środa, 20 czerwca 2012

Epilog

Nie mam nic, co bym mógł Tobie dać. Nie mam sił, by przed Tobą Panie, stać. Puste ręce przynoszę przed Twój w niebie tron. Manną z nieba nakarm duszę mą.

Słońce rzucało złociste promienie na pokryty iskrzącym się śniegiem marmur. W oddali słychać było radosne świergotanie ptaków i szelest wiatru w koronach drzew. Spod białego puchu wystawały pojedyncze źdźbła zielonej trawy, zwiastujące pierwsze oznaki wiosny. Gdzieniegdzie jasną główkę wychylał przebiśnieg, jakby budząc się ze snu i znowu otwierając oczy na piękny świat. Niebo było błękitne, przejrzyste, nie skalała go ani jedna chmurka. Wielki, rozłożysty dąb rzucał cień na dwa marmurowe pomniki -jeden starszy, drugi nowo postawiony. Obsypany był bukietami kolorowych i pachnących kwiatów, wokoło ułożone były uplecione przez dzieci wianuszki i znicze z zapalonymi świeczkami. Ich płomyki drgały leciutko na wietrze. Na prostym nagrobku uwieńczonym krzyżem widniało zdjęcie uśmiechniętej i szczęśliwej dziewczyny. Na głowie miała burzę rudych loków, na nosie niesforne piegi i śmiejące się oczy. Niżej umieszczono starannie wyryty napis:

Grace Madeline Horan
21 lipiec 1994 - 8 sierpień 2012
Żyła osiemnaście lat.
Panie, proszę spraw, aby życie mi nie było obojętne. Abym kochał zawsze to, co piękne. Pozostawił ciepły ślad na czyjejś ręce. Panie, proszę spraw...


Marzec następnego roku, Londyn, Anglia
Chłopcy siedzieli na kanapie w studiu jednego z londyńskich programów. Ich twarze były poważne, spokojne, ale nie smutne. W oczach kryła się tęsknota, jakby jakaś część ich samych zniknęła bezpowrotnie razem z Grace. Od tego czasu minęło już osiem miesięcy. Osiem miesięcy na przyzwyczajenie się do jakiejś pustki, jakiegoś braku radości, do braku tego znajomego śmiechu, tych zadziornych dowcipów, tego humoru i pewności siebie. A jednak żaden czas nie mógł zamazać wspomnień, nawet rok czy dziesięć lat. Nieprawdą jest, że czas leczy rany. On jedynie pozwala zapomnieć o tym, jak bardzo boli.
-Dzisiaj w studiu witamy członków znanego boybandu, One Direction.
Chłopcy uśmiechnęli się szczerze do kamery, przywitali z dziennikarką. Dzisiaj obywała się premiera rozszerzonej wersji ich płyty, nad którą pracowali jeszcze w wakacje. Pod koniec sierpnia zmienili jej tytuł. Teraz brzmiał Up All Night: To be continued....
-Porozmawiajmy o waszej płycie. Może wytłumaczycie, co oznacza jej tytuł, a raczej dopisek? -spytała reporterka, zaglądając w notatki.
Niall wziął głęboki oddech i zaczął mówić:
-Osoba, którą bardzo kochaliśmy i kochamy nadal, a której już z nami nie ma, całe życie kierowała się tym właśnie hasłem. Zawsze wierzyła, że ciąg dalszy nastąpi, że nie jest sama, jeśli wiecie, co mam na myśli. Wytatuowała sobie ten napis, aby zawsze przypominał jej, co jest najważniejsze.
-To be continued... dopisek do naszego tytułu oznacza, że czasami koniec jest nowym początkiem -dopowiedział Zayn.
Od jakiegoś czasu jego ciało zdobił nowy tatuaż. Było ich już sporo, ale każdy był dla niego równie ważny. Tym razem pod sercem wytatuował sobie krótki napis: forever young. Miał on zawsze przypominać mu o Grace, której jedno słowo, jedno spojrzenie niosło za sobą radość i szczęście. Nie cieszył się nią długo, nie to było mu dane. I wcale nie miało być. Zayn zrozumiał dlaczego tak się stało, dlaczego Grace odeszła tak szybko. Miała uświadomić mu, czym w życiu ma się kierować, jak nigdy więcej nie postępować. Te dwa dni spędzone przy jej szpitalnym łóżku, to oczekiwanie na to, co się stanie, nadzieja, że ona jeszcze wyzdrowieje dały mu siłę i wzmocniły wiarę. Grace odeszła, ale jednocześnie zostając na zawsze przy nim. Dziękował jej za to z całego serca.
Pomyślał o teledysku do piosenki, w którym zagrała jeszcze w wakacje. Nagarnie mówiło o kimś, kto chciał zostać na zawsze młody, żyć wiecznie. Jej się to udało. Jej, dziewczynie chorej, której dzieciństwo polegało na nieustannym uważaniu ze względu na chorobę, ciągłym ukrywaniu prawdy. Umarła jako nastolatka i taka pozostanie w sercach i wspomnieniach wszystkich, którzy ją kochali już na zawsze. Będzie żyć tak długo, jak długo inni będą o niej pamiętać. Na zawsze taka sama, uśmiechnięta, wesoła, pełna radości życia, młoda. Po jej śmierci Zayn postanowił sobie coś i dopiął swego. Rzucił palenie, zerwał z nałogiem.
-Jakieś dalsze plany w waszej zespołowej karierze?
-Mamy wiele planów -głos zabrał Harry. -Szykujemy nowy projekt, ale to na razie tajemnica. Teraz musimy trochę odpocząć, ale nie damy o sobie na długo zapomnieć.
-Każdy boyband ma kiedyś swój koniec.
-Nie nasz. One Direction jest wieczne -powiedział poważnie Zayn.
-A życie prywatne? -spytała dziennikarka.
Tym razem odpowiedział Lou. Przez te kilka miesięcy bardzo zmężniał, spoważniał, pozostając jednocześnie tym samym radosnym i cieszącym się chwilą chłopakiem. Nie, nie chłopakiem. Mężczyzną.
-Jesteśmy szczęśliwi, tak jak jest.
Prawdą było, że Louis dalej kochał Eleanor, tak jak Liam Danielle. Również Niall z Devonne i Harry z Sophie tworzyli udane związki. Natomiast Zayn nie myślał na razie o kolejnej miłości, nie szukał dziewczyny, choć wiedział, że kiedyś na pewno taką zajdzie. Ale nic na siłę, do tego potrzeba czasu.
-A malutka Grace?
-Ma się wspaniale -odpowiedział Liam. -Ma urodę po mamusi, ale charakter po mnie, a jej ulubioną zabawką jest Chudy z Toy Story.
-Ma gust -zaśmiał się Niall. Mała Grace, córeczka Liama i Danielle urodziła się zaledwie niecałe dwa miesiące temu, a już podbiła serca wszystkich, szczególnie Horana. Nikt nie miał wątpliwości co do tego, jakie nadać jej imię, wszyscy zgodnie stwierdzili, że Grace Payne brzmi wspaniale. Tylko tak Danielle i Liam mogli podziękować przyjaciółce za to, co dla nich zrobiła. Bez niej prawdopodobnie nie byliby już razem, a małej Grace nie byłoby na świecie.
-Kolejne pytanie kieruję do Zayna. W mediach pojawiły się pogłoski o twoim nowym projekcie?
-To prawda -odpowiedział Malik. -Co prawda z mojej inicjatywy, ale wspólnie z chłopakami otwieramy fundację do walki z cukrzycą. Fundacja będzie funkcjonowała pod hasłem "Never-ending", taki też napis znajdzie się na bransoletkach, które podarujemy wszystkim pacjentom szpitali, dla których będziemy zbierać pieniądze na profesjonalny sprzęt. Będziemy organizować imprezy i koncerty charytatywne nie tylko w Europie, a dochód przekazywać m.in. na pompy insulinowe, lekarstwa oraz inne sprzęty do mierzenia poziomu insuliny i ratowania życia chorych zarówno do użytku prywatnego, jak i dla szpitali.
-Jestem pod wrażeniem -powiedziała dziennikarka, szczerze poruszona. -Na koniec... mogę poprosić o krótki koncert dla publiczności?
Chłopacy zgodzili się i weszli na mini-scenę, wybudowaną specjalnie na potrzeby programu. Zgasły wszystkie światła, a na ekranie za nimi zaczęto wyświetlać pierwsze sceny z teledysku do "Forever Young". Równocześnie zabrzmiały pierwsze dźwięki piosenki.
Let's dance in style, let's dance for a while,
Heaven can wait, we're only watching the skies,
Hoping for the best but expecting the worst,
Are you gonna drop the bomb or not?
Słowa piosenki płynęły prosto z ich serc, można było wyczuć to z ich głosów. Śpiewali piosenkę, która połączyła i jednocześnie podzieliła ich z przyjaciółką. Właściwie śpiewali o niej i dla niej, wkładając w to samych siebie. A na ekranie za nimi po raz ostatni uśmiechała się do nich radosna i szczęśliwa twarz Grace. Na zawsze młoda.

* * *
Nie wierzę, że dotarliśmy do końca! W sumie napisałam 30 rozdziałów, prolog i epilog. Proszę, nie bądźcie na mnie źli, że koniec nastąpił tak szybko, ale to nie miała być Moda na Sukces. Tak więc, chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom, którzy byli ze mną od początku do końca za wsparcie i tym, którzy dołączyli się w trakcie pisania. Dziękuję za te 263 komentarze i 7 tysięcy 696 odwiedzin bloga! Może to nie rekord, ale jakoś tak ciepło na sercu <3 Chciałabym tutaj wymienić kilka osób, ale gdybym się rozpisała, to chyba nigdy bym nie skończyła Wam dziękować, więc wiedzcie, że WAM WSZYSTKIM jestem ogromnie wdzięczna, dzięki Wam napisałam to do końca. Od razu uprzedzam - taka końcówka zamierzona była już od początku pisania, więc nie bądźcie na mnie źli za śmierć Grace, a może jeśli się jej głębiej "przyjrzycie" to zobaczycie, co miałam na myśli i co ta śmierć wniosła do opowiadania...? Mam nadzieję, że nikt nie odebrał tego jako mój kaprys, aby uśmiercić główną bohaterkę, bo tak będzie ciekawiej. Uwierzcie, miałam w tym swój cel i mam nadzieję, że go docenicie. Na koniec chciałabym poprosić wszystkich którzy czytali, a którzy jeszcze nie komentowali, aby pod tym ostatnim już postem pozostawili dla mnie wiadomość o tym, co im się podobało, a co nie. Chciałabym bardzo wiedzieć ilu było czytelników, bo uwierzcie, że każda osoba cieszy mnie jak cholera! A może kiedyś tam zacznę nowe opowiadanie? Mam już na nie pomysł, a raczej przebłyski fabuły, ale zobaczymy. Dam Wam znać, a póki co - dziękuję za wszystko i pozdrawiam serdecznie! ;-) xoxo Magda

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 30

5 sierpnia, francuska Prowansja
Zayn stał na szpitalnym korytarzu i patrzył jak kilku lekarzy wiezie na noszach jego dziewczynę. Dziewczynę, z którą był dokładnie od pięciu dni. Nie zdążył jeszcze nacieszyć się jej obecnością, poczuć szczęścia, płynącego z tego związku, a już ktoś mu ją odebrał. Leżała na noszach śmiertelnie blada, z zaczerwienionymi oczami i sinymi wargami, a lekarze i pielęgniarki biegali wokół niej, przekrzykując się nawzajem. Oczy miała zamknięte, a spod miętowej narzuty wystawała jej biała jak śnieg, delikatna dłoń. Zayn walczył sam ze sobą, aby nie rzucić się do przodu i nie chwycić jej za rękę, w pewien sposób chronić przed wszystkim, co mogło zrobić jej krzywdę. Po chwili nosze Grace zniknęły za pierwszymi drzwiami, a chłopak poczuł nagle straszną samotność, jakby stracił część siebie, a drzwi, które zamknęły się za dziewczyną były murem, oddzielający ją od niego. Chłopak nawet nie zauważył, że wszyscy byli tak samo zdenerwowani i przestraszeni jak on. Przypomniał sobie zamieszanie, jakie panowało w hotelu po zemdleniu Grace. Niall zaczął chaotycznie szukać czegoś w jej bagażach, kazał zadzwonić po karetkę. Wszystko pamiętał jak przez mgłę, jakby ktoś ukradł mu część wspomnień. Rano wszystko było w porządku, Grace była z nim na plaży, kąpali się w lazurowej wodzie basenu Morza Śródziemnego, a wieczorem straciła przytomność. Nic z tego nie rozumiał, tym bardziej, że miał wrażenie, że Devonne i Niall wiedzą coś więcej. Horan nerwowo chodził po korytarzu, co chwilę zerkając w stronę drzwi, gdzie zniknęli lekarze z jego kuzynką. Bił się z myślami, nie wiedział, co robić. Czuł się odpowiedzialny za Grace i choć nie mógł nic poradzić na to, co się stało, miał wrażenie, że Grace leży w szpitalu z jego winy. Już dawno zadzwonił po jej mamę, która spokojnym i zmęczonym głosem powiedziała, że wsiada do pierwszego samolotu z Irlandii do Francji. Od zawsze szanował tę kobietę i współczuł jej. Straciła męża, ale nigdy nadziei. Jej głos w słuchawce brzmiał tak, jakby spodziewała się, że prędzej czy później to usłyszy, co nie oznacza, że nie czuła bólu. Niall spojrzał na przyjaciół. Większość z nich znała ją miesiąc -dokładnie miesiąc temu, 5 lipca Grace przestąpiła próg ich domu w Londynie, a już ukochali ją, jak rodzinę, gotowi oddać dla niej wszystko. Harry siedział z rękami ukrytymi w dłoniach, nie potrafił poukładać sobie wszystkiego w głowie. Sophie siedziała obok niego, cicha i milcząca. Wiedziała, że Harry'ego i Grace łączyło coś prawdziwego, przyjaźń damsko-męska, która zdarza się raz na milion i tylko w wyjątkowych przypadkach potrafi przetrwać. Nie miała mu tego za złe, sama znała dziewczynę od niedawna, ale zdążyła polubić ją za jej szczerość, uśmiech i wesołe usposobienie do wszystkich. Na korytarzu panowała przerażająca cisza, nikt nie miał odwagi odezwać się ani słowem. Nawet zegar wiszący na ścianie tykał jakoś ciszej. Wybijał kolejne minuty, godziny, aż nagle drzwi otworzyły się i wyszedł z nich przyprószony siwizną lekarz. Wszyscy gwałtownie wstali, czekając na słowa, które miały paść.
-Kto jest rodziną pacjentki? -spytał mocnym, pewnym siebie głosem, zupełnie nie pasującym do jego wątłej postury.
-Ja -powiedział Niall drżącym głosem i rzucając spojrzenie przyjaciołom, wszedł do gabinetu razem z doktorem. Kolejne minuty ciągnęły się w nieskończoność. Po jakimś czasie Horan wyszedł z pomieszczeniu, a emocje jakie malowały się na jego twarzy trudno było opisać. Ból, strach, ale też jakaś siła, determinacja i chęć walki o życiową niesprawiedliwość. Sprawiał wrażenie człowieka, który zaraz wybuchnie i wykrzyczy głośno wszystkie krzywdy, wyrzuci z siebie długo tłumioną złość.
-Niall? -zaczął cicho Liam. -Powiedz nam, co jej jest.
-Co jej jest... Jej... ona... -wydukał z siebie niepewnym głosem chłopak. -Prędzej czy później musielibyście się o tym dowiedzieć. Grace od dziecka choruje na cukrzycę. Okazało się, że doszło do powikłania, czyli kwasicy ketonowej. Zapadła w śpiączkę cukrzycową. Może się nie obudzić.

***
6 sierpnia, francuska Prowansja
-Grace, moja mała Grace... -mama dziewczyny głaskała córkę po włosach, cały czas powtarzając jej imię. Opiekowała się nią całe życie, wiedziała, że ta chwila kiedyś nadejdzie, choć cały czas w sercu kryła nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Codziennie klękała przy łóżku i obracając w spracowanych i zmęczonych dłoniach paciorki różańca, modliła się do Matki Bożej o uzdrowienie córki. Cukrzyca nie była chorobą śmiertelną w większości przypadkach, ale kwasica ketonowa już tak. Patrzyła na bladą twarz córki, która choć dorosła, była dla niej wciąż tą samą małą dziewczynką, która biegała po lasach i wracała całą w siniakach i z zadrapaniami na nogach. Była zawsze pełna życia, energii, humoru, trudno było uwierzyć, że jest chora i każdego dnia budzi się z myślą, że być może to jej ostatni poranek. Nigdy nie dała przygnieść się chorobie, cały czas mocno wierzyła, że nigdy nie wolno się poddawać. Była... Andie Horan zdała sobie sprawę, że myśli o córce w czasie przeszłym i nagle poczuła straszny ból w sercu. Była kobietą silną, przetrwała śmieć męża i psychiczne wycieńczenie jej rodziny przez adwokata, pana Richardsa, ojca Denise. Ale jej siła też miała swój kres, który właśnie nadszedł. Wydała z siebie cichy szloch, a po jej lekko już pomarszczonej twarzy spłynęły pierwsze łzy wyczerpania. 

***
-Panie, proszę spraw, aby życie mi nie było obojętne. Abym kochał zawsze to, co piękne. Pozostawił  ciepły ślad na czyjejś ręce. Panie, proszę spraw...
Devonne zmieniła Harry'ego przy łóżku Grace. Od wczoraj cały czas ktoś siedział przy niej, nikt nie chciał zostawić jej samej choć na kilka minut. Oddychała równo, rytmicznie, jak ktoś, kto zapadł w głęboki sen. Jej oczy były podkrążone, usta sine, twarz biała jak śnieg. W sali ciszę przerywał tylko dźwięk mierzenia akcji jej serca. Ciekawe, co jej się śni, pomyślała Devonne, gładząc dłoń przyjaciółki. Cicho nuciła jedną z pieśni, które Grace często wygrywała na pianinie. Panie, proszę spraw..., powtarzała w myślach. Przypominała sobie wszystko, co przeżyła razem z przyjaciółką, wszystkie zabawy, kiedy były jeszcze małe, pierwsze randki, zawody i powodzenia lub niepowodzenia w szkole. Zawsze pomagały sobie i wspierały w trudnych chwilach, były sobie podporą. Deovnne kochała Grace całym sercem, myśl, że może jej zabraknąć była dla niej bardzo trudna. Nagle Grace zamrugała. Dziewczynie wydawało się, że to tylko przeewidzenie, ale po ułamku sekundy dłoń przyjaciółki poruszyła się.
-Hej! Boże, oh Boże, co się dzieje? -zawołała zdenerwowana. -Zawołajcie pielęgniarkę, lekarza, kogokolwiek! Grace się budzi!
Momentalnie do sali wbiegli wszyscy z wielkim hukiem i hałasem. Pielęgniarka nie mogła uwierzyć własnym oczom, widząc Grace wpatrującą się niemo w przyjaciół. Wybudzenia ze śpiączek cukrzycowych zdarzają się niezmiernie rzadko i mogą oznaczać udane leczenie lub... wstrząs przedśmiertelny, czyli chwilowe wybudzenie chorego ze śpiączki. Szybko podała pacjentce lekarstwo, zmierzyła jej ciśnienie, poziom insuliny i temperaturę.
-Grace... -Zayn ukląkł przy dziewczynie, kryjąc twarz w zagłębieniu jej szyi.
Nikt nie potrafił wydobyć z siebie słowa.
-Mama? -powiedziała Grace cieniutkim i ledwo słyszalnym głosem.
-Kochanie. Moje kochanie... -Andie Horan podbiegła do córki i złapała ją za rękę.
-Wy wszyscy tu jesteście...
-Oczywiście, że jesteśmy. Nie zostawimy cię -powiedział Lou całkowicie poważnie. Zazwyczaj żartował, umilał wszystkim czas, ale teraz przejął się wiadomością o chorobie przyjaciółki i przez cały czas myślał tylko o jej wyzdrowieniu.
Na twarzy Grace pojawił się uśmiech. Jej spojrzenie wędrowało po wszystkich zebranych.
-Niedługo wrócę do domu -powiedziała pewnym siebie głosem, cały czas z uśmiechem na ustach.
-Jeszcze nie teraz, kochanie... -szepnął Zayn. -Czeka cię leczenie, jakiś czas jeszcze zostaniesz w szpitalu.
-Nie -przerwała mu spokojnie. -Ja naprawdę wracam do domu.
Po czym zamknęła oczy i zaczęła oddychać miarowo. Wszystkim tkwiły w sercach jej słowa "ja naprawdę wracam do domu". Do domu... A dom dla Grace oznacza... Nagle w sali rozległo się ciche, jakby niepewne pukanie do drzwi. Grace otworzyła gwałtownie oczy, gdy w progu ukazała się postać Denise.
-Dzień dobry, ja... przeszkadzam? -powiedziała sucho. Różniła się znacznie od dziewczyny, jaką zapamiętali. Długie, jasne włosy zaplotła w warkocz, na sobie miała prosty sweterek i dżinsy. Zniknęły gdzieś krótkie sukienki i wysokie obcasy. Mieli przed sobą zupełnie inną dziewczynę.
-Ja... dowiedziałam się o tym, co się stało. 
-Skąd? -spytał zdziwiony Harry.
-W mediach wszyscy o tym mówią, jesteście osobami publicznymi.
Chłopcy całkowicie zapomnieli o dziennikarzach i mediach. Nie myśleli o zamieszaniu, jakie musiało panować, kiedy świat dowiedział się, że przyjaciółka One Direction trafiła do szpitala. Ciekawe jaką bajkę wymyślili tym razem? pomyślał Styles. "Dziewczyna Zayna Malika prawdopodobnie przedawkowała leki, zażyła silne narkotyki, pocięła się do nieprzytomności", widział już takie nagłówki gazet w swojej wyobraźni. Ale nie to było teraz ważne.
-Postanowiłam, że przyjadę. Jeśli każecie mi wyjść to trudno -powiedziała i stanęła w miejscu, jakby czekając na ich słowa. Jak gladiator czekający na decyzję cezara, który miał unieść palec ku górze, tym samym uznając go za zwycięzcę, lub na dół -skazując na śmierć.
-Zostań -usłyszeli cichy głos Grace i spojrzeli w jej stronę, a po chwili powtórzyła. -Zostań.
-Grace, ja... Wiem, że zrobiłam coś strasznego. Zayna też chciałam przeprosić za moje zachowanie, ale to ty... teraz... Gdyby nie ja, pewnie nie trafiłabyś wtedy w łapy tych narkomanów i nie stałoby ci się nic złego. Od zawsze cię krzywdzę... Mój tata zrobił coś, czego wybaczyć nie można... Chciałam przeprosić cię za siebie i za niego. Proszę, wybacz mi -Denise zakończyła swój monolog i spojrzała na czubki butów.
-Wybaczam -powiedziała spokojnie i bardzo cicho, zmęczonym, jakby bezbarwnym głosem. 
-Codziennie modliłam się, żebyś wybaczyła mi i tacie. Ja wiem, że zrobił źle...
-Doprowadził ojca Grace do śmierci. To było nieludzkie!
Grace zacisnęła zęby i powiedziała poważnie i głośno:
-Człowiek nigdy nie jest bardziej człowiekiem, niż kiedy klęczy przed Bogiem -po czym znowu zamknęła oczy, a nikt nie potrafił wypowiedzieć choć słowa. 
Ona, zwykła dziewczyna z małego irlandzkiego miasteczka, nader wszystko kochająca życie i skrzywdzona przez los wiele razy potrafiła jednym słowem wybaczyć wszystko złe, co spotkało ją ze strony rodziny Denise. Miała dopiero osiemnaście lat, a Bóg zesłał na nią chorobę, która zniszczyła jej dzieciństwo. Ale to nie zniszczyło jej wiary, lecz ją wzmocniło. Człowiek nigdy nie jest bardziej człowiekiem, niż kiedy klęczy przed Bogiem, wszyscy obecni zapamiętali te słowa na długo.
Nagle zmienił się dźwięk na aparacie mierzącym pracę serca dziewczyny. Pielęgniarka od razu skoczyła do pacjentki, przyłożyła dłoń do jej czoła i zaczęła mierzyć poziom insuliny.
-O co chodzi? Co się dzieje? -przestraszyła się Eleanor.
-Co się dzieje, do cholery?! -Zayn trzymał rękę Grace, jakby nigdy nie chciał jej puścić.
-Proszę nie krzyczeć -powiedziała lekarka. -To było tylko chwilowe wybudzenie ze śpiączki.
-Jak to? Co to znaczy?
-To znaczy, że pacjentka znowu zapadła w śpiączkę cukrzycową. Nie jestem tutaj po to, by kogokolwiek pozbawiać nadziei, ale szanse na wybudzenie się z niej zdarzają się rzadko. Prawie nigdy.

Z perspektywy Grace, wcześniej
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że także w ciężkiej chorobie tkwi dobro. Kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę.* Już wiem, co oznaczał mój sen, który powtarzał się od kiedy skończyłam siedem lat. Bałam się go, ale w pewnym stopniu bez niego czułabym się dziwnie. Był częścią mnie, podświadomie wyrażałam w nim, to co czułam. Teraz wszystko stało się jasne, jakby ktoś podał mi odpowiedź na tacy. Wertowanie pustej, niezapisanej książki oznacza poszukiwanie czegoś. Szukanie miłości, przyjaźni, zaufania. Od zawsze chciałam mieć kogoś, kto kochałby mnie za to, jaka jestem. Desperacko wertowałam tę białą książkę, ale było tu szukanie ślepe, w ciemno, bo każda kolejna strona była tak samo niezapisana, jak poprzednia. Bo miłości nie można znaleźć tak z dnia na dzień, ona nie pojawia się nagle, lecz kształtuje całe nasze życie. Koń oznaczał moją pasję. Mam to szczęście, że mogę robić to, co kocham, czyli jeździć konno i grać na pianinie. Niektórym nigdy nie było to dane, nigdy nie mieli szansy spełnić swoich marzeń. Ja miałam. We śnie biegłam zielonymi polami Irlandii, koń pędził i nie mogłam go zatrzymać. To oznacza ucieczkę. Ucieczkę przed wszystkim, czego się boję. Przed chorobą, zdradą, smutkiem, bólem. Ale od tego nie da się uciec, bo życie nie składa się tylko z samych powodzeń, czasami trzeba pogodzić się z losem. A deszcz to choroba, z którą zmagam się od dziecka. Z jednej strony nikt nie lubi deszczu, ale z drugiej czasami tylko on daje orzeźwienie i wytchnienie. Choroba też jest pewnego rodzaju wytchnieniem. Wytchnieniem od życia. Teraz to rozumiem.

7 sierpnia, francuska Prowansja
Zayn siedział w sali Grace, delikatnie głaskał jej dłoń. Dane mu było usłyszeć jeszcze raz jej głos, jeszcze raz zobaczyć błysk w jej oku i uśmiech na ustach. Ale na jak długo? Tak trudno rozstać się z osobą, którą się kocha, tym bardziej, że nie miało się nawet czasu dobrze jej poznać, pomyślał. Tyle jeszcze chciał jej powiedzieć, w tak wiele miejsc zabrać, tak wiele marzeń spełnić. Kochał ją nader wszystko, ale wiedział, że gdyby dane mu było spędzić z nią więcej czasu, mógłby kochać ją jeszcze bardziej. Była tak blada, delikatna, krucha, gdy tak leżała w szpitalu. Trudno było poznać, że to ta sama dziewczyna, która grała z nimi w kosza miesiąc temu w Londynie. Ta sama, która bawiła się na swojej imprezie urodzinowej. Ta sama, z którą mógł rozmawiać godzinami o wszystkim i o niczym. Chciał ją przytulić, potrząsnąć nią i obudzić z tego cholernego snu. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Bóg właśnie na nią zesłał tę chorobę? W czym zawiniła? Jest taka miła, pomocna, kochająca, modli się codziennie, więc czemu ona? Jest na świecie tylu zbrodniarzy, złodziei, morderców, oszustów, a taki los dosięgnął właśnie ją. Wiedział, że nie powinien tak myśleć, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Ona wierzy w swojego Boga, ja wierzę w swojego, pomyślał. Ale czy to nie jeden i ten sam? Skoro Bóg jest jeden, to nieważne jak go nazywamy. Możemy modlić się do Allaha, Jahwe, czy nazywać go Ojcem, ale to niczego nie zmienia. Taka jest prawda. Ludzie kłócą się o słuszność wyznaniową, lecz nie zdają sobie sprawy, jak bliskie sobie są te religie. Zayn nigdy nie podważał wiary chrześcijańskiej, był muzułmaninem i właśnie w takiej wierze został wychowany. Szanował poglądy wszystkich, a w zamian oczekiwał by inni szanowali jego.
Spojrzał na szczupłą twarz Grace, tak ukochaną. Była kilkadziesiąt centymetrów od niego, a jednak tak daleko, jakby w innym świecie. Przez całą noc nie zmrużył oka, czule głaskał ją po włosach, wsłuchując się w jej miarowy i spokojny oddech, po to, by wraz z porannymi promieniami słońca padającymi na jej twarz, usłyszeć dźwięk w szpitalnym aparacie.
Zatrzymanie akcji serca.

* * *
Omg, boję się Waszych opinii. Okej, komentujcie, znowu jeden z dłuższych rozdziałów ;-)

*cytat Lwa Tołstoja

sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 29

1 sierpnia, francuska Prowansja

Z perspektywy Grace
-Bo cię kocham do cholery! -usłyszałam słowa Zayna i zakręciło mi się w głowie. On naprawdę to powiedział? Wpatrywałam się w niego, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Sam był chyba równie zaskoczony tymi słowami, co ja.
-C-co?
-Kocham cię, Grace -powtórzył, a mnie zalała fala gorąca. -Nie potrafiłem ci tego powiedzieć, więc zachowywałem się jak skończony kretyn.
-Powtórz to.
-Kocham cię.
-Jeszcze raz.
-Kocham cię teraz, od zawsze i na zawsze. Za twój uśmiech, twoje oczy, twoje piegi i dołeczki w policzkach -podszedł bliżej i chwycił moją twarz w swoje dłonie. -Za twój akcent, bojowy charakter, czułe serce i za to, że mi jeszcze nie dałaś w twarz.
Zaśmiałam się i spojrzałam na niego. Włosy miał zmierzwione, oczy błyszczące, szczere. Uśmiechał się figlarnie, w ten sposób, na widok którego mdlały miliony fanek na całym świecie. Nie wiem dlaczego, ale nagle zachciało mi się płakać. Po prostu łzy napłynęły mi do oczu i choć desperacko starałam się je zatrzymać, spłynęły mi po policzkach.
-Co się stało? Powiedziałem coś nie tak? -spytał Zayn, ocierając moją twarz.
-Nie -odpowiedziałam przez łzy i uśmiechnęłam się. -Wszystko w porządku.
-Wiem, że wszystko spieprzyłem -powiedział  i pocałował mnie delikatnie w usta, wplatając palce w moje włosy. Przyciągnęłam go do siebie bliżej i oddałam pocałunek.
Dzień był upalny i słoneczny, a powietrze zdawało się być jeszcze gęstsze.
-Panie Malik, to miejsce publiczne -zaśmiałam się i klepnęłam do w ramię.
Złożył pocałunek na mojej szyi, a potem na płatku ucha i odpowiedział:
-Nic mnie to nie obchodzi, panno Malik.
Po czym poczułam, że łapie mnie za plecy i w zgięciu kolan, bierze na ręce, a potem biegnie po złotym piasku plaży w stronę hotelu.
-Nie pamięta pani może na czym ostatnio skończyliśmy?
-Hmm -powiedziałam, udając zastanowienie. -Chyba będę musiała sobie przypomnieć.

Nie zdążyłam nawet przyjrzeć się mijanym widokom. Koń biegł tak szybko, jakby gonił go sam diabeł. Wiatr rozwiewał mi włosy pod toczkiem i wiał w oczy tak, że zaczęły łzawić, w konsekwencji czego, przestałam widzieć cokolwiek na swojej drodze. Było mi przeraźliwie zimno. W desperacji mocno ściskałam wodze, lecz koń nie zwalniał.
Kończy się czas.
Niebo zachmurzyło się, co było oznaką nadchodzącego deszczu. Mijałam kolejne pola, lasy i dolinki zielonej Irlandii, lecz nie miałam czasu dokładnie im się przyjrzeć i stwierdzić, gdzie jestem. Koń i jeździec powinni być jednością, stać się jedną istotą, dopełniać się. Lecz ja nie potrafiłam zapanować na zwierzęciem. Nogi, w obcisłych bryczesach, bolały mnie już od długiej jazdy. Na skórze poczułam pierwsze kropelki deszczu.
Kończy się czas.
Nagle sceneria się zmieniła, zniknął koń i piękny krajobraz Irlandii. Szybko wertowałam książkę, która była całkowicie pusta, niezapisana. Każda strona była biała jak śnieg. Przerzucałam kartki coraz szybciej, z nadzieją, że na następnej znajdę choć jedno słowo. Jakąkolwiek podpowiedź. Lecz nie znalazłam nic.
Kończy się czas...

Znowu zmiana scenerii. Wiał chłodny wiatr, smagał twarz i rozwiewał włosy. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Chmury zaścieliły niebo czarnym dywanem, zwiastującym nieszczęście. Nad rzeką, w zacienionym miejscu pod wielkim dębem stała grupa ludzi. Wszyscy byli ubrani na czarno. W powietrzu unosiły się głosy pieśni: "W ręce Twe, Panie, składam ducha mego..." Czterech silnych mężczyzn umieściło trumnę w wykopanym dole, posypały się garści piasku, a potem czerwone jak krew róże. Nad grobem stała drobna kobieta, w ręku ściskała jedwabną chusteczkę, a twarz zasłoniła czarną woalką. Z jej oczu płynęły łzy, nie próbowała ich zatrzymać. Patrzyła w dół, na zimną ziemię i żegnała swojego męża.
Wśród zebranych brakowało jednak jednej osoby. Dziewięcioletnia dziewczynka, w podartych ogrodniczkach, brudna od piasku, podrapana na kolanach, łokciach i twarzy stała schowana w lesie, w cieniu drzew i patrzyła na wszystko pustym wzrokiem. Nie płakała. Z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była blada i jakby zrobiona z marmuru. Dziewczynka podpierała się o brzozę, a wiatr rozwiewał jej potargane rude włoski. Nikt nie rozumiał, że zawalił jej się cały świat. Wszyscy płakali, wszyscy nosili żałobę, ubierali się na czarno, modlili, ale nikt nie cierpiał tak jak ona. 


3 sierpnia, francuska Prowansja
Wszyscy siedzieli w salonie i oglądali film katastroficzny. Niall z Devonne, Louis z Eleanor, Liam z Danielle i Zayn z Grace. Brakowało jedynie Harry'ego oraz Sophie, którzy byli akurat na spacerze po ulicach Nicei. Nagle rozległo się głośne trzaśnięcie drzwiami.
-Harry? -zawołała Grace, lecz nie doczekała się odpowiedzi Stylesa.
Nagle pojawił się w drzwiach salonu, z groźną miną i zaciśniętymi pięściami. Włosy miał zmierzwione, w nieładzie, policzki zaczerwienione ze złości i oczy jakieś smutne, zrozpaczone, jakby szukające pomocy. Zacisnął wargi, chwycił pierwszy wazon z kwiatami, który stał na stoliku i rzucił go na podłogę, rozlewając wodę i tłukąc z trzaskiem delikatną porcelanę.
-Co się stało?! Co ty robisz? -krzyknął Liam i podbiegł do Harry'ego, ale ten tylko go odepchnął i spojrzał na wszystkich, którzy z oniemiałymi minami siedzieli na kanapie.
-Wy nic nie rozumiecie!
-Harry, ty piłeś? -spytał Lou spokojnie.
-Nieważne! Co to w ogóle ma za sens... Ja się starałem, starałem się, prawda?! -krzyknął do Liama, który stał najbliżej i chwycił go za kołnierz koszuli. -Robiłem wszystko, żeby było dobrze, a ona...
-Ona co?
-Zerwała ze mną! Powiedziała, że "dla mojego dobra"... Mam w dupie taką dobroć!
Po czym rzucił się do drzwi wyjściowych i zbiegł schodami do hotelowego bufetu.
***
-Co ty tu robisz do cholery? Nie chcę z nikim rozmawiać, nie rozumiesz? -syknął Harry, opróżniając kolejny kieliszek alkoholu. Na ladzie stało już kilka pustych szklanek.
-Nie widzisz, co robię? Staram się ci pomóc, zanim zrobisz coś głupiego! -powiedział Zayn i usiadł na krześle obok przyjaciela. -Wiesz, ile razy się upijałem, kiedy widziałem ciebie z Grace?
-Mnie z Grace...? Ty... wy... jeszcze jeden do cholery! -krzyknął do kelnera.
-Zostaw to świństwo, mówię do ciebie! Zobacz, jak ty wyglądasz. Wstań i porozmawiaj z nią, jak człowiek z człowiekiem, a nie siedzisz tu i rozpaczasz nad swoim ciężkim życiem!
-Po co mam do niej iść? Żeby mi znowu powiedziała, że nie chce ze mną być?
-Tak powiedziała?
-Taa... i dała mi jeszcze to -Styles wyjął z kieszeni zwiniętą, pogniecioną gazetę i rzucił na blat. 
-Co to jest? 
-Mnie się pytasz? Nic mnie to nie obchodzi, nawet tego nie czytałem.
-Ty skończony idioto! Musiała mieć chyba jakiś powód, żeby ci to dać.
-Daj mi spokój, człowieku -syknął Harry i wypił kolejny kieliszek ostrego napoju.
-Ja nie wiem, gdzie ty człowieku masz rozum -powiedział Malik i rozłożył kolorowe plotkarskie czasopismo.
To, co zobaczył na pierwszej stronie wprawiło go w osłupienie.
-Czytaj to, ale szybko, bo jak nie, to sam do niej pójdę, idioto!
-Co się na mnie drzesz, nie jesteś moją mamą!
-Zamknij się, debilu. Czytaj.
Harry nie miał już siły kłócić się z Zaynem, ani obrażać się na niego za te wyzwiska, tym bardziej, że stracił już poczucie grawitacji i urywał mu się obraz. Zmrużył oczy, chwycił gazetę i zaczął czytać tekst. Wpatrywał się niemo w nagłówek, nie mogąc wypowiedzieć słowa. Na stronie czasopisma widniały słowa:

"Harry Styles opiekunką dla inwalidki!
Przystojny piosenkarz, członek brytyjsko-irlandzkiego zespołu One Direction - Harry Styles był widziany kilka dni temu, spacerując po słonecznych ulicach Lazurowego Wybrzeża, we Francji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jego towarzyszka. Harry znany jest z tego, że lubi obecność pięknych kobiet, często dużo od niego starszych. Tym razem jednak gwiazdor pchał wózek inwalidzki pewnej francuskiej blondynki. Dziewczyna nie jest znana, wiadomo o niej jedynie tyle, że została sparaliżowana po wypadku samochodowym. Czyżby Harry zakochał się w niej i postanowił zrezygnować z zespołu, na rzecz opieki nad nią? A może dziewczyna spotyka się z nim dla sławy i pieniędzy, które jak wiadomo są bardzo potrzebne w jej sytuacji? Mamy tylko nadzieję, że Harry nie poświęci swojej rozkwitającej kariery dla dziewczyny. Tak czy inaczej oboje wyglądali na szczęśliwych..."

-Cholera! -krzyknął Styles i rzucił gazetę na podłogę. -Cholera, cholera! I co ja mam teraz zrobić?! Muszę do niej biec, przeprosić, wytłumaczyć...
-Ale chyba nie w tym stanie, kretynie! -Zayn zatrzymał go i przytrzymał za ramiona, aby nie upadł, bo Styles zatoczył się gwałtownie. -Pójdziesz jutro rano, jak otrzeźwiejesz. Będziesz miał niezłego kaca, ale przynajmniej nie zrobisz z siebie pijaka i kompletnego debila. Stój, jak mówię do ciebie! Chodź, przytrzymaj się mnie, zaprowadzę cię do pokoju.
-A jak ona mi nie wybaczy? Powiedziała, że nie chce być dla mnie ciężarem... a ja, głupi nie rozumiałem, o co jej chodzi!
-Wybaczy, tylko się trochę ogarnij i wytrzeźwiej.
Harry stanął, podpierając się o bark Zayna i spojrzał w oczy przyjaciela. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo widział wszystko we mgle i w dodatku potrójnie.
-Dziękuję, Z-z-z-ayn -powiedział i poklepał go po ramieniu.
-Nie ma sprawy -odpowiedział Malik i rozpoczął ciężką wędrówkę po schodach, ciągnąc za sobą zwłoki przyjaciela.

4 sierpnia, francuska Prowansja
-Sophie, chyba nie wierzysz w to, co wypisywała ta gazeta?
Dziewczyna patrzyła smutnym wzrokiem na Harry'ego. Błękitne oczy szkliły jej się w blasku słońca.
-Naprawdę chciałabym. Harry... ja nie chcę, żebyś przeze mnie stracił jakąkolwiek szansę w swojej karierze, albo rozstał się z zespołem. Wiem, że nie jestem... jak inne dziewczyny i przepraszam...
-Nie masz mnie za co przepraszać! -Harry ukląkł przy wózku Sophie i chwycił mocno jej delikatne dłonie, składając na nich pocałunek. -Nigdy tak nie myśl, rozumiesz? Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało i żadna pieprzona gazeta nie będzie wypisywała takich bzdur o tobie! Nie znają cię, dlatego to napisali, chcieli mieć materiał na okładkę, oni sycą się plotkami wyssanymi z palca, uwielbiają niszczyć innym życie.
-Ale mieli trochę racji. Nie chcę, żebyś musiał ciągle się mną opiekować, masz inne sprawy na głowie. Trasę, zespół, fanów...
-Nasi prawdziwi fani pokochają cię, bo sprawiasz, że jestem szczęśliwy. Chciałbym, abyś ty też była szczęśliwa. Nie bój się -spojrzał jej w oczy, błagając, by ujrzeć w nich zgodę. -Kiedy dopiero zaczynaliśmy naszą przygodę z zespołem, wypisywano o nas różne brednie. Pisano, że zależy nam tylko na kasie, że nie umiemy śpiewać, że kopiujemy Justina Bierbera, o mnie mówiono, że olewam zespół i zaczynam karierę solową. Wszystkich nas nie raz obsmarowano z błotem. Ale ważne jest, aby nie przejmować się tym, co mówią, tylko iść dalej i robić swoje.
-Nie chcę być ciężarem... -powtórzyła Sophie cicho.
-Nie jesteś i nigdy nie będziesz. Sophie, jeśli chcesz być moją dziewczyną, siłą rzeczy musisz przyzwyczaić się do plotek i zmyślonych informacji na swój temat. Tak samo Danielle, Eleanor, Devonne czy Grace.
-Ale ja...
-Nie, ty w niczym się od nich nie różnisz. Jesteś najwspanialszą dziewczyną, jaką poznałem i nie oddam cię nikomu, chyba że sama będziesz chciała odejść. Jesteś silna i ja to wiem, byle artykuł nie może cię zniszczyć. Powiedz mi, Sophie... Jeśli wolisz się wycofać, powiedz słowo i odejdę.
Nastała chwila ciszy. Słychać było każdy szmer. Serce Harry'ego biło głośno, jakby miało za chwilę wyskoczyć mu z piersi.
-Dobrze.
Chłopak odetchnął z ulgą i ukrył twarz w narzutce na nogach Sophie.
-Dzięki Bogu -ponownie złożył pocałunek na wewnętrznej stronie dłoni dziewczyny. -Mam dla ciebie niespodziankę.
***
Z perspektywy Sophie
-Zamknij oczy, nie podglądaj! 
-Harry, gdzie my jesteśmy? -spytałam zdezorientowana.
-Zaraz się dowiesz. Nie patrz, bo nici z niespodzianki! 
Zawiózł mnie gdzieś i kazał zamknąć oczy, a ja nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. 
-Jesteśmy na miejscu. Otwórz -usłyszałam.
Otworzyłam oczy i mocniej ścisnęłam jego rękę. Mrugnęłam kilka razy. Znajdowaliśmy się w sali tanecznej. Tej samej, w której trenowałam zanim... Z jednej strony znajdowała się ściana pełna luster, z drugiej duże kwadratowe okna i drewniane uchwyty. W kącie leżały materace do ćwiczeń. Do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia i szczęścia, poczułam się, jakby znowu była tamtą rozkochaną w tańcu dziewczynką. Spojrzałam na Harry'ego, a on uśmiechnął się do mnie. Wyjął z kieszeni pilota i nacisnął guzik, a wtem w sali rozległy się dźwięki muzyki. 
Usłyszałam pierwsze słowa piosenki "Once Upon A December" z bajki o Anastazji, córce ostatniego rosyjskiego cara Mikołaja II. To była baśń mojego dzieciństwa, jak to możliwe, że pamiętał, kiedy mówiłam mu o mojej miłości do Rosji?
-Powiedziałaś, że twoim jedynym marzeniem jest znowu zatańczyć.
Słuchałam jego słów, które w moich uszach brzmiały jak muzyka.
-Ale...
-Żadnych ale, Sophie. Nie jestem zbyt dobrym tancerzem, właściwie jest ze mnie kompletna fujara pod tym względem, ale musisz mi wybaczyć, innego partnera dla ciebie nie mamy. 
-Mówisz poważne?
-Całkowicie -odpowiedział i zdjął narzutkę z moich nóg. Podał mi rękę, a ja przytrzymałam się jego ramienia. Trzymał mnie mocno, moja twarz znalazła się blisko jego. Stałam w pozycji pionowej, leciutko dotykając palcami od stóp jego butów. Nie czułam dolnej części ciała, od pasa w dół była sparaliżowana.  Czułam się jak we śnie, jakbym zaraz miała się obudzić. To wszystko było zbyt piękne, by być prawdziwe. Harry zrobił krok do tyłu, potem do przodu i zaczął poruszać się wolno w rytm muzyki, trzymając mnie unoszącą się prawie w powietrzu, kilka milimetrów od jego stóp.
Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm
Figures dancing gracefully
Across my memory

Nuciłam słowa piosenki i dałam się ponieść Harry'emu. Złożyłam głowę na jego piersi i wyszeptałam cicho, połykając łzy spływające po policzkach:
-Nikt jeszcze tyle dla mnie nie zrobił. 

5 sierpnia, francuska Prowansja
Po skończonym koncercie, na który zebrały się tysiące ludzi chłopcy zostali zaproszeni do francuskiego programu. Dzisiaj była premiera teledysku do piosenki "Forever Young", o którym to właśnie dziennikarze chcieli porozmawiać. Zayn, Niall, Louis, Liam i Harry siedzieli na kanapie w studiu programu, przed kilkusetosobową widownią.
-Opowiedzcie trochę o najnowszym teledysku -powiedział dziennikarz z obcym akcentem.
-Nagranie jest trochę fantastyczne, bo opowiada o historii chłopaka, który chce pozostać "na zawsze młody", w ogóle się nie starzeje -rozpoczął Niall.
-Ale z czasem zaczyna rozumieć, że nie będzie szczęśliwy żyjąc wiecznie, jeśli nie będzie miał przy sobie najbliższych -dodał Louis.
-Chodzi o to, że chcieliśmy podkreślić przyjaźń i miłość, czyli uczucia, które są w życiu najważniejsze. Kiedy odchodzi również jego dziewczyna, chłopak zdaje sobie sprawę, że wcale nie chce żyć wiecznie, patrząc jak umierają jego najbliżsi.
-Rozumiem -powiedziała reporterka, spoglądając w swoje notatki. -Teledysk wzbudził wiele skrajnych uczuć, nikt nie spodziewał się takiej interpretacji. Może opowiecie teraz o aktualnej trasie po Europie?
-Za kilka dni wybieramy się Niemiec, potem do Polski i Szwecji -zaczął Liam.
-Tak -przytaknął Zayn. -Potem wracamy do domu, do Anglii i Irlandii, żeby trochę odpocząć.
Dziennikarze zadali jeszcze kilka pytań, m.in. o życie prywatne.
-Przyznać się, który z was jest jeszcze singlem?
Gdy nikt się nie zgłosił, dziennikarka uniosła brew i powiedziała:
-A więc fanki nie mają już co marzyć o wielkiej miłości ze swoim idolem?
-Dla fanek zawsze mamy czas -zaśmiał się Niall.
***
-Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej -powiedział Liam, rzucając się na kanapę w hotelu.
-Padam z nóg -zawtórował mu Harry.
Niall udał się od razu do kuchni, aby zrobić sobie misję płatków czekoladowych. Wszyscy rozłożyli się na fotelach i sofach, Lou zasypiał już na stojąco. 
-Hej, Grace... Co jest? -spytał Zayn, wstając z kanapy, gdyż Grace stała tyłem do nich, trzymając się na firankę i patrząc przez okno. -Wszystko w porządku?
Malik podszedł do dziewczyny, położył rękę na jej ramieniu, a ona odwróciła się do niego powoli. Twarz miała bladą, na skroniach strużki potu. Spojrzała na niego pustym i jakby nieobecnym wzrokiem.
-Grace? Kochanie, co się...
Dziewczyna chwyciła go za rękę, jakby w geście desperacji i osunęła się bezwładnie na ziemię.

* * *
Kolejny rekord w plebiscycie "najdłuższy rozdział" ;-) Szczerze mówiąc jestem z niego zadowolona i czekam na Wasze opinie. Nie będę się rozpisywać, więc do napisania kochani ;3

wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział 28

1 sierpnia, francuska Prowansja

Z perspektywy Harry'ego
-Grace? Możemy porozmawiać?
-O co chodzi? -spytała z uśmiechem.
Nie wiedziałem jak zacząć tę rozmowę. Było mi trochę niezręcznie, ale Grace była jedyną osobą, która mogłaby w tej sytuacji mi pomóc. Jedyną, do której chciałem się zwrócić.
-Jesteś dziewczyną -wydukałem.
-Cóż za trafne spostrzeżenie -zaśmiała się.
-Chodzi o Sophie. Ja... umówiłem się z nią na wieczór.
-Naprawdę? To niesamowita dziewczyna, nie daj plamy! -powiedziała.
-W tym problem.
Spojrzała na mnie dziwnie i usiadła na ławce w hotelowym ogrodzie. Zrobiłem to samo i zacząłem:
-Chodzi o to, że... Ona nie jest jak wszystkie inne dziewczyny, które znałem do tej pory. To znaczy, nie mówię o tobie, ja... ty... wiesz.
Sam nie rozpoznawałem siebie i swojego głosu. Jąkałem się jak małe dziecko i nie mogłem się wysłowić. Niezręcznie mi było rozmawiać z Grace o Sophie, skoro jeszcze jakiś czas temu starałem się ją poderwać.
-Wiem, wiem. Nie wiesz, gdzie ją zabrać?
-Nie w tym rzecz. Widzisz... boję się, że zrobię coś, czym mogę ją zranić. Powiem coś, albo... sam nie wiem. Od kiedy ją poznałem, czuję się jak jakiś totalny głupek. Od zawsze patrzyłem na wygląd dziewczyny, pierwszą rzeczą, na jaką zwracałem uwagę była uroda. Sophie jest śliczna, ale jest zupełnym przeciwieństwem dziewczyny, jakiej szukałem.
-Większość ludzi to wzrokowcy -powiedziała.
-Tak, ale... ja chyba w tym przegiąłem. Dziewczyna moich marzeń miała długie opalone nogi, włosy do pasa, świetną figurę, ciemne oczy. A teraz wydaje mi się, że zachowywałem się jak szczeniak, bo... Sophie jest taka delikatna, miła i...
-Dzięki niej zrozumiałeś, co naprawdę się liczy.
-Ja od dziecka miałem wszystko. Rodzinę, dom, mnóstwo zabawek. Zawsze chciałem więcej i więcej, ciągle było mi mało. Wydawało mi się, że inni mają lepiej. Od kiedy znam Sophie... zrozumiałem, że mam więcej niż na to zasługuję.
Nic nie powiedziała, po prostu słuchała.
-Ona w niczym nie zawiniła. Tylko wyszła z domu na zajęcia taneczne, które tak bardzo kochała. I teraz nigdy już nie zatańczy. Ja... nie potrafię sobie wyobrazić, że nigdy więcej nie stanę na scenie i nie zaśpiewam. Nie rozumiem, dlaczego akurat ona... Miała dziewięć lat, rozumiesz? Dziewięć lat!
Przerwałem na chwilę, by wziąć głęboki oddech. Sophie sprawiła, że spojrzałem inaczej na świat i moje dotychczasowe życie. Przestałem patrzeć na nie od strony materialnej i zrozumiałem, jak wiele tak naprawdę mam. Zdrowie, rodzinę, przyjaciół. Rzeczy, o których zazwyczaj się nie myśli, a docenia się je dopiero wtedy, gdy się je straci.
-Jest taka silna -ciągnąłem. -Nie poddała się. Wygląda na taką kruchą i delikatną. Chciałbym móc ją ochronić, sprawić, żeby wstała z tego cholernego wózka i znowu poczuła, co to znaczy stać samodzielnie na nogach. Nie chcę cię zanudzać i...
-Nie, Harry. Jestem z ciebie dumna -powiedziała i przytuliła się do mnie, a ja przygarnąłem ją do siebie jak przyjaciel przyjaciółkę. -Dasz radę, tylko powiedz jej to, co mi.

***
-Crepes suzette czy Suflet Grand Ma mier? -spytała kelnerka.
Spojrzeliśmy na siebie z minami lekko zbitymi z tropu i żałowaliśmy, że nie możemy po prostu odpowiedzieć "czekoladowy, proszę".
-Eee, poproszę oba -powiedziałem do ekspedientki. -Cokolwiek to jest.
Po chwili siedzieliśmy z Sophie w kawiarni i jedliśmy słodkie desery. Crepes suzette okazały się naleśnikami z truskawkami i brandy, a suflet pysznym ciastkiem z pomarańczą, ryżem i likierem Grand Marnier. Dzień był słoneczny, ulice ruchliwe, pełne turystów. Rozmawialiśmy o takich rzeczach, o których zazwyczaj mówi się na pierwszej randce. Ulubione potrawy, muzyka, miejsca, jakie chciałoby się odwiedzić.
-Chciałabym pojechać do Rosji -powiedziała z uśmiechem Sophie. Jej blond włosy ułożyły się w lekkie fale i opadały miękko na ramiona. Błękitne oczy błyszczały bardziej niż zwykle. -Moja babcia pochodzi z Petersburga.
-Więc pakuj się, samolot jutro rano -powiedziałem.
Zaśmiała się, a rozmowa zeszła na inny tor. Policzki miała bardziej zarumienione niż zwykle.
-Wiesz Sophie... chciałbym ci podziękować.
-Podziękować? Mi? Za co?
Na nosie tańczyły jej niesforne rude piegi. Wyglądały tak śmiesznie w zestawie z jej delikatną, taką jasną urodą.
-Za to, że dzięki tobie coś zrozumiałem. Jesteś niesamowita, wiesz?
-Rzadko to słyszę -powiedziała szczerze i bardzo cicho. Na płatku ucha miała malutkie znamię w kształcie księżyca. 
-Od dzisiaj będziesz to słyszeć zawsze, gdy będę obok.

Z perspektywy Grace
-Mam zdjęcie! Zobaczcie, mam zdjęcie! -krzyczała rozradowana Danielle.
-Jakie zdjęcie? Co ty tu wrzeszczysz w środku nocy? -spytał Niall, wychodząc z kuchni z buzią zapchaną śniadaniem. Była już dziesiąta rano, ale dla Horana jak zwykle to bardzo wczesna pora. Dan wróciła właśnie z Liamem od lekarza. Co prawda jesteśmy we Francji, ale jeśli miałaby czekać do powrotu do Anglii, to mogłaby nie badać się aż do porodu.
-Zdjęcie USG dziecka! -oświeciłam ciemne społeczeństwo, a Lou z Niallem, słysząc to, rzucili się w stronę Danielle, przepychając się nawzajem.
-Pokaż! Ciekawe, jak wygląda. Pewnie ma szlacheckie rysy po wujku -wrzeszczał Louis.
-Nie wiem pod jakim kątem ty jesteś szlachecki -rzucił Niall, za co oberwał w ucho.
-Nie kłóćcie się, bo w ogóle nie zobaczycie zdjęcia i tyle będzie z waszego wujkowania -syknął Zayn, na co Louie zrobił minę, mówiącą "jakiś problem?!"
-Ty mi się tu nie cwaniakuj, bo mógłbym być twoim ojcem, rozumiemy się?
Wybuchnęłam śmiechem. Czasem zastanawiam się, czy oni udają, czy to wszystko tak na serio. Dan podała kopertę Liamowi, który podarł biały papier i wyjął ze środka pierwsze zdjęcie "ich" maleństwa. Od tamtego czasu ani razu, przynajmniej przy nas, nie wspominał o tym, co się wydarzyło. Byłam pewna, że lepszego ojca niż on świat jeszcze nie widział. Wpatrywał się w zdjęcie, z którego tak naprawdę nic nie wynikało, przynajmniej ja nic na nim nie widziałam. Biła od niego duma. Położył rękę na ramieniu Danielle, a ona uśmiechnęła się do niego promiennie.

Francuska Prowansja jest taka piękna. Zawsze miałam smykałkę do geografii, lubiłam uczyć się o kulturze, położeniu i historii różnych państw i miast. Tylko to mogło mi zastąpić prawdziwe ich zwiedzanie. Siedziałam na plaży, słońce chyliło się już ku zachodowi. Niebo zrobiło się ciemnoróżowe, złote przy horyzoncie. Kilka metrów od siebie zobaczyłam Zayna, więc wstałam i podeszłam do niego. Też siedział sam, rysując patykiem niedbale po piasku.
-Hej -rzuciłam, ale ułamek sekundy później zrozumiałam, że zrobiłam błąd. Zayn rzucił mi palące spojrzenie i wstał. Co takie znowu zrobiłam?
-Wracaj do Harry'ego -powiedział.
-Co? O czym ty w ogóle mówisz?
-Widziałem was rano. Zawsze miło jest się poprzytulać do starego dobrego przyjaciela, nie? -jego głos przesycony był jadem. Zupełnie tak, jak dawniej.
-Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy! Harry to mój przyjaciel, po prostu rozmawialiśmy!
-To już nie mój problem, nie musisz mi się tłumaczyć -rzucił chłodno.
Miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy i rzucić się na niego z pięściami. Czemu on ciągle się mnie czepia?
-Boże, ale o co ci chodzi?! -nie wytrzymałam. Wszystkie pretensje, które ukrywałam przez ten cały czas, cała złość wybuchły nowym płomieniem. Miałam dość wiecznego obwiniania mnie o coś i skrywania powodów, dość traktowania jak zabawki! -Kiedy ty rozmawiasz sobie z Niallem o byciu ze mną to jest dobrze, ale kiedy ja pomagam Harry'emu dogadać się z Sophie to robisz problemy!
-Że o czym ja niby rozmawiam z Niallem?! -wykrzyknął.
-Oh proszę cię! Nie zgrywaj niewiniątka, dobrze wiesz o czym mówię. Słyszałam, jak po wyjściu z aresztu rozmawiałeś z Niallem. Powiedziałeś, że nigdy nie całowałbyś się ze mną, gdybyś był trzeźwy! Uwierz mi, każda dziewczyna marzy by to usłyszeć! 
-Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem!
-Nie kłam mi w oczy, nie jestem taka głupia! Ciągle robiłeś sobie ze mnie zabawę, teraz ja ci powiem, co mam do powiedzenia. Nie mam pojęcia, dlaczego przez ten cały czas traktowałeś mnie, jakbym co najmniej rozbiła ci lusterko. Nie jestem zabawką, którą można rzucić w kąt, gdy się znudzi, a potem jeszcze mieć pretensje!
-Powtarzam ci, że nie wiem, o co ci chodzi! Rozmawiałem z Niallem o twoich urodzinach i o pobiciu tego kolesia, reszty nie pamiętam, bo byłem zbyt pijany!
Zacisnęłam pięści. Byłam zła, ale cieszyłam się, że nareszcie powiedziałam mu wszystko.
-Nigdy nie powiedziałbym, że nie chciałbym być z tobą na trzeźwo! Do cholery, ty chyba nie wiesz, jak na mnie działasz!
-A skąd mam niby wiedzieć, skoro ciągle się mnie czepiasz?!-krzyknęłam. -Od początku się tak zachowujesz, a ja nie wiem czemu!
-Może Harry ci powie, idź, spytaj go -syknął. Stał tak blisko, że czułam jego zapach, ciepło od niego bijące.
-Przestań mieszać w to Harry'ego!
-A całowanie się z nim na schodach w domu to nic? -powiedział z twarzą przy mojej, oddychał szybko, jego oczy błyszczały złością i czymś jeszcze.
-Tu nie chodziło o Harry'ego!
-Więc niby o kogo?! 
-O ciebie! Nie byłeś nic lepszy, całując się ze mną i w tym czasie będąc z Denise!
-Skąd wiesz, że byłem z Denise? -spytał zdziwiony.
-Widziałam was w wesołym miasteczku. Dobrana z was była para, zresztą nie zapominaj, że sam się wydałeś w areszcie.
Zmierzwił sobie włosy i zacisnął pięści.
-Boże, bo ty nic nie rozumiesz!
-Więc mi wytłumacz!
-Ja cię kocham do cholery!
 * * *
Typowa rozmowa z stylu Grace i Zayna ;-) Jutro wyjeżdżam, mam nadzieję, że jak wrócę to zastanę miłą niespodziankę w postaci komentarzy. Do napisania!