do Grace, wskazując wszystkich mieszkańców po kolei. -A to jest Zayn.
Zayn spojrzał niechętnie na Grace, uścisnął jej rękę i mruknął ciche "witaj", po czym odwrócił się i ruszył schodami na górę. Wszyscy patrzyli na niego jak osłupieli, jednak Niall starał się uratować sytuację.
-On ma czasami takie schizy, nie przejmuj się. Zaraz pokażę Ci pokój, tylko wezmę coś do przegryzienia.
-Ja Ci pokażę, ale wiesz, wystarczy jedno słowo i możesz spać u mnie... -zaproponował Harry i poruszył brwiami, jakby miał już jakieś plany.
Nagle Grace spojrzała w najdalszy kąt pokoju, wskazała tam palcem i ze świadomością, że nic jej już w tym domu nie zdziwi, spytała:
-Macie żółwia?

* * *
Trochę więcej akcji. Pisałam go kilka razy, aż w końcu wydał mi się godny publikowania. Jak Wam się podoba? W następnym już ogółem coś będzie się działo *.* Komentujcie!

czwartek, 8 marca 2012

Prolog

4 lipca, Londyn, Anglia

-Na wakacje przyjedzie tutaj moja kuzynka, Grace - powiedział Niall do czterech nieogarniętych chłopaków, siedzących przy stole i w tempie prawie nadludzkim wpychających w siebie śniadanie.
Wszyscy spojrzeli na niego z zainteresowaniem, które zmieniło się w podejrzliwość, a na koniec ekscytację.
-Ładna chociaż? - spytał Harry, który oczywiście 24 godziny na dobę myśli tylko i wyłącznie o jednym.
-Przecież to kuzynka Nialla, odziedziczyła geny, więc lepiej zróbmy zapasy w lodówce.
-Wypraszam sobie. Zresztą, poznacie ją, to zmienicie zdanie. I.. na czas, kiedy tu będzie.. ogarnijcie się trochę, okej?
Cztery pary oczu wlepiły się w nieszczęsnego Horana, dla którego zostały już tylko 4 kiełbaski, talerz jajecznicy i miska płatków, co jest zdecydowanie zbyt małą porcją dla dojrzewającego chłopaka, który, jak twierdzi, ma nad wyraz pojemny żołądek.
-Taa jasne, będziemy grzeczni jak zawsze - odpowiedział z chytrym uśmiechem Zayn i pod stołem przybił piątkę Harry'emu.
Zapowiadały się ciekawe wakacje.


Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...



Grace Madeline Horan obudziła się zlana zimnym potem. Znowu ten sam sen. Śnił jej się bardzo często, kilka razy w tygodniu, a czasami nawet codziennie. Rozejrzała się dookoła, aby stwierdzić gdzie się znajduje, bo z pewnością nie w swoim pokoju. Samolot. Leciała samolotem z Dublina do Londynu, a stamtąd miała taksówką dojechać do tajnego domu swojego kuzyna Nialla, który dzielił z czwórką przyjaciół: Louisem, Harrym, Zaynem i Liamem, których większość społeczności znała jako One Direction. Grace znała ich tylko z internetu, telewizji i z oczywiście opowiadań Nialla, który stanowczo wyolbrzymiał ich inteligencję i talenty. Tak czy inaczej, to z nimi Grace miała spędzić nadchodzące wakacje, co mogło być całkiem interesującym doświadczeniem. Ciekawe jacy są prywatnie, bez paparazzi i blasku fleszy, pomyślała. Nigdy nie była ich wielką fanką, ale to najprawdopodobniej dlatego, że w ogóle specjalnie nie interesowało ją życie gwiazd. Muszą być wyjątkowi, w końcu Niall nie przyjaźni się z byle kim.
Z tą myślą, oparła głowę na ramieniu i spojrzała przez okno. Dalsza część podróży minęła już szybko.

* * * 
Jak Wam się podoba? Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, to niech poda swojego twittera, albo ewentualnie gadu w komentarzu. Do napisania! <3